Solidar Śląsko Dąbrow

Społeczeństwo tkwi w letargu

Tzw. afera taśmowa, jak mówią jedni lub też podsłuchowa, jak nazywają ją inni, to kolejna z afer z udziałem członków ekipy rządzącej Polską od ponad siedmiu lat. Co w tej aferze jest najbardziej uderzające…
– Najbardziej uderza mnie to, w jaki sposób tę aferę się przedstawia, jak momentalnie ruszyła medialna maszynka, która ma to wszystko rozmyć. Nagle okazuje się, że ważniejsze jest to, czy ktoś użył wyrazu na „k” czy na „ch”, a nie przedstawia się istoty rzeczy – tego, co faktycznie ujawniły te taśmy. Na przykład prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka mówi wyraźnie, że ostrzegał premiera Donalda Tuska przed aferą Amber Gold, z czego jasno wynika, że ktoś tu kłamie. Albo szef NBP mija się z prawdą, albo premier. Z taśm wynika, że minister spraw wewnętrznych i prezes NBP układają sobie scenariusz, jak zrobić ustawę która pozwoli dodrukować pieniądze potrzebne na przetrwanie partii rządzącej i niedopuszczenie opozycji do władzy, a przy okazji odbywa się handelek związany ze stanowiskiem ministra finansów i kwestią tego, która firma ma te pieniądze wydrukować i na tym zarobić.

Poprzednie afery związane chociażby z ustawą hazardową czy sprawą Amber Gold jakoś nie zaszkodziły partii rządzącej. Teraz też tak będzie?
– Obserwując to, co się dzieje w tej sprawie, słuchając tych taśm lub czytając stenogramy rozmów podsłuchanych polityków, widzę dramatyczny obraz skali upadku państwa, jaki nastąpił w czasie rządów obecnej koalicji. Jednak patrząc na reakcję społeczeństwa, reakcję opozycyjnych partii politycznych, obym się mylił, ale obawiam się, że większość Polaków znowu powtórzy za premierem i sprzyjającymi mu mediami tę ograną śpiewkę – Polacy nic się nie stało. Po prostu Polacy są od lat w jakimś letargu i na to liczy Donald Tusk oraz jego ekipa.

Może większości to po prostu nie interesuje?
– Ale to kardynalny błąd. Przecież to ich dotyczy. Od tego, kto rządzi Polską, zależy w jakim państwie będziemy mieszkać, czy będziemy mieli pracę, czy będziemy mieli szansę na normalne życie, godziwe zarobki. Od tego, kto rządzi, zależy, jaką przyszłość będą miały nasze dzieci. To naprawdę jedno z drugim się wiąże. I tę zależność rozumie większość społeczeństw państw zachodnioeuropejskich. Przecież tam po podobnej aferze takiego rządu dawno by już nie było. Byłyby nowe wybory, a ekipa skompromitowanych polityków zostałaby usunięta z życia publicznego.

Co musiałoby się stać, żeby Polaków z letargu obudzić?
– Nie wiem, naprawdę trudno powiedzieć, co musi się stać, żeby ludźmi wstrząsnąć. Tyle złego się wydarzyło podczas rządów tej ekipy, tyle afer. Nawet wydłużenie wieku emerytalnego do 67. roku życia, skazanie ludzi na pracę aż do śmierci nie spowodowało wybuchu powszechnego buntu społecznego. W 2013 roku po zainicjowanych przez Solidarność obywatelskich akcjach – po strajku generalnym na Śląsku i po największej w ostatnim ćwierćwieczu manifestacji w Warszawie wydawało się, że ludzie zaczynają się budzić, że będą potrafili razem walczyć o swoje prawa obywatelskie, walczyć o przywrócenie normalnych relacji na linii ludzie – władza, które oznaczają, że społeczeństwo wybiera swoich przedstawicieli, kontroluje ich i rozlicza, a władza ludziom służy. Okazało się, że dla części było to tylko chwilowe przebudzenie i że liczba obudzonych jest wciąż zbyt niska, aby ta afera skończyła się tym, czym powinna się w normalnych warunkach skończyć, czyli dymisją rządu i samorozwiązaniem parlamentu.

Większość Polaków po prostu olewa z różnych względów wszystkie wybory, a tym samym skazuje się na to, że nic się nie zmienia…
– Ta większość to ludzie, którzy zawiedli się na demokracji. Oni czekają na nowego lidera, nowe otwarcie. Wybory do europarlamentu pokazały, że spore poparcie uzyskał polityk, który najmniej kojarzył się z tym układem rzadzącym w Polsce od 25 lat. Janusz Korwin-Mikke, bo o nim mowa, to nie jest polityk z mojej bajki, ale poziom poparcia dla niego i dla jego ugrupowania wyraźnie wskazuje, że młodzież szuka nowego lidera. Charyzmatycznego przywódcy, który w tym układzie nie uczestniczył. Gdyby ktoś taki pojawił się na scenie politycznej, to z pewnością szanse na wyrwanie społeczenstwa z letargu by wzrosły, bo ludzie znów zobaczyliby, że to marzenie kolejnych pokoleń Polaków, że jeszcze będzie przępieknie, jeszcze będzie normalnie, nie jest tak nierealne, jak wydaje się to dziś.

Podobno, żeby to nastąpiło, muszą się zmienić słowa polskiego hymnu…
– Wiem, też to słyszałem. Trzeba po prostu wyrzucić na śmietnik historii pieśń „Polacy, nic się nie stało” i wrócić do starych, mądrych słów hymnu: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”.

Z Dominikiem Kolorzem, przewodniczącym ślasko-dąbrowskiej Solidarności rozmawiał Grzegorz Podżorny

Dodaj komentarz