Solidar Śląsko Dąbrow

Czyniłem to, co do mnie należało

Często Ksiądz modli się za górników zabitych na Wujku?
– Modlę się za nich każdego dnia. Oprócz modlitwy liturgicznej codziennie odmawiam za nich tajemnicę różańca. Modlę się nie tylko za tych, którzy zapłacili cenę życia za wolność, sprawiedliwość, za Solidarność, ale też za ich rodziny. Modlę się, by wartości za które górnicy złożyli życie, dla współczesnych pokoleń były najświętszymi. Bo wolność jest tą przestrzenią, bez której człowiek nie umie być człowiekiem. Tam, gdzie jej nie szanujemy, nie walczymy o nią, nie dajemy jej drugim, tam człowiek jest zagrożony w swojej istocie, bo przecież wolność jest darem od Boga. Polska demokratyczna powinna się odznaczać pełnym szacunkiem dla wolności człowieka i jego poglądów, bo właśnie te wartości wypisane są na tablicach pod Pomnikiem-Krzyżem w kopalni Wujek.

Jaki był Księdza 13 grudnia 1980 roku?
– Był zaskoczeniem, jak dla wszystkich Polaków. Późną nocą zostałem obudzony przez trzech górników z kopalni Wujek, którzy prosili mnie, bym udał się z nimi do kopalni, bo tam ludzie zaprotestowali przeciwko nocnemu aresztowaniu szefa Solidarności Jana Ludwiczaka. Górnicy mieli do mnie zaufanie, bo znali mnie z wcześniejszych akcji duszpasterskich w kopalni m.in. z rekolekcji ewangelizacyjnych, z uroczystości poświęcenia sztandaru Solidarności. Opowiadali, że przemoc zastosowana wobec pana Ludwiczaka jest nieludzka, że milicja pobiła również kilku jego kolegów, którzy chcieli mu pomóc. Rezultatem tych wydarzeń był protest załogi w kopalni. Górnicy z nocnej zmiany zgromadzili się w łaźni łańcuszkowej, ale jeszcze nie wiedzieli, że został wprowadzony stan wojenny. Byli bezradni. Któryś z nich zaproponował: a może nam ksiądz coś poradzi. Próbowałem dodzwonić się do biskupa, ale telefon był głuchy. Powiedziałem: panowie, to nie wygląda na lokalny protest. Wracajcie do kopalni, a ja dowiem się czegoś więcej i przyjdę do was z Eucharystią. O 6 rano usłyszałem w radiu przemówienie gen. Jaruzelskiego. Wynotowałem z niego m.in. cytat, że Kościół ma te same prawa, co przed stanem wojennym oraz życzenie generała: oby tej nocy nie przelała się ani jedna kropla polskiej krwi. Byłem zdruzgotany, bo już od górników słyszałem, że koledzy, którzy przyszli z odsieczą Janowi Ludwiczakowi, byli pobici i zakrwawieni. Udałem się do kopalni, gdzie w łaźni łańcuszkowej odprawiłem dla nich mszę świętą. Po nabożeństwie rozeszli się do swoich domów, ale jak się okazało nie na długo.

15 grudnia udzielił Ksiądz górnikom absolucji generalnej. Czy Ksiądz przeczuwał, że na Wujku poleje się krew?
– W czasie strajku górnicy bombardowani byli informacjami o pacyfikacjach kolejnych zakładów pracy na Śląsku. W łaźni łańcuszkowej odmawiałem z nimi różaniec. Zabrakło tylko jednego paciorka, gdy rozległo się paniczne wołanie: Chopy, jadą! Górnicy, których nie zdążyłem pobłogosławić na koniec modlitwy, po czasie zwrócili się do mnie z prośbą o absolucję generalną, która w tej sytuacji miała pełne uzasadnienie. Przyjęli absolucję z wielkim skupieniem i wiarą. To wydarzenie noszę w sobie do dzisiaj. Jak w poprzednich dniach kilku z nich odprowadziło mnie do domu. Za jakiś czas przyjechali do mnie ludzie z dyrekcji. Prosili, żebym nakłonił załogę z Wujka do zakończenia strajku. Wróciłem na kopalnię, by powiedzieć dyrektorowi, że do księdza nie należy przekonywanie górników do strajku lub odwodzenie ich od niego. Do księdza należy przekazywanie im modlitwy, która pomaga im dojść do rozsądku. Powiedziałem, że jeśli o moją posługę poproszą zomowcy z drugiej strony barykady, to też będę gotowy do nich pójść, choć wiele by mnie to kosztowało. Później stopniowo dochodziły do mnie informacje o zabitych górnikach i ogromnej ilości rannych.

Czy wybaczył Ksiądz tym, którzy do nich strzelali?
– Gdy po latach zapadł na nich wyrok, odczuwałem radość, a zarazem smutek. Radość z tego powodu, że wreszcie ogłoszono, że ktoś jest winien. Ale ani jeden ze skazanych nie wyraził skruchy, która spowodowałaby moje wybaczenie. Ani jeden nie miał odwagi przyznać się do winy. To jest wielka moja boleść. To świadczy, jak ideologia komunistyczna głęboko deprawowała człowieka, jak bardzo ludzie znikczemnieli.

Pomnik-Krzyż przed kopalnią Wujek ma przypominać o naszym człowieczeństwie?
– Tak, bo w krzyżu jest największy awans człowieczeństwa. Ale krzyż ma sens tylko wtedy, gdy go rozumiemy w wydaniu krzyża Chrystusowego. Chrystus wybrał krzyż, aby poprzez swoją śmierć pokazać światu wielkość Bożej Miłości i godność człowieka odkupionego. Każda cześć oddana krzyżowi przybliża człowiekowi jego szlachetność.

Za wsparcie dla górników z kopalni Wujek został Ksiądz uhonorowany nagrodą „W imię człowieczeństwa” im. bp Jana Chrapka. Ale przecież nie dla nagród Ksiądz udzielał im duchowej pomocy?
– Odbierałem tę nagrodę nieco zmieszany. Gdy na Wujku trwał już strajk zapytałem biskupa, czy dobrze robię, że chodzę do górników. Biskup odpowiedział tylko: Bolczyk, wy najlepiej wiecie, co macie robić. I w kopalni Wujek czyniłem tylko to, co do mnie należało. Gdy odbierałem nagrodę oświadczyłem: nie ma co nagradzać księdza, za to że jest normalnym księdzem, ale rozumiem i przyjmuję szacunek, jaki chcieliście tą nagrodą wyrazić.

Czy utrzymuje Ksiądz kontakty z rodzinami ofiar z kopalni Wujek?
– Nasze kontakty trochę się rozluźniły bo, gdy w maju 1983 roku powołano parafię Podwyższenia Krzyża Świętego, przestałem być ich proboszczem, ale spotykamy się na obchodach tej tragicznej rocznicy. Pomyśleć tylko, że do 1989 roku, gdy rodziny przyjeżdżały na kolejne rocznice zamordowania swoich bliskich, traktowane były jak przestępcy. Tylko za to, że przychodziły pod krzyż uczcić ofiarę swoich dzieci, mężów, ojców.

W swoich rozważaniach o patriotyzmie napisał Ksiądz: „Patriota nosi w sobie wyobrażenie ideałów wielu pokoleń i nie zwalnia się łatwo z chęci ich naśladowania”. Czy uważa Ksiądz, że dziś wielu z nas zdobyłoby się na naśladowanie górników z kopalni Wujek?
– Boleję nad tym, że obecnie wielu wychodzi z prymitywnego założenia: mnie nie obchodzi, czy źródło wysycha czy nie, byleby mi z kranu woda leciała. Dobra nie należy tylko brać, lecz też je pomnażać. Przykładanie ręki do dobra, zwłaszcza dobra wspólnego, wymaga odwagi. Ale jeśli dobro we wspólnocie jest zagrożone, to należy o nie walczyć.

Z księdzem dr. Henrykiem Bolczykiem, kapelanem górników z kopalni Wujek w 1981 roku rozmawiała Beata Gajdziszewska.

Dodaj komentarz