Zyskali nie tylko pracownicy
W pierwszym miesiącu obowiązywania ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele sprzedaż małych sklepów wzrosła niemal o jedną czwartą. Na ustawie wprowadzonej dzięki Solidarności korzystają nie tylko pracownicy najemni handlu, ale również właściciele małych osiedlowych sklepików, którzy od lat są wypierani z rynku przez wielkie sieci handlowe.
Jak wynika z danych Centrum Monitorowania Rynku opublikowanych przez Polską Izbę Handlu, całkowita wartość sprzedaży niedużych sklepów (o powierzchni do 300 m2) wzrosła w marcu o 23 proc. w porównaniu do lutego. W ujęciu rocznym obroty tego typu placówek handlowych wzrosły w marcu o niespełna 9 proc. Klienci wydali w nich 16 proc. więcej pieniędzy niż w marcu 2017 roku.
Szansa dla małych sklepów
Na lepsze wyniki małych sklepów w marcu tradycyjnie wpływ miały zakupy związane ze świętami wielkanocnymi. Jednak do tak znaczącego wzrostu sprzedaży w tym roku w głównej mierze przyczyniła się obowiązująca od początku marca ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele. Zgodnie z jej zapisami w niedziele objęte ograniczeniami małe sklepy mogą być otwarte pod warunkiem, że za ladą stanie ich właściciel. Zbliżone zasady dotychczas obowiązywały w święta ustawowo wolne od pracy. – Właściciele małych sklepów często odrabiali w święta wolne od pracy straty z kilku tygodni. Niejeden sklep tylko dzięki temu był w stanie utrzymać się na rynku i wytrzymać presję konkurencyjną ze strony dużych sieci handlowych. Podobny efekt dla drobnego handlu będzie miała ustawa o wolnych niedzielach – mówi Alfred Bujara, przewodniczący Krajowego Sekretariatu Banków, Handlu i Ubezpieczeń NSZZ Solidarność.
Uczciwa konkurencja?
Handlowa Solidarność już podczas zbierania podpisów pod obywatelskim projektem ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele zwracała uwagę, że jej beneficjentami oprócz pracowników najemnych handlu będą właśnie drobni sklepikarze systematycznie wypierani z rynku przez sieci handlowe. – Wchodzeniu na nasz rynek zachodnich sieci handlowych w latach 90-tych ubiegłego wieku nie towarzyszyły żadne regulacje prawne cywilizujące ten proces i chroniące rodzimych przedsiębiorców. Zagraniczne marki nie tylko korzystały z różnego rodzaju preferencji podatkowych, ale również bardzo szybko podporządkowały sobie polskich producentów żywności, z jednej strony narzucając im ceny na granicy opłacalności, a z drugiej wydłużając terminy płatności za zamówione towary. W ten sposób bardzo często zagraniczne sieci rozwijały się i otwierały nowe sklepy za pieniądze polskich producentów. Sytuacja, w której zachodnie podmioty są tak bardzo uprzywilejowane kosztem rodzimej branży, nie ma zbyt wiele wspólnego ani z wolnym rynkiem, ani z uczciwą konkurencją. Ustawa o ograniczeniu handlu w niedziele jest pierwszym krokiem do wyrównania szans konkurencyjnych – mówi Alfred Bujara.
Mali znikają z rynku
W ostatnich latach małe, osiedlowe sklepy znikały z rynku w ekspresowym tempie, głównie ze względu na coraz większą liczbę sieciowych dyskontów spożywczych. Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, tylko w 2016 roku zlikwidowano 2 tys. sklepów ogólnospożywczych, 700 sklepów mięsnych i 800 „warzywniaków”. – Mamy nadzieję, że ustawa o wolnych niedzielach wyhamuje ten negatywny trend. Trzeba pamiętać, że niewielkie placówki handlowe są prowadzone przez rodzimych przedsiębiorców, którzy płacą tutaj podatki i w odróżnieniu od wielkich sieci handlowych nie wyprowadzają zysków za granicę – zaznacza przewodniczący handlowej Solidarności,.
Jak podkreśla, dominacja zagranicznych gigantów w polskim handlu powoduje negatywne skutki nie tylko dla rodzimych kupców i producentów żywności, ale również dla pracowników najemnych z branży handlowej. – Zagraniczne markety i dyskonty tworzą co prawda nowe miejsca pracy, ale jednocześnie zabierają znacznie większą liczbę etatów w lokalnym handlu. Jedno miejsce pracy w dużym markecie powoduje likwidację od 6 do 8 miejsc pracy w niewielkich placówkach handlowych. Trzeba również zwrócić uwagę, że znaczna część pracowników dużych sieci handlowych jest zatrudniana w niepełnym wymiarze godzin lub co gorsza za pośrednictwem agencji pracy tymczasowej – dodaje przewodniczący.
Łukasz Karczmarzyk
źródło foto:commons.wikimedia.org/Henryk Borawski/CC BY-SA 4.0