Solidar Śląsko Dąbrow

Praca polskich prekariuszy

Większość pracujących Polaków osiąga dochody niższe od przeciętnego wynagrodzenia. Niskie zarobki dużych grup ludzi, to zdaniem ekonomisty prof. Ryszarda Bugaja kluczowy czynnik hamujący polską gospodarkę.
 
W ostatnim czasie ogromną popularność w mediach zyskało pojęcie „prekariat”. Jego autorem jest prof. Guy Standing, brytyjski ekonomista i socjolog, który zwrócił uwagę, że systematycznie wzrasta liczba ludzi, którzy pracują, ale są pozbawieni jakiejkolwiek życiowej stabilizacji i razem ze swoimi rodzinami żyją w poczuciu ciągłej niepewności. Tę nową warstwę społeczną nazwał „prekariuszami”. Określenie to do polskiego rynku pracy pasuje idealnie. 
 
O nadużywaniu przez pracodawców umów cywilnoprawnych, patologiach występujących w agencjach pracy tymczasowej, czy niskim poziomie wynagrodzeń, za które pracownicy zatrudnieni na pełen etat nie są w stanie się utrzymać Solidarność mówiła od wielu lat, jeszcze zanim termin „prekariat” zyskał popularność. 
 
Konsekwencje dla budżetu
Jak wynika z danych Eurostatu pod koniec 2014 roku na kontraktach cywilnoprawnych zatrudnionych było aż 1,3 mln Polaków. W tej grupie znajdują się zarówno ludzie młodzi, absolwenci wyższych uczelni, które nie gwarantują już stałej pracy, jak i doświadczeni pracownicy. Zdaniem prof. Ryszarda Bugaja nadużywanie umów cywilnoprawnych może w przyszłości mieć poważne konsekwencje dla finansów publicznych. Państwo będzie bowiem musiało znaleźć jakiś sposób, żeby pomóc ludziom, którzy nie ze swojej winy, nie nabędą uprawień nawet do minimalnej emerytury. – Obecne oszczędności na kosztach pracy prowadzą do kumulacji wydatków budżetowych w przyszłości – mówi.
 
Zarobki poniżej średniej
Obok umów śmieciowych problemem są bardzo niskie zarobki dużych grup ludzi, również zatrudnionych na podstawie stałych umów o pracę. Jak podkreśla prof. Bugaj 2/3 pracowników w Polsce otrzymuje wynagrodzenie niższe od średniej płacy. – Kluczową kwestią nie jest nędza w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo tutaj pomoc społeczna, chociaż słabiutka, ale się pojawia. W Polsce jest bardzo duża grupa ludzi, którzy osiągają niskie dochody – zaznacza ekonomista.
 
W najtrudniejszej sytuacji znajdują się młodzi ludzie, którzy próbują wejść na rynek pracy i uniezależnić się od rodziców oraz rodziny z dziećmi. Wiele z nich, nawet gdy oboje małżonków pracuje musi poważnie zastanawiać się, w jaki sposób związać koniec z końcem. Beata i Michał Nowakowie (imiona i nazwisko zmienione na prośbę rozmówców) wychowują dwóch synów i spłacają kredyt hipoteczny, którego miesięczna rata wynosi 900 zł. Mimo, że razem zarabiają ok. 5 tys. zł na rękę, przyznają, że pieniędzy wystarcza im tylko na bieżące wydatki. – Żeby wyjechać z dziećmi nad morze musiałam wziąć wziąć pożyczkę z zakładowego funduszu świadczeń socjalnych – mówi kobieta. Przyznaje, że większe lub niezaplanowane wydatki najczęściej wiążą się z zaciągnięciem kredytu. – Musieliśmy się zapożyczyć nawet wtedy, gdy starszy syn szedł do komunii – dodaje.
 
Niskie płace, niski popyt
Jednym ze skutków gospodarczych niskich wynagrodzeń jest niski popyt, a to – jak zaznacza prof. Bugaj – szkodzi całej gospodarce. – Niski poziom płac jest czynnikiem ograniczającym popyt w gospodarce na dobra wytwarzane w kraju. W ten sposób hamowane jest tempo wzrostu gospodarczego – dodaje. Podkreśla, że nie jest ono bardzo niskie, ale w porównaniu do tego, co w latach 60. i 70. osiągnęły inne państwa przeżywające wówczas rozkwit gospodarczy, można je uznać za niewielkie. Zdaniem prof. Bugaja znaczący wzrost płac pobudziłby gospodarkę, a nie inflację, jak sugeruje część ekonomistów.
 
Prof. Bugaj dodaje, że niskie wynagrodzenia powodują frustrację i niezadowolenia społeczne. – Ludzie widzą, że gospodarka zrobiła spory krok, a oni z tego tytułu nie osiągnęli adekwatnej poprawy swojej sytuacji – podkreśla ekonomista. Zaznacza, że beneficjentami wzrostu gospodarczego są tylko niewielkie grupy osiągające bardzo wysokie dochody.
 
 
Lęk przed bezrobociem
Z brakiem stabilizacji i niskimi wynagrodzeniami często związany jest też lęk przed utratą pracy. Jak wynika z najnowszego badania OECD towarzyszy on ponad 1/3 pracujących Polaków. Zwolnienia najbardziej boją się ludzie w wieku 18-34 lata. W tej grupie wiekowej na ten problem zwróciło uwagę aż 45 proc. respondentów. Obawy Polaków potwierdza najnowsza edycja raportu OECD Better Life Index, w którym pod względem bezpieczeństwa pracy Polska zajęła dopiero 30. miejsce na 34 państwa.
 
Agnieszka Konieczny

 

Dodaj komentarz