Solidar Śląsko Dąbrow

Własne auto znów będzie luksusem

Po zmniejszeniu rządowych dopłat do samochodów elektrycznych w Niemczech ich sprzedaż spadła z miesiąca na miesiąc o ok. 83 proc. Brak zainteresowania klientów to jednak nie największa przeszkoda w pełnej elektryfikacji transportu, którą planuje Unia Europejska. Znacznie większy problem to surowce do produkcji baterii, których niebawem zabraknie.

Według niemieckiego Federalnego Urzędu Transportu Samochodowego rejestracje nowych samochodów elektrycznych spadły z tym kraju z poziomu 104.300 egzemplarzy w grudniu 2022 do zaledwie 18.100 w styczniu 2023. Powodem załamania sprzedaży jest obcięcie dopłat do elektryków od początku roku. Wcześniej nabywcy elektryków otrzymali aż 6000 euro przy zakupie nowego pojazdu od państwa oraz do 3000 euro od samych producentów samochodów. Od stycznia wysokość dopłaty do samochodów z silnikiem elektrycznym została zmniejszona do „zaledwie” 3000-4500 euro.

Decyzję o ograniczeniu dopłat niemiecki rząd podjął w połowie 2022 roku, argumentując, że auta z silnikami elektrycznymi stają się coraz bardziej atrakcyjne dla kupujących nawet bez dotacji. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała tę tezę. Podczas gdy sprzedaż samochodów elektrycznych spadła po obniżeniu dopłat o ok. 83 proc. z miesiąca na miesiąc, ogólna liczba sprzedanych samochodów, a więc również tych, wyposażonych w tradycyjny napęd zmniejszyła się w tym okresie tylko o 3 proc. Wniosek nasuwa się sam: wbrew „zielonej” propagandzie klienci mając do wyboru samochód elektryczny i spalinowy, zdecydowanie wolą ten drugi. Jedyne, co jest ich w stanie przekonać do elektryków, to gigantyczne dopłaty.

Niebawem jednak Europejczycy zostaną pozbawieni prawa wyboru. Zgodnie z unijnym pakietem Fit for 55 sprzedaż aut z silnikami spalinowymi będzie zakazana na terenie UE. Społeczne niezadowolenie nie będzie jednak największą przeszkodą we wdrożeniu tego kuriozalnego planu. Pełna elektryfikacja transportu jest zwyczajnie niewykonalna z uwagi na zbyt małe zasoby metali niezbędnych do produkcji baterii samochodowych.

Podczas tegorocznej edycji Światowego Forum Ekonomicznego w Davos jednym z prelegentów w panelu dotyczącym bezemisyjnego transportu był Gill Pratt, szef Toyota Research Institute i dyrektor naukowy w japońskim koncernie. Wcześniej pracował m.in. w Massachusetts Institute of Technology, najbardziej prestiżowej politechnice na świecie oraz w Departamencie Obrony USA. Podczas swojej prezentacji w Davos Pratt przywołał dane londyńskiej agencji Benchmark Minerals Intelligence, z których jednoznacznie wynika, że już na początku przyszłej dekady światowa produkcja litu stanie się zbyt mała by zaspokoić zapotrzebowanie producentów baterii. W kolejnych latach deficyt będzie rósł i w 2040 roku osiągnie poziom 1,8 miliona ton rocznie. Co ważne, w analizie uwzględniono wydobycie zarówno funkcjonujących obecnie kopalni litu oraz tych, które mogą potencjalnie zostać zbudowane do 2040 roku.

Wyliczenia przedstawione przez Pratta jednoznacznie wskazują, że pełna elektryfikacja transportu samochodowego, przy zachowaniu dostępności aut dla przeciętnego człowieka, jest niemożliwa. Zadają też kłam powtarzanej często tezie, według której samochody elektryczne, co prawda są obecnie drogie, ale wraz z ich upowszechnieniem cena spadnie. Skoro już za kilka lat będziemy mieli do czynienia z niedoborem litu, pewne jest, że jego cena gwałtownie wzrośnie. Podobnie będzie z innymi minerałami niezbędnymi do produkcji elektrycznych samochodów, takimi jak nikiel czy kobalt.

Jest raczej mało prawdopodobne, że unijni biurokraci odpowiedzialni za plan Fit For 55 nie dysponują danymi przedstawionymi w Davos przez ekperta Toyoty. To z kolei prowadzi do bardzo ponurego wniosku. Mianowicie wymyślony w Brukseli zakaz sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi, nie oznacza, że wszyscy przesiądziemy się na elektryki. Z uwagi na cenę oraz dostępność surowców, samochody znów staną się luksusem dla nielicznych.

łk
źródło foto: flickr.com/Ivan Radic