Solidar Śląsko Dąbrow

Panowie na P

Miał wejść na mównicę jakiś wąsaty facet w kufajce. Miał krzyknąć, że nie zgadza się długo pracować. Miał podpalić oponkę, rzucić grubym słowem i petardą. Potem miał wystąpić premier i ze zbolałą miną powiedzieć, że reformy są konieczne, czego dowodem jest choćby występ tego populisty w kufajce. Przecież on nie ma ani odrobiny racji. Widać było przecież.

Ale ten scenariusz się nie ziścił. Zemściła się wiara w stereotypy usilnie od lat klecone przez media i przez polityków. 30 marca na sejmową mównicę wyszedł związkowiec, wyglądał normalnie, a nie jak ci, których z wielkim profesjonalizmem i pełnym obiektywizmem prezentują telewizyjne kamery. Wygłosił przemówienie, w którym wypunktował wszystkie luki i przekłamania kolejnego rządowego pomysłu na łatanie dziur w finansach publicznych, zwanego dumnie reformą emerytalną. Pokazał, jakie są przyczyny załamywania się systemu emerytalnego i wskazał, od czego należy naprawę tego systemu zacząć. Dobitnie wykazał arogancję rządzących i pokazał dietobiorcom, jak powinno wyglądać wystąpienie z sejmowej mównicy.

No i premier się wściekł, ale inaczej niż to ma w zwyczaju. Puściły mu nerwy. Wyzwał przedmówcę od pętaków, a pętak się nie obraził. Pętak machnął ręką na obelgi. On do Sejmu przyjechał jako reprezentant dwóch milionów Polaków, którzy złożyli podpisy pod wnioskiem NSZZ Solidarność o przeprowadzenie referendum emerytalnego. Jak klasowy piłkarz Barcelony ominął wykonującego toporny wślizg przeciwnika i strzelił mu gola. Po tej akcji każdy opozycyjny poseł na sali zatopił się w marzeniu, że oto sam premier wyzywa go od pętaka lub choćby wicepętaka. Przeciwnik miał jeszcze nadzieję, że te tysiące warchołów (jak wdzięcznie nazywa związkowców szanowny pan balcerowicz) wbiegnie na sejmową murawę i trzeba będzie przerwać mecz, a przewodniczący związku zostanie skompromitowany. Ale niestety. Nic z tego. Nie wbiegli, tylko sobie zapamiętali. Ale co gorsza (dla premiera oczywiście) zapamiętali też sobie ci, którzy dotychczas wierzyli w medialny stereotyp związkowca. POtencjalni wyborcy.

Oczywiście podczas głosowania nad wnioskiem w Sejmie wszystko odbyło się już według ustalonego scenariusza. Ludowcy nie znają słowa sumienie. Oni znają słowo sumowanie. Z tego sumowania wyszło im, że lepiej stracić twarz, niż stracić posady. Z kolei posłowie Partii Ciotki udającej opozycję Partii Matki, twórczo rozwinęli słynną koncepcję Lecha Wałęsy. Byli za, ale wstrzymali się od głosu, tym samym stając przeciw. Jak jeden mąż, chciałoby się powiedzieć, ale to w przypadku tego ugrupowania określenie bardzo nieprecyzyjne. Opozycja okazała się za słaba i wniosek przepadł.

Porażka? Ile razy można być moralnym zwycięzcą, nie będąc jednocześnie zwycięzcą materialnym? Ale akurat w tym przypadku zwycięstwo moralne idzie w parze ze zwycięstwem materialnym. Dyskusja o emeryturach nie została ucięta. Wręcz przeciwnie. Wreszcie zaczęto o nich dyskutować. Wątpliwości na temat celowości rządowego pomysłu pojawiły się również w tzw. wiodących mediach, choć oczywiście nie należy tu mieć złudzeń co do obiektywizmu tej dyskusji. To rzecz wciąż galaktycznie odległa. Obok zaproszeń szefa Solidarności do kolejnych studiów telewizyjnych, będą się pojawiać materiały wybitnych dziennikarzy śledczych, będących na tropie puszek po piwie zostawionych przez manifestantów czy też na tropie zarobków pracowników tych branż, w których Solidarność jest silna i skutecznie potrafi przekonać pracodawcę, że pracowników powinien szanować. Ale respekt pozostanie i świadomość, że bywają gorsze obelgi na „p” niż pętak – premier Tusk, premier Pawlak i poseł Palikot coś o tym powinni wiedzieć.

Jeden z Drugą:)



Dodaj komentarz