Solidar Śląsko Dąbrow

To nie jest miejsce dla sześciolatka

Spór między rodzicami dzieci urodzonych w 2008 roku i młodszych, które od 2014 roku zgodnie z reformą oświaty powinny rozpoczynać obowiązkową naukę w szkole, przybiera na sile. Ze strony rodziców i nauczycieli przeciwnych posłaniu sześcioletnich dzieci do szkół pojawiają się konkretne argumenty. MEN cały czas udaje, że ich nie słyszy, a Fundacja Rzecznik Praw Rodziców prowadzi akcję „Ratuj Maluchy” i zbiera podpisy pod ogólnopolskim protestem przeciw reformie.

Niedawno „Rzeczpospolita”, powołując się na raport NIK, napisała, że aż 80 proc. szkół nie jest gotowych na przyjęcie sześciolatków. Według dziennika z przeprowadzonej przez NIK kontroli wynika, że w szkołach brakuje łazienek przystosowanych do potrzeb mniejszych dzieci, a wiele świetlic i stołówek nie spełnia wymaganych standardów. Niedostosowane są również sale informatyczne. Minister edukacji Krystyna Szumilas przekonuje, że to nie prawda. Jej zdaniem szkoły są już bardzo dobrze przygotowane do zmian.

Pomysł wprowadzenia obowiązku szkolnego dla sześciolatków pojawił się w 2008 roku. Ówczesna minister edukacji Katarzyna Hall zakładała, że już w 2009 roku wyśle do szkół dzieci sześcioletnie razem z siedmiolatkami. Ostatecznie stanęło na tym, że wszystkie sześciolatki obowiązkowo rozpoczną naukę we wrześniu 2014 roku. Jednak jak wynika z badań, ponad 70 proc. Polaków uważa, że jest to zły pomysł. Zdecydowanie popiera go zaledwie 10 proc. społeczeństwa. – Rodzice najlepiej wiedzą, co jest dobre dla ich dzieci – mówi pani Elżbieta, koordynatorka akcji „Ratuj Maluchy” w Katowicach i mama trzech chłopców. Podkreśla, że rodzice małych dzieci walczą przede wszystkim o prawo do decydowania o swoich pociechach. – Każdy rodzic zna swoje dziecko i jeżeli uważa, że w wieku sześciu lat jest ono gotowe do pójścia do szkoły, to może je do niej posłać. Zdarzają się przecież dojrzałe emocjonalnie sześciolatki – mówi pani Elżbieta. Jej zdaniem większość dzieci w tym wieku, nawet jeżeli zna literki i potrafi liczyć, nie jest emocjonalnie gotowa do sprostania wezwaniom, jakie niesie ze sobą szkoła. – Miejsce tych dzieci jest w przedszkolu – zaznacza. – Nie ma żadnych racjonalnych argumentów, które przemawiałyby za tym, że wszystkie sześciolatki powinny pójść do szkoły – dodaje Lesław Ordon, przewodniczący Regionalnego Sekretariatu Nauki i Oświaty NSZZ Solidarność. I przypomina, że do czasu reformy rodzice mieli możliwość wcześniejszego posłania dziecka do szkoły, ale to tego wymagana była opinia z poradni psychologiczno-pedagogicznej. – Badanie miało stwierdzić, czy pod względem intelektualnym i emocjonalnym dziecko jest gotowe do rozpoczęcia nauki – mówi Lesław Ordon.

Doświadczenia wielu rodziców, którzy uwierzyli pani minister i posłali dziecko wcześniej do szkoły, częściej wpisują się w głosy na „nie” dla reformy, a bardzo rzadko na „tak”. Rodzice czują się oszukani, podkreślają, że dzieci uczą się w innych salach niż te, które im wcześniej pokazywano albo wbrew wcześniejszym zapewnieniom dyrekcji szkoły, w jednej klasie znalazły się sześciolatki i dzieci siedmioletnie. – Piotrek poszedł do szkoły jako sześciolatek. Na zebraniach z rodzicami pani dyrektor przedstawiała naukę w pierwszej klasie jako zabawę. Podkreślała, że dzieci nie zauważą, że się uczą. Obiecywała rodzicom klasę złożoną z samych sześciolatków. Cud, miód, rewelacja. We wrześniu okazało się, że w klasie pierwszej są dzieci w różnym wieku. Po pierwszym półroczu okazało się, że syn nie radzi sobie z materiałem – to tylko fragmenty jednego z wielu listów rodziców, które zostały opublikowane na stronie Fundacji Rzecznik Praw Rodziców.

Część rodziców przyznaje, że popełniła błąd i chciałoby przenieść dziecko do zerówki, ale nie ma przepisów mówiących o tym, co zrobić z sześciolatkiem, który nie poradził sobie w szkole.

Agnieszka Konieczny

Dodaj komentarz