Żadnych marzeń
Ukraiński Antonow AN-225 „Mrija” (pol. marzenie) był największym samolotem transportowym świata. Był, bo Ukrainę najechali Rosjanie i zniszczyli „Marzenie” podczas ataku na lotnisko w Hostomelu pod Kijowem. Maszyna stała w hangarze. Remontowano ją. To był jedyny egzemplarz Antonowa AN-225.
„Mrija” naprawdę robił wrażenie. Miałem przyjemność podziwiać tego kolosa „na żywo” przed kilkunastu laty, gdy lądował w Pyrzowicach. To było 3 marca 2005 roku. Prawdziwy gigant. Rozpiętość skrzydeł 88 metrów, długość 84 metry, wysokość 18 metrów. Na pokład mógł zabrać 250 ton ładunku, czyli np. kilka lokomotyw, albo, co łatwiej sobie wyobrazić, blisko 100 samochodów osobowych. Akurat wtedy przewoził osiem helikopterów Mi-2 do Algierii. Pierwsze pięć śmigłowców zapakował w Mołdawii, pozostałe trzy „dosiadły się” w Pyrzowicach. Osiągi tej maszyny to rzecz na odrębną opowieść. Jej historia, jej rekordy…
Zniszczyć marzenie. Jakie to sowieckie. A sięgając w głąb dziejów i obserwując postępowanie Moskwy wobec sąsiadów, można rzec, że rosyjski sposób sprawowania władzy. Zniszczyć marzenia. I nieważne czy car, czy sekretarz generalny partii komunistycznej, czy inny satrapa i czekista dla niepoznaki nazywający się premierem, bądź prezydentem. Metoda ta sama. Zabrać marzenia, stłamsić, trzymać pod butem, otruć, ubić. Wszechobecne kłamstwo, przekupstwo, złodziejstwo. Niezależnie od zewnętrznego wizerunku. W polskiej pamięci historycznej utkwiły słowa rzekomo proeuropejskiego i liberalnego cara Aleksandra II, który w 1856 roku w Warszawie napominał Polaków liczących na złagodzenie postawy zaborcy po zmianie na carskim tronie. „Liberał” z Moskwy uciął rojenia krótko: „Szczęście Polski zależy od jej całkowitego złączenia się z ludem mojego cesarstwa. Żadnych marzeń, panowie, żadnych złudzeń”.
My nie przestaliśmy marzyć i marzenie się spełniło na początku XX wieku. Na krótko. Na 20 lat. Pod rękę z niemieckim kanclerzem Hitlerem zaatakował nas czerwony car Stalin, a po nim kolejni czerwoni carowie kontynuowali imperialną politykę Rosji, niszcząc marzenia kolejnych pokoleń Polaków. Ci, którzy żyli w PRL, a także w sąsiednich WRL, CSRS, NRD i w innych krajach tzw. bloku wschodniego doskonale to pamiętają. Te zbrodnicze idee i bandyckie metody. Brutalne tłumienie insurekcji w kolejnych krajach czynione własnoręcznie lub za pośrednictwem namiestników. Rok 1956, rok 1968, rok 1981. I codziennie. Rutynowo. Żadnych marzeń.
Marzenia ludzi okazały się silniejsze, niż moskiewscy satrapowie. Związek Sowiecki rozpadł się, ale myśl o odbudowie imperium jest wiecznie żywa, choć udawała, że grzecznie spoczęła w mauzoleum. Mieszkańcy państw, które zaznały „sąsiedzkich” relacji z Rosją, ostrzegali, że bestia wyjdzie z sarkofagu, ale przedstawiciele tzw. europejskich elit samych siebie okłamywali, że nic się nie dzieje. Ich chciwość i krótkowzroczność doprowadziły do tragedii.
Atak na Ukrainę przyniósł otrzeźwienie, oby nie okazało się ono chwilowe. Oby zachodnioeuropejscy eksperci od Rosji zrozumieli, że strategiczny cel carów od setek lat pozostaje takie sam – stłamszony, zwasalizowany cały kontynent, aż po Atlantyk. I żadnych nadziei, panowie, że ten cel się zmieni, żadnych złudzeń.
Jeden z Drugą;)
źródło foto: flickr/Kārlis Dambrāns/CC BY 2.0