Solidar Śląsko Dąbrow

A co mamy dla mamy?

Pogodzenie pracy zawodowej z wychowywaniem dzieci ciągle jest dla Polek ogromnym wyzwaniem. Choć podejście państwa i pracodawców stopniowo zmienia się na korzyść pracujących mam, wciąż jednak borykają się one z problemami, o których koniecznie trzeba przypominać i to nie tylko przy okazji Dnia Matki. 
 
Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, wskaźnik aktywności zawodowej Polek w wieku produkcyjnym (18-59 lat) wyniósł w III kwartale 2017 roku 71,1 proc. W przypadku mężczyzn w wieku produkcyjnym (18-64 lat) ten wskaźnik osiągnął 80,5 proc. To oznacza, że odsetek kobiet pracujących lub poszukujących zatrudnienia w naszym kraju jest o blisko 10 proc. mniejszy niż w przypadku mężczyzn. Okazało się też, że liczba kobiet aktywnych zawodowo w ostatnim okresie nieznacznie spadła, mimo najlepszej od wielu lat sytuacji na rynku pracy. Ta informacja momentalnie stała się paliwem dla przeciwników programu „Rodzina 500+”, którzy przyczyn spadku liczby aktywnych zawodowo kobiet upatrują właśnie w uruchomieniu rządowego wsparcia dla rodzin. Wśród młodych mam, które zdecydowały się przerwać karierę zawodową i poświęcić wychowywaniu dzieci, ten argument wzbudza jednak jedynie uśmiech. – Oczywiste jest, że 500 zł nie zastąpi wynagrodzenia za pracę, nawet jeśli ktoś zarabia bardzo mało – mówi pani Katarzyna, matka dwóch córek, która nie wróciła do pracy po zakończeniu urlopu wychowawczego. – Gdy mieliśmy jedno dziecko, udawało mi się pogodzić opiekę nad córką z pracą. Gdy urodziła się druga nasza córeczka, wspólnie z mężem podjęliśmy decyzję, że na jakiś czas zostanę w domu. Rodzice męża nie żyją, a moi mieszkają bardzo daleko. Z dwójką dzieci, bez pomocy dziadków powrót do pracy nie wchodził w grę, choć wiem, że nie wszyscy mogą sobie pozwolić na taki komfort – podkreśla Katarzyna. 
 
Brak miejsc w żłobkach
Właśnie brak możliwości zapewnienia opieki nad dzieckiem jest jedną z głównych barier, które utrudniają młodym mamom powrót na rynek pracy. Jak wynika z danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, w 2016 roku na terenie naszego kraju działało łącznie 3451 placówek dziennej opieki nad dziećmi poniżej 3. roku życia (żłobki, kluby dziecięce i dzienni opiekunowie), które były w stanie przyjąć niespełna 95,5 tys. maluchów. Miejsc z roku na rok przybywa, od 2011 roku ich liczba wzrosła trzykrotnie. To jednak wciąż za mało. Tego typu placówki funkcjonują zaledwie w co trzeciej gminie i są w stanie zapewnić opiekę co 12. dziecku.
 
Mama do zwolnienia
Brak miejsc w żłobkach to jednak nie jedyny problem. Przeszkód jest znacznie więcej. Jedną z nich jest wciąż mentalność części pracodawców, którzy niechętnie zatrudniają młode mamy, za to bardzo ochoczo zwalniają je z pracy, niejednokrotnie łamiąc przy tym nie tylko obowiązujące prawo, ale również wszelkie granice przyzwoitości. Kilka lat temu media opisywały skandaliczne zachowanie jednej z wielkopolskich firm, zajmujących się dystrybucją wyrobów stalowych. Firma założyła spółkę-córkę i przeniosła do niej siedem kobiet. Wszystkie w wieku rozrodczym, w ciąży, na urlopie macierzyńskim lub wychowawczym. Trzy miesiące później spółkę zlikwidowano, a pracownice zwolniono. Teoretycznie wszystko odbyło się w majestacie prawa, a firma nie miała sobie nic do zarzucenia i odmówiła dziennikarzom jakiegokolwiek komentarza. 
 
Niewydolna służba zdrowia
Takie sytuacje na szczęście zdarzają się coraz rzadziej, choć nie wiadomo, czy wynika to ze zmiany mentalności przedsiębiorców, czy z bardzo niskiego bezrobocia. Jednak nawet w sytuacji, gdy młode kobiety nie spotykają się z dyskryminacją w miejscu pracy, nie jest łatwo pogodzić im zarabianie pieniędzy, z życiem rodzinnym. Zapytane, z czego to wynika, bardzo często wskazują na niewydolną służbę zdrowia. Pani Aneta jest mamą dwuletniej Agatki. Pracuje w dużej korporacji w centrum Katowic. Jak podkreśla, nie spotkała się w pracy z żadnymi formami gorszego traktowania przez pracodawcę, ani podczas ciąży, ani później już po urodzeniu dziecka. – Nawet przez chwilę nie bałam się, że po macierzyńskim nie będę miała, gdzie wracać, albo że będę gorzej traktowana. Przeciwnie przełożeni w wielu sytuacjach idą mi na rękę. Nie było problemu ze zmianą godzin pracy, ani z urlopem, gdy dziecko zachoruje. Wszystko było w porządku do czasu, gdy po wizycie u ortopedy okazało się, że mała musi chodzić na rehabilitację. Po zapisaniu się do przychodni i kilku miesiącach oczekiwania okazało się, że zajęcia rehabilitacyjne są dostępne tylko w dni robocze przed południem. W innych przychodniach usłyszałam to samo – mówi pani Aneta.
 
Można inaczej
Sposób na umożliwienie młodym Polkom godzenia życia zawodowego z macierzyństwem moglibyśmy podpatrzeć w zachodnich krajach UE. Pani Dorota, mama czteroletniego Filipa i ośmioletniej Oli rok temu wyjechała z mężem do Niemiec. W Polsce pracowała na pełen etat, a gdy była w pracy dziećmi zajmowała się babcia. W Niemczech jest w stanie pracować i wspólnie z mężem zapewnić dzieciom opiekę bez czyjejkolwiek pomocy. – Pracuję 5 godzin dziennie cztery dni w tygodniu, a mój mąż chodzi do pracy na pełen etat. Mam czas i dla dzieci, i na pracę, a na dodatek zarabiam tyle, że stać nas na normalne życie – mówi. 
 
W takich krajach jak Niemcy, Austria, czy Holandia wiele młodych matek decyduje się na pracę na część etatu. Dzięki takiemu rozwiązaniu nie tylko zarabiają pieniądze i płacą podatki, ale także nie ryzykują, że po kilkuletniej przerwie związanej z wychowywaniem dzieci, powrót na rynek pracy może okazać się dla nich niemożliwy. W Holandii w niepełnym wymiarze godzin pracuje aż 75 proc. kobiet. Jednak w tym kraju oraz w innych zachodnich państwach praca na część etatu przynosi dochody, które wystarczają na utrzymanie rodziny. Polskę od zachodu Europy pod tym względem wciąż dzieli przepaść. 
 
Łukasz Karczmarzyk
źródło foto:pixabay.com/CC0
 

Dodaj komentarz