Solidar Śląsko Dąbrow

O pracę najtrudniej w Polsce

Odsetek wolnych miejsc pracy jest w Polsce niemal najniższy w całej Unii Europejskiej. Wyprzedza nas m.in. Grecja, Hiszpania, a nawet Bułgaria i Rumunia. W niektórych polskich województwach na jeden wolny etat przypada nawet do 100 bezrobotnych.
 
Jak wynika z najnowszego raportu Eurostatu, pod względem tzw. wskaźnika wolnych miejsc pracy spośród wszystkich krajów należących do Unii Europejskiej wyprzedzamy jedynie Cypr. Wskaźnik ten obrazuje procentowy udział wolnych miejsc pracy w ogólnej liczbie etatów (obsadzonych i wolnych) w gospodarce. Im jest on wyższy tym lepsza sytuacja panuje na rynku pracy. Średnia wysokość wskaźnika wolnych miejsc pracy w całej Unii Europejskiej wynosi 1,7 proc. W Polsce jest to zaledwie 0,4 proc. Najłatwiej o zatrudnienie w Niemczech, tam na sto miejsc pracy w gospodarce 2,9 czeka na obsadzenie przez bezrobotnych. Jednak w zestawieniu Eurostatu nasz kraj wyprzedzają nie tylko najbogatsze państwa UE. Przed nami znalazły się balansujące na skraju bankructwa kraje z południa Europy takie jak Grecja czy Hiszpania, oraz m.in. Czechy, Słowacja, kraje bałtyckie, a nawet najbiedniejsze w Unii Bułgaria i Rumunia. 
 
100 chętnych na jedno miejsce
Wnioski płynące z zestawienia opublikowanego prze europejski urząd statystyczny są bardzo niepokojące. W Polsce praktycznie nie ma wolnych etatów. Potwierdzają to również dane Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące liczby bezrobotnych przypadających na jedno wolne miejsce pracy. – To znacznie bardziej istotna miara od procentowej stopy bezrobocia, która w gruncie rzeczy jest pojęciem dość abstrakcyjnym. Liczba bezrobotnych przypadająca na liczbę wolnych miejsc pracy pozwala znacznie bardziej precyzyjnie określić rzeczywiste szanse, jakie osoby bezrobotne mają na znalezienie zatrudnienia – mówi prof. Mieczysław Kabaj z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych w Warszawie.
 
Według danych GUS w maju 2014 roku średnio na jedno miejsce pracy w Polsce przypadało ok. 30 bezrobotnych. Liczba ta jest jednak bardzo zróżnicowana, jeżeli przyjrzymy się poszczególnym województwom i miesiącom. O ile w okresie wiosenno-letnim sytuacja się poprawia ze względu na start prac sezonowych, to w miesiącach zimowych w niektórych województwach osoby poszukujące pracy znajdują się niemal w beznadziejnym położeniu. W styczniu tego roku na jedną ofertę pracy w województwie świętokrzyskim przypadało 84 bezrobotnych, a na Podlasiu aż 101 osób poszukujących zatrudnienia. – Jeszcze gorzej wygląda to w poszczególnych powiatach. Są miejsca w Polsce, gdzie np. w urzędzie pracy w danym dniu jest zarejestrowanych ok. 500 bezrobotnych, a oferty pracy są dwie lub nie ma ich wcale. Jeszcze w 2008 roku na jeden wolny etat przypadało średnio w skali całego kraju 12 bezrobotnych, mamy więc do czynienia z dramatycznym pogorszeniem się sytuacji na rynku pracy – podkreśla prof. Mieczysław Kabaj.
 
Praca tylko na chwilę
Bardzo ograniczona liczba dostępnych etatów to jednak tylko jeden z aspektów fatalnej kondycji polskiego rynku pracy. Druga sprawa to jakość ofert kierowanych do bezrobotnych. – Z naszych badań wynika, że zdecydowaną większość ofert pracy znajdujących się w powiatowych urzędach pracy łączy dwie cechy. Po pierwsze są to oferty na czas określony. Na miesiąc, dwa miesiące czy na pół roku. Po drugie zazwyczaj wynagrodzenie w nich oferowane jest równe płacy minimalnej – wskazuje ekspert IPiSS.
 
To nie wina bezrobotnych 
Jak wynika z opublikowanego w ubiegłym roku przez Narodowy Bank Polski „Badania Ankietowego Rynku Pracy” przeciętny czas potrzebny do znalezienia pracy w Polsce wynosi 12,5 miesiąca. Jeżeli firmy zatrudniają nowe osoby, zazwyczaj wynika to z konieczności zapełnienia luki po pracowniku, który odszedł z firmy, a nie z tworzenia nowego etatu. Tak więc wbrew obiegowej opinii, wysoki poziom bezrobocia w naszym kraju nie jest rezultatem bierności czy braku motywacji osób pozostających bez pracy. Według wyliczeń NBP zaledwie ok. 15 proc. zarejestrowanych bezrobotnych nie poszukuje zatrudnienia. Dodatkowo wynika to najczęściej nie z braku chęci do pracy, ale ze złego stanu zdrowia lub konieczności opieki nad osobami zależnymi. – Powszechne przekonanie o roszczeniowym i biernym stosunku zarejestrowanych bezrobotnych do szukania pracy jest niesłuszne – czytamy w raporcie.
– Gdyby do liczby bezrobotnych dodać osoby, które w ostatnich latach udały się na emigrację zarobkową oraz osoby zniechęcone, czyli takie, które są zdolne do pracy ale nie pracują i nie poszukują już zatrudnienia, otrzymamy liczbę na poziomie ok. 4,5 mln. W czasie gdy liczba pracujących w Polsce to nieco ponad 14 mln, 4,5 mln ludzi pracuje dla innych krajów lub nie pracuje wcale. Marnujemy wielki potencjał – mówi prof. Kabaj.
 
Łukasz Karczmarzyk
 
wykres: opracowanie własne na podst. Eurostat
 
 

Dodaj komentarz