Solidar Śląsko Dąbrow

Ta rocznica dzieli i będzie dzielić

25. rocznica rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu to kolejna data z najnowszej historii Polski, która zamiast łączyć dzieli Polaków. Dlaczego rocznica porozumień Okrągłego Stołu nie dla wszystkich jest powodem do świętowania?
– Ta rocznica dzieli i będzie dzielić. I sądzę, że nie należy robić z niej wielkiego święta, bo wprawdzie przy Okrągłym Stole stworzone zostały warunki dla demokracji, ale też później popełnionych zostało wiele poważnych błędów i zaniechań. Największym było to, że obóz solidarnościowy, który zwyciężył w wyborach 4 czerwca 1989 roku, dał komunistom przyzwolenie na dalsze sprawowanie władzy, na współrządzenie. My to firmowaliśmy, oni sprawowali władzę w dominujących resortach. I to już wkrótce się zemściło. Bo to oni, a nie ludzie Solidarności byli beneficjentami zmian przeprowadzonych w III RP. Uwłaszczenie nomenklatury komunistycznej to był przysłowiowy skok na majątek państwa, na gospodarkę. Trzeba też szczerze przyznać, że przy Okrągłym Stole nie potrafiliśmy przewidzieć konsekwencji innych niekorzystnych zmian ekonomicznych, m.in. planu Balcerowicza. A ten bezwzględnie uderzył w przedsiębiorstwa i zatrudnionych tam pracowników. To oni i ich rodziny są jego największymi ofiarami. Od lat płacą wysoką cenę za prywatyzację przemysłu, likwidację zakładów pracy i wysokie bezrobocie.

Z zatem w Pana ocenie obrady Okrągłego Stołu przyniosły więcej sukcesów czy porażek? Czy obóz solidarnościowy ugrał wszystko, co wtedy było możliwe do ugrania?
– Na pewno wielkim sukcesem ludzi Solidarności jest otworzenie drzwi do demokratycznych przemian w kraju. Pierwsze częściowo wolne wybory do parlamentu były ewenementem w tzw. bloku wschodnim. Kluczowe dla przemian ustrojowych były też uzgodnienia o tworzeniu wolnych związków zawodowych i wolnych mediów. Ale obóz solidarnościowy dopuścił się wielu zaniechań, z którymi do dziś nie potrafię się pogodzić. M.in. nie zostały rozliczone komunistyczne zbrodnie i działania przeciwko opozycji. Zabrakło stanowczości, by upomnieć się o ukaranie ich sprawców. Wręcz przeciwnie: niebawem Jaruzelskiego i Kiszczaka obdarzono mianem ludzi honoru, a Zbyszek Bujak na aukcji u pani Kiszczakowej wystawił swoją legitymację Solidarności. Nieprzyzwoite jest to, że zupełnie nie zadbano o ludzi walczących z komunizmem, że wszelkie próby uregulowania ich sytuacji były skutecznie torpedowane. Dodajmy, że przez establishment o opozycyjnym rodowodzie. Dopiero teraz, pod presją zbliżającej się rocznicy poczyniono pewne, nieznaczne, ale jednak kroki. Dobre i to, bo wielu byłych działaczy Solidarności żyje w skrajnie trudnych warunkach. Wracając do Okrągłego Stołu, wstyd się przyznać, ale w negocjacjach zapomnieliśmy o kwestii rejestracji Niezależnego Zrzeszenia Studentów. A przecież ci młodzi ludzie ogromnie dużo zrobili dla walki z komuną. Byli wsparciem i zapleczem Solidarności. 

Czym Pan tłumaczy wyjątkową spolegliwość ludzi z solidarnościowego obozu wobec niedawnych prześladowców opozycji. Odpuścili im zbrodnie, oddali część władzy…
– Często członkowie ich rodzin byli w przeszłości w obozie władzy. Mam tu na myśli m.in. ludzi wywodzących się głównie z Komitetu Obrony Robotników. To oni mieli bardzo duży wpływ na to, że cały dawny układ pozostał nadal aktywny i w dużej części wciąż sprawował władzę. Tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Często były to też kontakty towarzyskie sprzed Solidarności. Nie lekceważyłbym też obawy przed prawicowym skrzydłem opozycji, co skutkowało budowaniem więzi z bardziej elastyczną częścią ancien regime.

„Oni” to znaczy kto? Kto tak naprawdę rozdawał karty przy Okrągłym Stole? 
– Z naszej strony największy wpływ na negocjacje mieli Adam Michnik, Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki i Jan Lityński. Głównym rozgrywającym ze strony rządu był Kiszczak, ale nie mam złudzeń, że on działał w porozumieniu z Jaruzelskim. Sam generał nie brał udziału w obradach. To była wygodna i skuteczna taktyka.

Jak z perspektywy ćwierćwiecza ocenia Pan przygotowanie obu stron do tych rozmów?
– Strona rządowa wiedziała doskonale, co chce osiągnąć i jak to skutecznie przeprowadzić. Wcześniej specjalnie powołany zespół w składzie Jerzy Urban, Stanisław Ciosek i gen. Władysław Pożoga opracowywał różne symulacje rozwoju sytuacji w Polsce, bo komuniści już wtedy wiedzieli, że system się załamał. My w pierwszej fazie rozmów skupiliśmy się głównie na problemie legalizacji Solidarności. Wówczas, przy Okrągłym Stole, absolutnie nie przewidywaliśmy układu „wasz prezydent, nasz premier”. 

Ktoś szczególnie naciskał, by to właśnie Jaruzelski został prezydentem? 
– Na tym bardzo zależało Amerykanom, ale do dziś o tym mało się mówi. Uważali, że jeśli generał-komunista będzie głową państwa, to transformacja w Polsce będzie miała spokojny przebieg. Obawiali się buntu w szeregach wojska, służb specjalnych, w szeregach PZPR. Argumentowali, że Jaruzelski będzie gwarantem bezpieczeństwa. Byłem przeciwny takiemu rozwiązaniu, nie głosowałem za Jaruzelskim, choć dziś przyznaję, że wtedy faktycznie nie mieliśmy ekipy przygotowanej do rządzenia państwem według nowych reguł. 

Dziś ktoś musiałby się wstydzić tego, co stało się przy Okrągłym Stole?
– Inna jest optyka dzisiejszego dnia, inna tamtych dni sprzed ćwierćwiecza. Proszę pamiętać, że to była pionierska robota, to my podłożyliśmy lont pod kruchy, bo kruchy, ale zwarty mur tzw. bloku wschodniego. Potem był efekt domina i socjalizm posypał się jak domek z kart. Czy można było to zrobić lepiej? Oczywiście, że tak. Do dzisiaj próbujemy!

Z Mieczysławem Gilem, uczestnikiem obrad Okrągłego Stołu w 1989 roku rozmawiała Beata Gajdziszewska

źródło foto:wikipedia.pl

Dodaj komentarz