Solidar Śląsko Dąbrow

Przymus słuchania Szpakowskiego

Dlaczego, gdy ktoś ma jeden dzień urlopu, mówi, że ma wolne, a gdy nie chodzi do pracy dwa tygodnie, to mówi, że ma urlop? Z pozoru głupie pytanie, ale utkwiło mi w głowie. Bo właśnie zaczynam urlop, czyli niby wolne, ale nie do końca. Jedno – czy nawet dwudniowe wolne pozwala na nicnierobienie bez większych wyrzutów sumienia, ale przez dwa tygodnie to nie przejdzie. Nie wiem, jak wy, Drodzy Czytelnicy, ale ja odczuwam, że z urlopem wiąże się jakiś społeczny przymus. Nie można o tak sobie nic nie robić. Zewsząd słychać, że musisz wyjechać, musisz robić coś innego niż na co dzień. Nie możesz nie wychodzić z łóżka, nie możesz snuć się powoli od niczego ku niczemu. Musisz odpocząć.

 
Pół biedy, gdy spędzasz urlop w domu, ale gdy już zostałeś zmuszony do wyjazdu lista przymusowych działań znacząco się wydłuża. Musisz się przygotować do podróży, spakować, zabezpieczyć mieszkanie, zadbać o kwiatki doniczkowe i o ewentualny inwentarz domowy typu pies, kot, chomik czy rybki. Już pakując spodenki i parę sandałów, zastanawiasz się, czy dobrze zrobiłeś, idąc na urlop. Nie lepiej było chodzić do pracy?
 
Domyślam się, że ci czytelnicy, którzy już są po urlopie, albo przed, albo w ogóle go nie mają, zgrzytają teraz zębami ze złości na to moje wydziwianie. Nie denerwujcie się. Chciałem Was tylko pocieszyć;) Te przymusowe czynności to w gruncie rzeczy sama przyjemność w porównaniu z przymusem słuchania komentarzy Dariusza Szpakowskiego. Podejmowałem co prawda liczne próby oglądania mundialu z całkowicie wyłączoną fonią, to jednak nie to. Bez odgłosów z trybun oglądanie meczu jest zupełnie niestrawne. Dlatego ze smutkiem musiałem wybrać nieznacznie mniejsze zło. Nie miałem wyjścia. Żyję niestety w podobno wolnym kraju, w którym mogę oglądać mundial w telewizji, ale pod jednym, strasznym warunkiem, jeśli chcę mieć włączoną fonię, muszę słuchać Szpakowskiego. I potem latają mi w głowie te nieśmiertelne frazy, o cudownym podaniu, które w rzeczywistości było wykopnięciem na oślep, o dobrym zamyśle, ale złym wykonaniu, itd.
 
Tak naprawdę miałem napisać felieton nie o wolnym i o urlopie, lecz o wolności. Jednak zabierając się do pisania, przypomniałem sobie o przymusie słuchania Szpakowskiego i zacząłem rozważać, co mi tak naprawdę wolno. I na myśl przyszły mi same durne przymusy. Jeden z najdurniejszych, który jest symbolem biurokratycznej opresji to fakt, że w moim ojczystym, podobno wolnym kraju mogę posadzić na własnej działce drzewo, ale nie mogę go wyciąć bez pozwolenia urzędnika. Działka moja, drzewo moje, ale bez zgody biurokraty mogę drzewu na pień skoczyć. Gdybym olał urzędnika, to grzywnę będą spłacać jeszcze moje wnuki, o ile się ich dochowam,zostając bezdomnym na skutek niemożności uiszczenia grzywny za nielegalną wycinkę własnego drzewa. Doszedłem do wniosku, że nie będę się dołował. Cały mundial przymusowo ze Szpakowskim wyczerpał moją psychiczną odporność. Zacząłem nawet podejrzewać, że katowanie publiki jego komentarzami to element układu okrągłostołowego. Że to właśnie z tego powodu wybory 4 czerwca 1989 roku określa się jako częściowo wolne, a nie, jak mylnie przypuszczałem wcześniej, że to dlatego, iż nie można w Polsce bez pozwolenia wyciąć własnego drzewa. Sami rozumiecie, że w tej sytuacji musiałem wziąć dwa tygodnie urlopu. Jeden dzień wolnego by nie wystarczył.
 
Jeden z Drugą:)
 

Dodaj komentarz