Solidar Śląsko Dąbrow

Budujmy drugi Manchester na bazie tego, co już mamy

Za kilka dni wybory, a po nich nowy parlament i rząd. Co z perspektywy śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” w kończącej się kadencji należy uznać za sukces rządzących? 
– Oczywiście na pierwszym miejscu trzeba tu wymienić Program dla Śląska. Należy też powiedzieć, że rządzącym udało się doprowadzić górnictwo do w miarę normalnego funkcjonowania. Ale to było możliwe dzięki realizacji naszego porozumienia, zawartego z rządem nieszczęsnej pani premier Ewy Kopacz w styczniu 2015 roku. Platforma nie potrafiła tego porozumienia zrealizować, a PiS to po prostu zrobił, co nie oznacza, że w górnictwie nie zostało wielu problemów do rozwiązania. Takie najnowsze dobre działania, które zresztą również były inspirowane przez śląsko-dąbrowską „Solidarność”, to ustawa o rekompensatach dla przedsiębiorstw energochłonnych, a także uratowanie Huty Pokój przed likwidacją, bo wszystko wskazuje, że to się uda i pracownicy tego zakładu mogą spać w miarę spokojnie. Udało się też postawić na nogi Bumar-Łabędy. Tam dzięki naszym działaniom i wynikającej z nich szybkiej interwencji pana premiera, Bumar wreszcie dostał wieloletni kontrakt i będzie mógł normalnie, i perspektywicznie funkcjonować. 
 
A co się najbardziej nie udało?
– W jednym elemencie PiS poszedł niestety ścieżką wyznaczoną wcześniej przez PO. Chodzi o kumoterstwo i kolesiostwo. W przypadku obsady wielu ważnych stanowisk nie udało się zachować zasady, wedle której kompetencje liczą się bardziej niż przynależność partyjna. Paradoksalnie druga sprawa to Program dla Śląska, chociaż przed chwilą wymieniłem go jako jeden z największych sukcesów. Niestety, w niektórych bardzo ważnych obszarach zapisanych w PdŚ, szczególnie takich jak innowacyjne technologie w przemyśle i nowoczesna energetyka konwencjonalna, inwestycje są w powijakach. 
 
W tych wyborach po raz pierwszy śląsko-dąbrowska „Solidarność” poparła urzędującego szefa rządu i po raz pierwszy poparła kandydata, który startuje ze Śląska, ale nie pochodzi z tego regionu. Wcześniej zazwyczaj krytykowaliśmy takie sytuacje, nazywając takich kandydatów „spadochroniarzami”… 
– To wynika po prostu z tego, jak premier Morawiecki zachowywał się wobec Śląska i Zagłębia w ostatnich latach. Pierwszy z brzegu przykład to szczyt UE z czerwca tego roku, podczas którego premier zablokował niezwykle groźny dla naszego regionu i dla całej Polski pomysł osiągnięcia tzw. neutralności klimatycznej do 2050 roku. To pierwszy szef polskiego rządu, który postawił się w kwestii polityki klimatycznej na forum unijnym. Po drugie, nie ulega wątpliwości, że gdyby Mateusz Morawiecki nie zaangażował się osobiście w Program dla Śląska, to tego dokumentu by nie było. Obecnie również, gdy dzieje się coś złego z realizacją PdŚ, czy jest jakiś inny problem gospodarczy na Śląsku, to na nasze interwencje u premiera jest konkretna odpowiedź w postaci realnych i skutecznych działań. Tak było chociażby w przypadku Bumaru-Łabędy. 
 
Jak na tym tle wypadają posłowie stąd, z naszego regionu?
– Zdecydowana większość posłów z naszego regionu dowiedziała się o Programie dla Śląska w chwili, gdy premier Morawiecki przyjechał do Katowic ogłosić przyjęcie tego dokumentu. Pamiętam, że podczas związanej z tym wydarzeniem uroczystości zapytałem jednego z posłów czy w ogóle przeczytał Program dla Śląska. Odpowiedział, że nie, bo został wydrukowany za małą czcionką (śmiech).
 
W niedawnym wywiadzie dla Dziennika Zachodniego premier zapytany o ludzi ze Śląska, z którymi najczęściej o tym regionie rozmawia, wymienił wojewodę, marszałka województwa śląskiego, prezydenta Katowic i szefa śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”. 
– Tak było i teraz niektórzy, zwłaszcza w środowisku politycznym mają mnie za jakiegoś wojewódzkiego sekretarza, który wszystko może załatwić (śmiech). Zapewniam, że tak nie jest. Natomiast prawdą jest, że rozmawiamy w miarę często i że pan premier zasięga moich rad w wielu kwestiach. Z Mateuszem Morawieckim znamy się dobrze tak naprawdę od 6 lat. Wcześniej, znaliśmy się, jak to się mówi „na dzień dobry”. Ja jestem związkowcem, on był bankowcem i też w taki sposób go postrzegałem jako człowieka z innej bajki, żeby nie powiedzieć z drugiej strony barykady. Lepiej poznałem premiera za sprawą jego świętej pamięci ojca Kornela Morawieckiego i od tego momentu nasze relacje są bliższe. 
 
W wywiadzie dla naszego tygodnika, premier Mateusz Morawiecki powiedział, że marzy mu się, aby nasz region odrodził się jak brytyjski Manchester. To realne marzenie?
– Życzę panu premierowi, żeby to marzenie się spełniło, ale w trochę innej formule. Manchester najpierw był bardzo mocnym ośrodkiem przemysłowym, następnie przeżył gwałtowny upadek, z którego się podniósł. Ja nie chciałbym, żeby nasz region powtarzał ten scenariusz. Mówiąc w skrócie, chodzi o to, abyśmy nie musieli odradzać się na zgliszczach, ale na bazie tego, co już mamy, umacniać się gospodarczo i ten dzisiejszy poziom Manchesteru gonić.
 
Kluczem do tego odrodzenia ma być Program dla Śląska. Ile dla przyszłości tego dokumentu znaczy wynik Mateusza Morawieckiego w wyborach 13 października?
– Nie jest tajemnicą, że dobry wynik premiera Morawieckiego na Śląsku pewnie będzie oznaczał wzmocnienie jego pozycji w samym PiS-ie. Jeśli w następnej kadencji Morawiecki będzie nadal premierem, to fakt, że jednocześnie będzie posłem ze Śląska, ma dla nas kapitalne znaczenie. Wówczas naszym zadaniem jako śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” będzie upominanie się o realizację projektów zapisanych w PdŚ. Zwłaszcza tych kluczowych projektów, które dzisiaj kuleją, czyli inwestycji w kogenerację, nowoczesną energetykę konwencjonalną i innowacyjny przemysł motoryzacyjny. 
 
Pół żartem, pół serio można powiedzieć: premier Morawiecki gwarantem realizacji Programu dla Śląska...
– Takim gwarantem jest przede wszystkim śląsko-dąbrowska „Solidarność”, a dobre relacje z premierem mogą tutaj tylko pomóc. I to nie jest tylko pusty frazes. Takie dobre, merytoryczne relacje oparte na szczerości obu stron są niezwykle ważne i mam wrażenie, że z premierem Morawieckim nasze relacje takie właśnie są. One dotychczas nie odbywały się na zasadzie: wicie rozumicie, poczekajcie, a my wam coś załatwimy. Nie. W rozmowach z premierem Morawieckim jest kawa na ławę: ta propozycja jest dobra, a to wybijcie sobie z głowy. Nie ma mydlenia oczu. 
 
Przyszłość Programu dla Śląska w dużej mierze zdecyduje się na najbliższym szczycie UE, gdzie powróci kwestia neutralności klimatycznej. Jakie są oczekiwania śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” wobec polskiego rządu związane z tym szczytem?
– W naszej ocenie cel maksimum to niedopuszczenie do sytuacji, w której zmuszono by Polskę, aby do 2050 roku wyeliminowała wszystko, co ma jakikolwiek związek z paliwami kopalnymi. Należy dążyć do tego, aby przemysł dzięki rozwojowi nowoczesnych technologii po prostu emitował mniej CO2. Likwidacja przemysłu nie jest żadnym rozwiązaniem. Panuje mylne myślenie, że wystarczy zamknąć kopalnie i energetykę opartą na węglu i będziemy mieli neutralność klimatyczną. Mało kto wie, że jest zupełnie inaczej. Ta neutralność klimatyczna rozumiana tak, jak rozumie ją znaczna część przywódców krajów zachodniej Europy, to właśnie likwidacja niemal całego przemysłu. Trzeba będzie zamknąć wszystkie huty, stalownie, zlikwidować cały przemysł cementowy, papierniczy, większą część branży motoryzacyjnej i wiele innych gałęzi gospodarki. Zamknąć PGNiG, Orlen, Lotos i wiele innych firm, które dzisiaj uznajemy za perełki polskiej gospodarki. Młodzież, która na Facebooku skrzykuje się na tzw. strajki klimatyczne, nie ma świadomości, że produkcji smartfonów, za pomocą których to robi, również towarzyszy emisja CO2. Poza tym, należy zdawać sobie sprawę, że zgoda na neutralność klimatyczną oznaczałaby, że w 2050 roku, może i Europa żyłaby w ekologicznym raju niczym Adam i Ewa, ale wszystko potrzebne do życia musielibyśmy kupować na zewnątrz. Od krajów takich jak Chiny, Indie, USA czy Rosja, które do żadnej neutralności klimatycznej się nie kwapią. 
 
A plan minimum?
– Jeśli tego nie uda się zablokować, to Polska, która jest co najmniej 30-40 lat za tzw. Zachodem pod względem rozwoju gospodarczego, musi mieć więcej czasu na osiągnięcie neutralności klimatycznej. Nie określę dzisiaj, jaki to miałby być horyzont czasowy, ale na pewno nie może to być rok 2050, chociażby dlatego, że nie ma żadnych gwarancji finansowania tego, aby ta zmiana odbyła się dla naszego kraju w miarę bezboleśnie. To dla śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” i dla całego związku jest nie do zaakceptowania. 
 
Czy gospodarka wygląda tak dobrze, jak pokazują w Wiadomościach?
– Wiadomości to ja od pewnego czasu nie oglądam. Żeby była jasność, Faktów TVN też nie (śmiech).
 
Dlaczego?
– Jeśli chodzi o transmisje sportowe, to telewizja publiczna poszła mocno do przodu i chwała prezesowi Kurskiemu za to. Natomiast Wiadomości TVP jako żywo przypominają mi sieczkę propagandową z połowy lat 70-tych i 80-tych. Natomiast mówiąc tak zupełnie na poważnie. Czy gospodarka wygląda tak dobrze? Pewnie jest nieźle. Ten model gospodarczy wprowadzany obecnie przez PIS to model keynesowski, czyli popyt wewnętrzny jest głównym motorem napędowym całej gospodarki i to się na razie sprawdza. Jeżeli się PIS-owi uda się uruchomić tą drugą nogę, czyli inwestycje w sektorze przedsiębiorstw, od małych firm począwszy, poprzez te średnie i na dużych przedsiębiorstwach skończywszy, to będziemy mieli dwie silne nogi. Wydaje się, że to będzie najtrudniejsze zadanie dla PiS w nowej kadencji, jeśli będzie rządził, ale jeżeli to się uda, to myślę, że przed nami jest długoletnia perspektywa silnej gospodarki.
 
Cztery lata temu Dominik Kolorz w kampanii wyborczej stał w narożniku Pawła Kukiza…
– Jest mi żal tego, co się stało z ruchem Kukiza, ale nie będę wnikał w to wszystko, co się działo w ostatnim czasie. Myślę, że Paweł Kukiz jest nadal moim kolegą. Rozumiem, że dalej chce realizować swoje sztandarowe postulaty od referendum począwszy poprzez JOW-y i na reformie sądownictwa skończywszy, ale nie rozumiem dlaczego w takiej formule i z taką opcją polityczną. I jestem przekonany patrząc na Pawła, że on się strasznie w tej formule męczy. Jestem przekonany, że gdyby obecny Paweł Kukiz był tym samym Pawłem Kukizem, co w 2015 roku, to chociażby te wszystkie wypowiedzi towarzysza Wałęsy dotyczące świętej pamięci Kornela Morawieckiego byłyby przez niego bardzo dosadnie skomentowane. Tak się nie stało, co mnie przekonuje, że on się wewnętrznie męczy w tym środowisku i z tymi swoimi decyzjami. Życzę mu powodzenia, naprawdę, ale stało się tak, że on poszedł swoją drogą, a ja idę swoją.
 
Na kilkadziesiąt godzin przed głosowaniem poparcie dla rządzącego ugrupowania jest ogromne. Dlaczego osiąga ono taki poziom?
– Ja tu nie odkryję Ameryki, ale zasadniczy powód jest taki, że spośród partii politycznych, rządzących w Polsce po 1989 roku, PiS jest pierwszą, która w dużej mierze zrealizowała to, co obiecała przed wyborami. Już pomijam te wszystkie kwestie, które były postulatami „Solidarności”, czyli m.in. przywrócenie wieku emerytalnego, kwestie związane z umowami śmieciowymi, płacą minimalną, ale realizacja tych wszystkich programów społecznych, takich jak Rodzina 500 plus, 300 plus czy trzynasta emerytura po prostu czynią PiS w oczach społeczeństwa ugrupowaniem wiarygodnym, dotrzymującym obietnic. Kierowanie pieniędzy do tych grup społecznych, które do tej pory były najbiedniejsze powoduje też, że ta część społeczeństwa czuje, że odzyskała swoją godność. Gdy ma się z czego żyć, to godniej się żyje. I dlatego też takie poparcie. A poza tym, co tu dużo mówić, cała opozycja ma niewiele, by nie powiedzieć nic do zaoferowania ludziom i to druga z głównych przyczyn takiego poziomu poparcia dla rządzących.
 
Było już takie ugrupowanie, a właściwie koalicja, która rządziła przez dwie kadencje z rzędu. Już po wygraniu pierwszych wyborów z krytyczną samooceną nie było u tych polityków najlepiej, a po wygraniu wyborów na drugą kadencję sodówka straszliwie uderzyła im do głowy. Czy PiS i Zjednoczonej Prawicy też to grozi?
– Oczywiście, że takie zagrożenie istnieje. Pewne symptomy tego na różnych szczeblach już można niestety zaobserwować. Ja życzę PiS-owi oczywiście sukcesów, ale warto pamiętać, ile gorzkiej prawdy jest w starym powiedzeniu, które nigdy nie straciło na aktualności, że każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. 
 
Wydaje się, że błędy, które popełniała dzisiejsza opozycja, będąc u władzy, są na tyle nieodległe w czasie, że obecni rządzący będą starali się tych błędów nie powtarzać…
– W tak dużym ugrupowaniu jak PiS jest wiele frakcji. Są też niestety takie, w których uczciwość i kompetencje mają znaczenie drugorzędne, a najważniejszym hasłem jest zasada TKM, czyli pamiętne „Teraz, k…, my”. I jeśli ta frakcja będzie nadawała ton, to te cztery lata PiS u sterów władzy mogą być jego ostatnimi. Natomiast jeśli wygra ta frakcja normalna, a mam nadzieję, że ta frakcja normalna zjednoczy się pod sztandarami Morawieckiego, to jest szansa, że projekt potrwa dłużej niż jeszcze jedną kadencję.
 
Z Dominikiem Kolorzem, przewodniczącym śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” rozmawiali: Łukasz Karczmarzyk i Grzegorz Podżorny 
 
 

Dodaj komentarz