Jak Szumilas szanse wyrównywała
Bałagan, dezinformacja czy dowolność w interpretowaniu przepisów przez gminy? A może wszystko razem? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytania: co doprowadziło do zamieszania wokół dodatkowych zajęć w przedszkolach i dlaczego wiele dzieci zostało ich pozbawionych?
W ubiegłym tygodniu władze Katowic poinformowały nauczycieli i rodziców przedszkolaków, że zajęcia dodatkowe – angielski i rytmika mogą odbywać się tylko w tych przedszkolach, które są w stanie zorganizować je we własnym zakresie. – To oznacza, że w większości placówek w mieście przynajmniej na razie takich zajęć nie będzie. Który nauczyciel wychowania przedszkolnego posiada kwalifikacje do nauczania języka angielskiego? – pyta Gabriela Korus, przewodnicząca oświatowej Solidarności w Katowicach. Podkreśla, że rezygnacja zarówno z języka angielskiego, jak i rytmiki to ogromna strata dla dzieci. – Wszelkie zajęcia taneczne, ekspresyjne pobudzają rozwój psychomotoryczny dziecka. Uczą koordynacji ruchowej. Rytmika obok gimnastyki korekcyjnej jest podstawą prawidłowego rozwoju dziecka – tłumaczy.
Informacja o tym, że w większości katowickich przedszkoli nie będzie zajęć dodatkowych, wywołała złość wśród rodziców. Do tej pory język angielski i rytmika były na stałe wpisane w „plan zajęć” większości maluchów. Były to dobrowolne zajęcia dodatkowe, opłacane przez rodziców i prowadzone przez odpowiednich specjalistów. Tymczasem decyzją szefowej resortu edukacji Krystyny Szumilas od tego roku szkolnego na terenie przeszkoli nie można prowadzić żadnych zajęć, za które rodzice musieliby płacić więcej niż złotówkę. W ten sposób minister Szumilas chciała wyrównywać szanse dzieci pochodzących z mniej zamożnych rodzin. Szefowa resortu zapewnia, że na ten cel przeznaczy 504 mln zł. Jej zdaniem tyle pieniędzy powinno wystarczyć. Jednak samorządowcy twierdzą, że środków jest za mało. W ich ocenie za złotówkę nie da się zorganizować zajęć z udziałem nauczycieli przychodzących z zewnątrz.
Podobna sytuacja jak w Katowicach ma miejsce w Jaworznie. – Wśród rodziców zawrzało. Mieli nadzieję, że za symboliczną złotówkę dzieci będą miały angielski i rytmikę, a na początku tego tygodnia okazało się, że tych zajęć nie będzie – mówi nauczycielka z Jaworzna, która poprosiła o zachowanie anonimowości. Podkreśla, że w przedszkolu, w którym pracuje, z dodatkowych zajęć opłacanych przez rodziców korzystały wszystkie dzieci. – Jak rodzice zorientowali się, że nie będzie zajęć za złotówkę, to zadeklarowali, że w dalszym ciągu mogliby za nie płacić, ale na to nie ma zgody pani minister – dodaje. Wyjściem z sytuacji byłoby organizowanie ich na terenie przedszkola, ale po zakończeniu pracy placówki, czyli po godz. 16.30, co zresztą sugeruje samorząd. Zdaniem nauczycieli i rodziców to kompletny absurd. – To są zbyt małe dzieci, by o tej porze prowadzić je na dodatkowe zajęcia – mówią.
W Jastrzębiu-Zdroju zajęcia dodatkowe będą się odbywać, ale już wiadomo, że pieniądzy nie wystarczy na spełnienie wszystkich oczekiwań rodziców. Jak informuje Krzysztof Janicki z oświatowej Solidarności w Jastrzębiu-Zdroju, tylko jedna trzecia dotacji z ministerstwa może zostać przeznaczona na rozwój przedszkola, czyli m.in. zatrudnienie nauczycieli prowadzących zajęcia dodatkowe. – Priorytetem jest zapewnienie dzieciom pomocy logopedycznej. Pozostała kwota może zostać rozdysponowana na angielski czy rytmikę, ale wiadomo, że pieniędzy nie wystarczy na wszystko – mówi Janicki.
Jak na razie jednym z nielicznych miast w województwie śląskim, w którym zajęcia za złotówkę rzeczywiści się odbędą jest Chorzów. – Miasto zadeklarowało, że będzie do tych zajęć dopłacać. Na pewno będzie to angielski i rytmika – mówi Daniel Mizera, przewodniczący oświatowej Solidarności w tym mieście.
Agnieszka Konieczny