Początek pozytywnych zmian
Marzę o tym, żeby kiedyś zacząć rozmowę z Tobą od słów: „Jest dobrze i wygląda na to, że będzie jeszcze lepiej”. Doczekamy się tego kiedyś? Tymczasem muszę zacząć jak zwykle: „Rozpoczął się kolejny trudny rok i…”
– I zaskoczę Cię. Jest we mnie dużo więcej optymizmu niż w poprzednich latach i myślę, że ten rok będzie początkiem pozytywnych zmian w wielu dziedzinach. Przede wszystkim po raz pierwszy od niepamiętnych lat rząd próbuje realizować przedwyborcze obietnice. To pokazuje, że traktuje wyborców poważnie. Ważnym sygnałem jest tutaj program „Rodzina 500 plus”. Wiem, że ten program jest uważany przez część ludzi za niesprawiedliwy, że nie uwzględnia on wszystkich uwag i sugestii składanych przez Solidarność. Ale wreszcie mamy w Polsce rzeczywisty program prorodzinny. Po tylu latach opowiadania o potrzebie takiego projektu, wreszcie przyszła ekipa, która go przygotowała, uchwaliła i wdraża.
A ja bym powiedział, że pierwsza jaskółka wiosny nie czyni…
– Myślę, że tych jaskółek już wkrótce będzie więcej.
Nie za bardzo słodzisz tej ekipie?
– Nie. To, co dobre, doceniam, a co złe, krytykuję. Wbrew temu, co niektórzy sugerują, Solidarność nie rozciąga i nie będzie rozciągać parasola ochronnego nad tą ekipą rządzącą. Jeśli jakiś pomysł rządu oceniamy jako zły, to wyrażamy swój sprzeciw. I mówimy o tym głośno i publicznie. Tak się stało chociażby w przypadku negatywnie zaopiniowanego przez Solidarność projektu ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej.
To gdzie możemy zobaczyć pozostałe jaskółki pozytywnych zmian?
– Na przykład ruszają wreszcie prace nad nowelizacją ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, bo ta w obecnym kształcie po prostu słabo się sprawdza. Katalog spraw i problemów, w których można korzystać z trybu tej ustawy, jest zbyt ograniczony. Zresztą organizacje związkowe generalnie mają zbyt mało narzędzi prawnych, aby móc skuteczniej niż dotychczas rozwiązywać problemy załóg i chronić pracowników. Tu potrzebne są szersze zmiany, m. in. w ustawie o związkach zawodowych. I, może znów Cię zaskoczę, prace nad tymi zmianami właśnie ruszają.
Jestem zaskoczony, ale poczekam na efekt tych prac. W sferze słów wszystko wygląda pięknie. Dużo się mówi o dialogu społecznym, w praktyce mamy jednak pogłębiającą się od lat nierównowagę sił pomiędzy związkową reprezentacją pracowników a pracodawcami. Doprowadzenie do stanu równowagi będzie wymagało naprawdę wielu zasadniczych zmian i czasu. Opór będzie ogromny.
– Opór będzie stawiać ta mniejszość, która korzysta na nierównowadze. Sprzeciwiać się będą partie i politycy reprezentujący interesy wielkiego biznesu. To oczywiste. Ale tak naprawdę rynek pracy w Polsce i cała polska gospodarka cierpi na tym, że związki zawodowe nie mają możliwości funkcjonować tak, jak chociażby w krajach skandynawskich czy w Niemczech.
Jakie najważniejsze kwestie powinny się znaleźć w nowej ustawie o związkach zawodowych?
– Na pewno kwestia reprezentatywności. W niektórych przedsiębiorstwach jest po prostu za dużo organizacji, co utrudnia działanie, a często wręcz uniemożliwia skuteczne stawanie w obronie interesów pracowników. Tam, gdzie jest jedna silna organizacja, góra dwie, tam pracownicy mają lepsze warunki pracy. Po pierwsze proces rozmów czy negocjacji z pracodawcą przebiega szybciej i sprawniej. Po drugie silna liczebnie organizacja nie jest lekceważona przez pracodawcę.
W Polsce uzwiązkowienie jest na dość mizernym poziomie, jednym z najniższych w Europie. Jednocześnie często jest tak, że pracownicy, którzy do żadnej organizacji związkowej nie należą, gdy w ich zakładzie dzieje się źle, krzyczą najgłośniej: Gdzie są związki?
– Bo część uwierzyła propagandzie, że związki zawodowe utrzymują się z publicznych pieniędzy, z podatków, a to kłamstwo. Organizacje związkowe utrzymują się ze składek swoich członków. Z drugiej strony wielu ludzi wie, że związek załatwiając w jakimś zakładzie podwyżki dla pracowników, zgodnie z obowiązującym stanem prawnym załatwia je dla wszystkich. Nie może podpisać porozumienia, że podwyżki otrzymają tylko ci, którzy należą do związku. I wielu to wykorzystuje. Nie zapisują się do związków, nie płacą składek, bo wiedzą, że i tak skorzystają na tym, co wywalczą związki. To nieuczciwe, ale tak jest.
I jak to zmienić?
– Wprowadzić taki mechanizm, jaki obowiązuje np. w Skandynawii. Organizacje związkowe negocjują porozumienia, które obejmują tylko ich członków. Nie jesteś w związku, nie otrzymujesz podwyżki, którą związek wynegocjował. Dlatego tam większość pracowników należy do związków zawodowych. Kolejny instrument, który mógłby znacząco wpłynąć na poprawę warunków funkcjonowania związków w Polsce, to możliwość odpisania od podatku składek. Przedsiębiorcy zrzeszeni w związkach pracodawców mają taką możliwość, członkowie związków zawodowych nie. To zresztą kolejny przykład, w jak nierówny sposób obecne prawo traktuje partnerów społecznych
Kilkanaście miesięcy temu wyszedłeś z ideą stworzenia specjalnego programu rozwoju naszego regionu wzorowanego na dawnym Kontrakcie dla Województwa Katowickiego. Co dalej z tym pomysłem?
– Udało się nawet zawrzeć zapis w tej sprawie w pamiętnym porozumieniu z rządem z 17 stycznia 2015 roku. Potem ten pomysł wszyscy podchwycili. W kampanii wyborczej politycy wszystkich ugrupowań, którzy przyjeżdżali na Śląsk zabiegać o głosy wyborców, mówili, że zrobią taki program dla Śląska. Premier Ewa Kopacz twierdziła nawet, że już ma taki program. Ale jak większość deklaracji tamtego rządu, okazało się to politycznym oszustwem. Teraz w ramach Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego powstał zespół, który zajmie się przygotowaniem Kontraktu dla Śląska. I mam nadzieję, że ten projekt wreszcie się urzeczywistni.
Jakie są jego główne założenia?
– Zatrzymać regres i odbudować gospodarkę naszego regionu. Odbudować przemysł w taki sposób, aby był nowoczesny, innowacyjny. Wdrożyć nowe technologie węglowe. Rozwinąć i lepiej wykorzystywać potencjał naukowy śląskich uczelni. Stworzyć takie warunki, aby mieszkańcy regionu tu zostawali, pracowali, mieszkali, zakładali rodziny.
To wymaga nakładów, inwestycji…
– Oczywiście. Ale przecież te inwestycje realizowane w ramach Kontraktu dla Śląska można objąć tzw. Planem Junckera. Dlaczego Unia Europejska ma przeznaczać środki na likwidację przemysłu w naszym regionie. Te środki powinny trafić na rozwój. To po pierwsze, a po drugie, my nie oczekujemy, że w ramach wsparcia Kontraktu popłyną do nas szerokim strumieniem pieniądze ze Skarbu Państwa. Wystarczy, że Skarb Państwa będzie mniej zabierał. Niech chociażby część wpływów z podatku PIT zostanie w naszym regionie i będzie przeznaczona na realizację Kontraktu.
Wojewódzka Rada Dialogu Społecznego w Katowicach, której przewodniczysz, jest nowym narzędziem, choć właściwe nowym-starym. Czy to trójstronne forum ma szansę być bardziej skuteczne w działaniu niż dawna Wojewódzka Komisja Dialogu Społecznego?
– Pierwszym efektem działalności Rady jest przedstawienie systemowych rozwiązań dla branży hutniczej. To jest jakościowa różnica. WKDS raczej służyła do gaszenia pożarów, szukania rozwiązań po tym, jak wybuchały społeczne protesty. WRDS ma im zapobiegać. Aczkolwiek funkcjonowanie WRDS wymaga jeszcze dopracowania. Projekty w sprawie hutnictwa zostały przekazane krajowej Radzie Dialogu Społecznego i rządowi. Teraz od nich zależy, kiedy i jak te pomysły zostaną wdrożone. To z pewnością wydłuża drogę od stworzenia projektu do jego realizacji. Dlatego np. Kontrakt dla Śląska chciałbym, aby był tworzony i negocjowany tutaj, na Śląsku. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, że miałby być tworzony w Warszawie.
Na posiedzenie WRDS w sprawie hutnictwa, które w naszym regionie jest naprawdę potężną gałęzią przemysłu, dającą pracę dziesiątkom tysięcy ludzi, zaproszono wicepremiera i ministra rozwoju Mateusza Morawieckiego. Nie pojawił się, nie wysłał nawet swojego przedstawiciela…
– To było niemiłe zaskoczenie. Nie spodziewałem się, że wicepremier nie przyjedzie, bo w taki lekceważący sposób do spraw Śląska podchodziły poprzednie władze. Ale damy mu jeszcze szansę.
A jak oceniasz tzw. program Morawieckiego? O górnictwie jest tam niewiele, praktycznie nic. Może czeka na Kontrakt dla Śląska?
– Ten program trafnie diagnozuje pułapki, w jakie wpadła polska gospodarka. Dobrze, że dostrzega potrzebę reindustrializacji. Bardzo ważna jest deklaracja dotycząca konieczności poprawy dochodów Polaków i zapowiedź, że płace w Polsce za 15 lat wreszcie osiągną średnią unijną. Mam nadzieję, że to się nie skończy jak inne słynne programy rządowe, że nie pozostanie zbiorem dobrych deklaracji na papierze. Natomiast niepokoi mnie zmarginalizowanie Śląska w tym programie i fakt, że o inwestycjach w czyste technologie węglowe mówi się tylko w odniesieniu do lubelskiego górnictwa węgla kamiennego. Ale jak już powiedziałem, dajemy mu jeszcze szansę. Myślę, że to właśnie z ministrem rozwoju będziemy negocjować Kontrakt dla Śląska.
Jednym z poligonów, na którym wszyscy będą mogli ocenić, jak się mają przedwyborcze deklaracje do powyborczej praktyki, będą przekształcenia w Kompanii Węglowej i szerzej program naprawczy całej branży. To będzie trudne zadanie dla wszystkich stron – i rządu, i pracodawców, i związków zawodowych…
– Jako człowiek atakowany za to, że podczas wyborów popierałem ruch Kukiz’15, mógłbym teraz walić w rządzących jak w bęben i pytać, gdzie są te gotowe rozwiązania, o których mówili przed wyborami. Ale nie zrobię tego. Wiem, w jak trudnej sytuacji jest górnictwo nie tylko w Polsce, ale na całym świecie i widzę, jak te niekorzystne warunki się pogarszają. Natomiast mój sprzeciw budzi fakt, że program koniecznych przekształceń w górnictwie zaczyna się od jakichś dziwnych ruchów, które uderzają bezpośrednio w górników pracujących na dole. Najpierw powinny zostać wprowadzone zmiany systemowe. Mam tu na myśli m.in. zmniejszenie obciążeń dla górnictwa, kwestię ograniczenia importu węgla, itd. Zaczynanie naprawy górnictwa od opowiadania, że konieczne jest drastyczne cięcie płac górników i zwolnienia, to próba wywołania konfliktu, a nie reformowania. Mam o to pretensje do przedstawicieli resortu energii, ale przed wszystkim do zarządu Kompanii Węglowej. Do pracowników Kompanii nie dociera pełna wiedza na temat sytuacji w spółce i w całej branży. Górnicy chcą słyszeć prawdę. Bo lepsza gorzka prawda, niż słodkie kłamstwo. Ludzie muszą wiedzieć i widzieć, że w kwestii zmian systemowych zrobiono wszystko, żeby firma wyszła z dołka. A jeśli to nie pomoże i sytuacja na rynku nadal będzie tragiczna, to trzeba rozpocząć z górnikami uczciwe rozmowy dotyczące tego, na ile są w stanie zacisnąć pasa, żeby ratować firmę i swoje miejsca pracy.
Z Dominikiem Kolorzem, przewodniczącym śląsko-dąbrowskiej Solidarności
rozmawiał Grzegorz Podżorny