Solidar Śląsko Dąbrow

Co z tą polityką prorodzinną?

Ministerstwo Finansów przygotowało projekt ustawy, który przewiduje zmiany w uldze na dzieci. Zdaniem ekonomistów rządowe propozycje nie poprawią wskaźnika dzietności. Wręcz przeciwnie. Piotr jest kierowcą autobusu w jednym ze śląskich miast. Jego żona Anna pracuje w hipermarkecie. Wychowują córkę Kasię, która po wakacjach rozpocznie naukę w szkole podstawowej. Nie myślą o powiększeniu rodziny. Zarabiają niewiele ponad 4 tys. zł i z trudem wiążą koniec z końcem. Po opłaceniu czynszu, mediów i raty kredytu, pozostaje niewiele. – Nie stać nas na kolejne dziecko – mówią. Anna i Piotr wpisują się w model rodziny 2 plus 1, który jest coraz bardziej popularny w Polsce. Są przekonani, że jeżeli kolejne rządy nie zaczną poważnie traktować polityki prorodzinnej, nic się nie zmieni. – O polityce prorodzinnej dużo się mówi, a mało robi – zauważa pani Ania. Zdaniem dr Arkadiusza Przybyłki z Katedry Polityki Społecznej i Gospodarczej Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach system świadczeń rodzinnych obowiązujący w Polsce jest nieefektywny. – Taki system z pewnością nie przyczyni się do podniesienia poziomu dzietności – przyznaje dr Przybyłka.

Coraz mniej dzieci
Dane statystyczne są zatrważające. Z roku na rok na świat przychodzi coraz mniej dzieci. W 2010 roku urodziło się 415 tys. Polaków, a w roku 2011 zaledwie 391 tysięcy. A jeszcze w 1990 roku w polskich szpitalach urodziło się ponad 547 tys. noworodków. To oznacza, że wskaźnik dzietności spadł do 1,38. Tymczasem, żeby można było myśleć o wymianie pokoleniowej, powinien wynosić 2,1. – W perspektywie lat 2030-2035 liczba ludności Polski zmniejszy się o około 2 miliony – szacuje dr Arkadiusz Przybyłka.

Okazuje się, że polityka prorodzinna prowadzona przez rząd jest nieskuteczna. Do rodzenia dzieci Polek nie zachęciło ani jednorazowe becikowe, ani wprowadzenie urlopu ojcowskiego, z którego korzysta mniej, niż 10 proc. uprawnionych mężczyzn. Propozycje na przyszły rok też nie wyglądają najlepiej. Minister finansów chce, by ulga na dziecko nie przysługiwała rodzinom wychowującym jedno dziecko, które po odliczeniu składek na ubezpieczenia społeczne, osiągają roczny dochód 85 528 zł. – Jeżeli takie rodziny nie otrzymają ulgi, nie zdecydują się na kolejne dzieci – przekonuje dr Przybyłka.

Policzyliśmy. Jeżeli dwie pracujące osoby zarabiają rocznie 85 528 zł (po odliczeniu składek na ubezpieczenie społeczne) to znaczy, że ich łączny dochód – po zapłaceniu podatku dochodowego, odliczeniu kwoty wolnej od podatku oraz kosztów uzyskania przychodu – wynosi 5,977,12 zł miesięcznie, czyli niespełna 2 tys. zł na osobę. W porównaniu ze standardami obowiązującymi w Unii Europejskiej, to niewiele.

Trzeba zmienić system
Może więc zamiast pochopnych działań, politycy powinni przeanalizować liczne sondaże, w których Polacy przyznają, że do powiększenia rodziny zachęciłoby ich – oprócz wyższej pensji i pewności zatrudnienia – wydłużenie urlopów macierzyńskich, wprowadzenie płatnych urlopów wychowawczych, możliwość wspólnego opodatkowania z dziećmi oraz łatwiejszy dostęp do żłobków i przedszkoli.

Dr Przybyłka przyznaje, że z jednej strony w żłobkach i przedszkolach brakuje miejsc, a z drugiej opłaty za pobyt dzieci w tych placówkach są wysokie. – Polityka państwa powinna zostać skierowana na dofinansowanie żłobków i przedszkoli, żeby rodziny nie musiały ponosić tak ogromnych kosztów związanych z korzystaniem z tych instytucji – mówi ekonomista. Jego zdaniem, należałoby także zwiększyć dotacje dla placówek, które zajmują się organizowaniem czasu wolnego dzieci, gdy rodzice przebywają w pracy. – Chodzi o stworzenie warunków do pogodzenia opieki na dziećmi z rolami zawodowymi – wyjaśnia.

To jednak nie wszystko. – Trzeba zracjonalizować system świadczeń rodzinnych. Pieniądze powinny pójść do tych rodzin, które rzeczywiście są ubogie i potrzebują pomocy, ale nie są patologiczne i środków z pomocy nie wydają na alkohol oraz inne używki – mówi dr Arkadiusz Przybyłka.

Tymczasem progi uprawniające do świadczeń rodzinnych nie zmieniły się od kilku lat. Liczba dzieci, na które przysługiwała pomoc spadła z 5,5 do 2,7 miliona. Równocześnie – jak poinformował GUS – w 2011 roku w skrajnej nędzy żyło 2,6 miliona Polaków. Najwięcej ubogich było wśród rodzin wielodzietnych.

Agnieszka Konieczny


Dodaj komentarz