Solidar Śląsko Dąbrow

Syndrom autobusu 820

Każdy kto korzysta z usług komunikacji publicznej wie, że niektóre linie autobusowe są inne od pozostałych. Są autobusy, których pasażerowie codziennie udowadniają, że przewidziana przez producenta liczba miejsc w pojeździe jest grubo niedoszacowana, a bilet miesięczny pozwala nie tylko dojechać do roboty, ale także na własnej skórze poczuć, co tak naprawdę oznacza bliskość drugiego człowieka. W naszym regionie również jest taki magiczny autobus, a imię jego 820. W ubiegłym tygodniu regionalne media obiegła informacja, że na facebooku powstał specjalny profil, na którym pasażerowie słynnej linii zamieszczają mrożące krew w żyłach zdjęcia i relacje z podróży.

Autobus linii 820 odwiedza na swojej trasie cztery miasta naszego regionu: Tarnowskie Góry, Bytom, Chorzów i Katowice. Do pojazdu da się wejść bez używania wschodnich sztuk walki, tylko na kilku początkowych przystankach. Dalej udaje się to tylko nielicznym. Największe szanse mają doświadczeni pasażerowie. Starzy wyjadacze wiedzą, gdzie się ustawić, aby drzwi podjeżdżającego wehikułu znalazły się dokładnie na wprost nich. Często jednak i to nic nie daje. W kluczowym momencie na przystanku rozpętuje się piekło. W ruch idą łokcie, kolana i parasole. Nieliczni próbują się z autobusu wydostać, cała reszta wbić do środka. Nie ma znaczenia wiek, płeć, ani stan zdrowia. To nikogo nie obchodzi. W 820 dla nikogo nie ma taryfy ulgowej. Ludzie na co dzień kulturalni i uprzejmi zamieniają się w bestie walczące o każdy skrawek autobusowej podłogi. Większość tę walkę przegrywa i zostaje na przystanku, aby za 20 minut stoczyć kolejną rundę. Nikt się nie buntuje. Ludzie godzą się na zwierzęce traktowanie, nie domagają się, aby autobusów było więcej i w milczeniu akceptują kolejne podwyżki cen biletów (następna będzie na wiosnę).

Choć czasem zdarzają się awantury, obiektem agresji jednych pasażerów zazwyczaj są inni pasażerowie lub Bogu ducha winien kierowca autobusu. W nieludzkim ścisku każdy jest osobno, a najgorszy wróg to nie ten, kto wspólną mordęgę sprokurował, ale towarzysz niedoli. Nie wiadomo, czy to wynik 50 lat komuny, czy też 20 lat propagandowej tresury, zgodnie z którą w nowoczesnym (czyt. liberalnym) państwie każdy jest pozostawiony sam sobie i nie ma prawa domagać się niczego od nikogo, a już na pewno nie od rządzących i publicznych instytucji.

Propaganda nie dodaje jednak, że zarówno przedsiębiorstwa komunikacji publicznej, jak i rządzący oraz wszelkie instytucje istnieją właśnie po to, aby służyć obywatelom. Nawet w ultraliberalnym państwie. Gdy kupujesz bilet na autobus, przewoźnik ma obowiązek przetransportować Cię z punktu A do punktu B. Jeżeli płacisz składkę zdrowotną, ubezpieczyciel ma obowiązek zapewnić Ci dostęp do leczenia. Jeżeli płacisz podatki, rząd ma dbać o twoje interesy. Gdy ten, komu płacisz, robi Cię w konia, masz prawo zaprotestować. Nie ma znaczenia, czy chodzi o KZK GOP, Narodowy Fundusz Zdrowia czy rząd. Jeżeli będziesz siedzieć cicho, wszędzie będzie tak, jak na przystanku linii 820. Wygrywać będą tylko najsilniejsi, którzy potrafią rozepchać się łokciami, dla całej reszty zabraknie miejsca.

Trzeci z Czwartą:)

Dodaj komentarz