Solidar Śląsko Dąbrow

A cepy młócą

Komentarze pod artykułami w portalach internetowych dają zwykle przygnębiający obraz poziomu wiedzy i kultury komentujących. Oczywiście zdarzają się rodzynki w postaci rzeczowych postów wnoszących dodatkową wiedzę na temat problemu, albo przedstawiających punkty widzenia pominięte przez autora artykułu. Zdarzają się komentarze celne i dowcipne, ale to rzadkość. Królują bluzgi i idiotyzmy. Na części portali widać, że administratorzy manipulują kolejnością komentarzy i ocenami. I nie chodzi o to, że blokują łamiące prawo treści, ale o manipulacje związane z tzw. linią redakcyjną, choć w dzisiejszych czasach trafniejsze określenie to linia propagandowa. Chodzi o to, aby czytelnik miał wrażenie, że punkt widzenia redakcji portalu cieszy się powszechnym poparciem. I dotyczy to wszystkich opcji – zarówno tzw. opozycyjnej, jak i prorządowej. Polityczna plemienność święci tam swoje triumfy. Milcząca większość jak zwykle ma przegwizdane.

Po co piszę te oczywiste oczywistości? Z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze warto to powtarzać do znudzenia, aby przypominać, że jako odbiorcy informacji w mediach jesteśmy nieustannie poddawani manipulacji. Po drugie po to, aby zauważyć, że odbiorcy informacji zamykają się w enklawach, w których wzajemnie utwierdzają się w swoich wizjach świata. Zwolennicy PO, Nowoczesnej i Alimenciarza Roku wierzą w przekaz Gazety Wyborczej, TVN oraz gazet i portali należących do koncernu Ringier Axel Springer, czyli Onetu, Faktu, Newsweeka i dziennika.pl. Z kolei zwolennicy PiS siedzą na portalu wPolityce.pl lub na niezależnej.pl, czytają wSieci, oglądają Republikę i od pewnego czasu sycą się odzyskanymi wpływami w telewizji publicznej. Przekaz do obu tych plemion jest tak jednostronny, że zęby bolą. Zero otwartości, zero wątpliwości, zero dyskusji. O ile mogę zrozumieć, że prawa strona potrzebowała czasu na odreagowanie wieloletniego spychania na margines przez tzw. główny nurt, czyli dzisiejszą opozycję, o tyle pragnę nieśmiało zauważyć, że to odreagowywanie poszło stanowczo za daleko.

Czekając jesienią ubiegłego roku na zmianę władzy, liczyłem bardzo na powrót czegoś, co określam normalnością. Miałem nadzieję, że ta milcząca większość uzyska w końcu dostęp do różnorodnej informacji prezentującej różne punkty widzenia. Liczyłem, nawet jeśli nie na szacunek, to chociażby na respekt mediów wobec odbiorców. Wygląda na to, że się przeliczyłem. Jestem skazany na oglądanie w akcji cepów propagandy. Na to nieustanne wbijanie do głowy, że kto nie idzie z nami, ten przeciwko nam, że jest tylko jedna alternatywa: albo odsunięty od władzy establishment, albo ekipa Prezesa całej Polski. Czarno-biały świat. Jest wojna i nie ma miejsca na rozterki, wątpliwości, dzielenie włosa na czworo.

Jakoś tam po ludzku rozumiem PiS. Trudno zachować zimną krew wobec bezczelnych kłamstw i oparów absurdu, w których poruszają się ich adwersarze, tym bardziej że jeśli chodzi o liczbę mediów i ich zasięg, wciąż mają zasadniczą przewagę. Niemniej stosowanie tej samej metody działania powoduje, że milcząca większość ma naprawdę serdecznie dość i jednych, i drugich. To jest podobnie jak z postami pod artykułami na portalach internetowych. Większość z nas nie potrafi się oprzeć pokusie przejrzenia tych komentarzy, by na koniec jak zwykle westchnąć, powtarzając znaną sentencję Stanisława Lema: „Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów”.

Jeden z Drugą;)

 

Dodaj komentarz