Solidar Śląsko Dąbrow

Uczciwe władze. Na Alasce.

Parę dni temu każdy mieszkaniec Alaski dostał od władz tego stanu ponad dwa tysiące dolarów. Nie jest to żaden zwrot podatku, ulga na renifera czy inne becikowe lub 500 zł na dziecko. Innymi słowy politycy nie dali ludziom tych dwóch tysięcy w akcie wielkopańskiej łaski, żeby zyskać sobie ich przychylność. Nie trwa tam kampania wyborcza, ani żaden inny polityczny teatrzyk. Ponad 645 tys. mieszkańców za swoje dwa tysiące zielonych nie musiało robić nic specjalnego. Nie musiało oddawać niczego w zamian, godzić się na wydłużenie wieku emerytalnego, ani na skrócenie dzieciństwa swoich dzieci do 6 lat. Nic z tych rzeczy. Dostali i już, bo dostają co roku. Wystarczy, że na Alasce mieszkają.

Jak to możliwe – zapytacie? Odpowiedź jest bardzo prosta. Na Alasce znajdują się złoża ropy naftowej. Gdy ropę zaczęto wydobywać, stanowy rząd założył specjalny fundusz, na który trafia jedna czwarta zysków z wydobycia. Fundusz inwestuje pieniądze i co roku wypłaca mieszkańcom Alaski dywidendę. Dostaje ją każdy, kto przynajmniej od roku mieszka na terenie tego stanu. Pierwsza wypłata miała miejsce w 1982 roku i wyniosła równo 1000 dolarów. Od tego czasu mieszkańcy Alaski dostają kasę co roku, a jej wysokość jest uzależniona od pięcioletniej średniej zysków Funduszu. Fundusz gromadzi pieniądze także dla przyszłych pokoleń, które przyjdą na świat, gdy złoża roponośne już się wyczerpią.

Historia – sami przyznacie – zupełnie niebywała. W naszych realiach byłoby to kompletnie nie do uwierzenia. Na Alasce odkryto bogactwo naturalne. Rząd uznał, że to nie jego prywatna własność, tylko dobro wszystkich obywateli, z którymi trzeba się uczciwie podzielić. Politycy raz dali słowo ludziom i tego słowa dotrzymują od ponad 30 lat. Nie kombinują, nie próbują tłumaczyć się kryzysem, nie ściemniają, że czasy się zmieniły i teraz się już nie da. Politycy myślą w perspektywie dłuższej niż własna kadencja, a każdy następny rząd dotrzymuje zobowiązań swoich poprzedników.

My mieszkamy na Śląsku, a nie na Alasce. Nie mamy pól roponośnych, mamy za to węgiel. Węgiel, na którym do niedawna rząd zarabiał krocie, setki milionów złotych wysysane bezpośrednio ze spółek węglowych, miliardy drenowane w postaci podatków nakładanych na kopalnie i pracujących w nich ludzi. W odróżnieniu od Alaski nie mamy też niestety polityków, którzy patrzą dalej niż własny słupek wyborczy. Zamiast w dobrych czasach zyski z górnictwa odkładać na czasy gorsze i inwestować w kopalnie, żeby mogły wydobywać węgiel efektywniej i taniej, „oni, wiesz, pili, lulki palili, swoich ludzi poobstawiali, sam wiesz, ile zarabiali i nagle pierdyknęło” – cytując panią komisarz Bieńkowską. Nagle pierdyknęło i tradycyjnie nikt nie poniósł za to najmniejszej odpowiedzialności. Nagle pierdyknęło i teraz tradycyjnie próbują z górników zrobić tych złych krzykaczy, którzy żądają pieniędzy podatników, próbują napuścić na górników resztę społeczeństwa.

Przykład Alaski i Śląska pokazuje, jak wiele zależy od ludzi, których wybieramy, aby w naszym imieniu sprawowali władzę. Jak wiele zależy od ich kompetencji, rzetelności i intencji. Jak bardzo ten wybór przekłada się na nasze codzienne życie, na to, czy będziemy mieli gdzie pracować, czy będziemy w stanie normalnie utrzymać nasze rodziny. W niedzielę za półtora tygodnia pomyślcie sobie o Alasce.

Trzeci z Czwartą;)

 

Dodaj komentarz