Solidar Śląsko Dąbrow

Europejskie hutnictwo skazane na wymarcie?

Rzutem na taśmę Komisja Europejska przedłużyła ochronę unijnego rynku stali na kolejne 3 lata. Jednak nastroje w hutnictwie wciąż są dalekie od optymizmu. Jeśli szaleńcze tempo wzrostu cen uprawnień do emisji CO2 się utrzyma, europejski przemysł stalowy i tak skazany jest na wymarcie.

25 czerwca Komisja Europejska poinformowała o przedłużeniu na kolejne 3 lata instrumentów ochrony europejskiego rynku stali przed nadmiernym importem spoza Unii. Decyzja zapadła w ostatniej chwili, bo wcześniejsze regulacje w tym zakresie wygasały wraz z końcem czerwca.

Zgodnie z decyzją KE przez najbliższe 3 lata nadal będą nadal obwiązywał mechanizm kontyngentów na import wyrobów stalowych na teren Unii Europejskiej. Zakłada on, że powyżej określonych ilości towarów w danym kwartale import jest obłożony cłami. Ochrona wspólnotowego rynku jest konieczna z uwagi unijną politykę klimatyczną. Europejskie huty jako jedyne na świecie płacą – i to z roku na rok coraz drożej – za emisję CO2. Konkurenci z Rosji, Chin, czy innych państw azjatyckich, w których hutnictwo przeżywa dynamiczny rozwój, nie ponoszą żadnych kosztów z tego tytułu. W takich warunkach przemysł stalowy w UE stoi na straconej pozycji konkurencyjnej. – Gdyby mechanizm kontyngentów nie został przedłużony, 1 lipca europejski rynek zostałby zalany stalą spoza Unii, głównie z Azji. To byłby koniec naszego hutnictwa. Decyzja Komisji to również zasługa związków zawodowych z całej UE, które od wielu miesięcy bardzo aktywnie zabiegały o przedłużenie funkcjonowania instrumentów ochronnych – mówi Andrzej Karol, przewodniczący Krajowej Sekcji Hutnictwa NSZZ „Solidarność”.

Cła to za mało
Szef hutniczej „Solidarności” dodaje jednak, że sukces w sprawie ceł na import stali ma słodko-gorzki smak. Wszystko przez gwałtownie rosnące ceny uprawnień do emisji CO2, które stanowią coraz większe obciążenie dla europejskiego przemysłu stalowego. Jeszcze na początku 2018 roku uprawnienie do emisji jednej tony dwutlenku węgla kosztowało niecałe 8 euro. Dzisiaj jest to ponad 55 €/t, a cena nadal rośnie i według niektórych analityków pod koniec roku może osiągnąć poziom 100 €/t. – Jeśli tak się stanie właściciele hut działających w Europie po prostu przeniosą produkcję poza Unię. Dzisiaj nie ma technologii umożliwiającej produkcję stali bez emisji CO2 i jeszcze przez wiele lat jej nie będzie. Proces transformacji hutnictwa na technologie niskoemisyjne dopiero się rozpoczyna. Wymaga on czasu oraz ogromnych ilości pieniędzy. Przy tak wysokich cenach opłat za emisje nie będzie ani jednego ani drugiego – tłumaczy przewodniczący.

Ratunkiem dla europejskiego sektora stalowego ma być tzw. graniczny podatek węglowy, w skrócie CBAM ( z ang. carbon border adjustment mechanism). W skrócie mechanizm ten ma polegać na obłożeniu specjalną opłatą towarów wwożonych na teren UE, których produkcji towarzyszą emisję CO2. Choć Komisja Europejska ma oficjalnie przedstawić projekt dotyczący granicznego podatku węglowego dopiero za kilka tygodni, to informacje na temat kształtu CBAM już wyciekły do mediów.

Lekarstwo gorsze od choroby
Lektura tych doniesień prowadzi do refleksji, że dla europejskiego przemysłu CBAM może być lekarstwem, które okaże się gorsze od choroby. Opłatą graniczną mają zostać obłożone m.in. wyroby stalowe, cement, nawozy czy aluminium. Jednak w zamian za to unijnym zakładom przemysłowym odebrane zostaną darmowe uprawnienia do emisji CO2. Dotychczas przemysł dostawał co roku pewną pulę darmowych uprawnień, co pozwalało chociaż trochę obniżyć koszty ponoszone przez firmy w związku z unijną polityką klimatyczną.

Jeszcze więcej wątpliwości budzi proponowany mechanizm obliczania wysokości podatku granicznego. Ma on być skonstruowany w ten sposób, że to importer sam będzie dostarczał unijnym urzędnikom dane dotyczące tego, jaka ilość CO2 została wyemitowana przy produkcji towaru, który chce sprzedać na terenie UE. – W praktyce nie będzie sposobu, żeby w jakikolwiek sposób sprawdzić wiarygodność tych danych. A trzeba pamiętać, że w przypadku importu stali mówimy tu o takich krajach, jak Białoruś czy Chiny. Jeśli Komisja Europejska wierzy, że informacje importerów z tych krajów będą rzetelne, to pozostaje pogratulować optymizmu – zaznacza szef hutniczej „Solidarności”.

Co na to rządzący?
Jak wyjaśnia przewodniczący, zachodnioeuropejskie związki zawodowe z sektora stalowego, zamiast czekać na realizację kolejnych pomysłów Komisji Europejskiej, skupiają się na negocjowaniu systemów wsparcia hutnictwa z rządami krajowymi. – Np. w Niemczech centrala związkowa IG Metall finalizuje z rządem rozmowy dotyczące pakietu wsparcia na poziomie 10 mld euro. Za to w Polsce dialog społeczny w naszej branży dzisiaj w zasadzie nie funkcjonuje, a rząd nie przejawia najmniejszego zainteresowania problemami hutnictwa, czyli branży która zapewnia 150 tys. miejsc pracy – podkreśla Andrzej Karol.

Łukasz Karczmarzyk
źródło foto: yayimages.com