Solidar Śląsko Dąbrow

Opieka zdrowotna jest coraz gorsza

W ubiegłorocznym Europejskim Konsumenckim Indeksie Zdrowia (Euro Health Consumer Index, EHCI) Polska zajęła 31 miejsce na 35 ocenianych państw. W 2012 roku zajmowaliśmy 27 pozycję, a w 2009 roku – 26. Konsumencki ranking zdrowia porównuje publiczne systemy służby zdrowia w Europie. Podczas analizy branych jest pod uwagę 38 wskaźników, m.in. czas oczekiwania na zabiegi, efekty leczenia, wydatki na ochronę zdrowia oraz dostępność do leków. – Polska opieka zdrowotna pozostaje coraz bardziej w tyle, zaś jej problemy wydają się z czasem pogłębiać – mówił podczas prezentacji ubiegłorocznego raportu dr Arne Björnberg, przewodniczący Health Consumer Powerhouse i kierownik badań.

Nieefektywny system
Natomiast z opracowania przygotowanego przez specjalistów z warszawskiej Uczelni Łazarskiego wynika, że wydatki Narodowego Funduszu Zdrowia na ochronę zdrowia w Polsce systematycznie wzrastają. Z 36,2 mld zł w 2006 roku do 63,9 mld zł w roku 2012. Mimo to, ich relacja w stosunku do PKB maleje. Obecnie wynosi ona ok. 4 proc. W bardziej rozwiniętych krajach europejskich jest to 6 proc., a w najbardziej rozwiniętych ponad 10 proc. – Mimo tak dużej dynamiki wzrostu wydatków na ochronę zdrowia w latach 2006-2009, nadal pozostają one na poziomie jednym z najniższych w Unii Europejskiej – czytamy w raporcie. Autorzy dokumentu zwracają uwagę, że sytuacja ekonomiczna NFZ, czyli najważniejszego podmiotu dystrybuującego środki finansowe na świadczenia medyczne, ulega ciągłemu pogorszeniu od 2009 roku. Ich zdaniem w tym czasie nie podejmowano żadnych znaczących działań zmierzających do poprawy efektywności wykorzystania wydatkowanych środków. – Wprowadzono natomiast narzędzia postrzegane jako próba przerzucania kosztów na pacjenta, jak w przypadku zmian w refundacji leków – podkreślili eksperci. Z raportu wynika, że w najbliższych latach nie należy spodziewać się znacznego wzrostu środków z budżetu na ochronę zdrowia.

Nieskuteczna ustawa
Zdaniem autorów analizy wejście w życie w lipcu 2011 roku ustawy o działalności leczniczej, która w zamierzeniu poprzedniej minister zdrowia Ewy Kopacz miała doprowadzić do reformy ochrony zdrowia, nie miało istotnego wypływu na efektywność systemu. Wręcz przeciwnie, z roku na rok Polacy czekają w dłuższych kolejkach do lekarzy, na zabiegi i badania takie jak rezonans magnetyczny czy tomografia komputerowa. – System funkcjonuje bardzo źle. Nie jesteśmy w stanie ocenić, ile osób rzeczywiście czeka na wizyty u specjalistów. Ludzie obawiają się, że nie dostaną się do lekarza i ustawiają się w kilku, a nawet kilkunastu kolejkach równocześnie. Nikt tego nie weryfikuje – mówi Halina Cierpiał, przewodnicząca Regionalnego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ Solidarność.

Zdaniem związkowców ustawa o działalności leczniczej okazała się bublem prawnym. Z jednej strony ułatwiła prywatyzację placówek medycznych, z drugiej doprowadziła do dyskryminacji publicznych podmiotów. Nie pozwolono im na świadczenie usług komercyjnych nawet, gdyby znalazły się osoby gotowe za nie zapłacić. Na ten problem zwracają też uwagę eksperci z Uczelni Łazarskiego. – Najdalej idącym przejawem dyskryminacji SPZOZ-ów jest zakaz pobierania przez samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej opłat za udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej – napisali w raporcie. W ten sposób publiczne placówki zostały pozbawione możliwości pełnego wykorzystania posiadanych zasobów, sprzętu i specjalistów.

Nierówna konkurencja
Pojawiło się za to mnóstwo prywatnych placówek świadczących usługi komercyjne. To z kolei doprowadziło do sytuacji, w której coraz więcej podmiotów konkuruje o ograniczoną pulę środków. – Zła konkurencja między podmiotami leczniczymi uniemożliwia osiągnięcie ekonomicznej efektywności systemu opieki zdrowotnej – oceniają eksperci. Ich zdaniem rosnąca dostępność świadczeń zdrowotnych dla pacjentów wciąż pozostaje mitem, ponieważ zwiększonej liczbie danych usług często towarzyszy minimalny wzrost poziomu finansowania.

Skrócenie kolejek do specjalistów, regionalizacja polityki zdrowotnej i likwidacja centrali NFZ były najważniejszymi obietnicami Bartosza Arłukowicza, który na stanowisku ministra zdrowia okazał się równie nieskuteczny, co poprzednia szefowa resortu. Pod koniec stycznia posłowie partii opozycyjnych po raz trzeci próbowali odwołać nieudolnego ministra, ale po raz kolejny zamiast dobra pacjentów, zwyciężyła sejmowa arytmetyka. Wniosek o wotum nieufności poparło 215 posłów, przeciw głosowało 233.

Agnieszka Konieczny

Dodaj komentarz