Solidar Śląsko Dąbrow

Znów machniemy na to ręką?

Nigdy nie byłem wyznawcą teorii spiskowych. Z dystansem patrzyłem na gości, którzy przy poprzednich razach imputowali, że coś tu nie gra. Uśmiechałem się pod wąsem, gdy mówili o dziesiątkach tysięcy nieważnych głosów. Puszczałem oko, gdy pytali, dlaczego mimo informatyzacji głosy za każdym razem liczone są coraz dłużej.
 
Jasne jest dla mnie, że establishment jest w stanie posunąć się naprawdę daleko, by utrzymać władzę. Z kolei każdy kolejny rok tej władzy sprawowania coraz dalej przesuwa granicę, której nawet oni nie ośmielą się przekroczyć. Istnieje jednak granica nieprzekraczalna – uważałem – a tą granicą są właśnie uczciwe wybory. Gdy ktoś twierdził inaczej, wydawało mi się że po prostu racjonalizuje własne porażki. Próbuje znaleźć przyczynę, dla której jego kandydat przegrał, a najwygodniej wskazać ją na zewnątrz. Innymi słowy, łatwiej za niepowodzenie obwinić innych, niż zobaczyć swoją słabość. Ot, tak już człowiek jest skonstruowany. 
 
Tak to sobie poukładałem i przeświadczony o trafności własnego rozumowania szykowałem się do napisania tego felietonu. Myślałem, że będzie prosto. Popsioczę na frekwencję, na stronnicze media, pochwalę lub zganię tych, co wygrali, a z przegranymi postąpię odwrotnie. Pomarudzę, że wszystko zostało po staremu, albo ucieszę się, że wreszcie coś się zmieni. Myślałem, że jestem cwaniak i nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Mina zaczęła mi rzednąć od poniedziałkowego poranka i rzednie do dzisiaj. Z całego mojego cwaniakowania zostało tyle, że tekst do druku oddać trzeba, a ja nie mam zielonego pojęcia, co napisać. Wyniku wyborów nie ma i prędko nie będzie. 
 
W niedzielę wygrał PiS, od wtorku zwycięzcą jest PSL, a w poniedziałek CBOS opublikowała sondaż, w którym PO ma nad partią Kaczyńskiego 10 punktów procentowych przewagi. W 10 na 16 województw wygrała partia, która ledwie wystaje nad próg wyborczy, ale wszystko jest cacy. W niektórych miejscach w Polsce oddano 40 proc. nieważnych głosów, ale prezydent, głowa państwa i najwyższy strażnik praworządności mówi, że „kwestionowanie uczciwości wyborów to odmęty szaleństwa”. Do komputerowego systemu liczenia głosów może zalogować się każdy i wpisać, co mu się podoba, ale ryzyka nadużyć nie ma. Członkowie PKW co prawda dali ciała, ale przecież to takie pocieszne leśne dziadki, stare pierdoły, które nie odróżniają komputera od mikrofalówki. Można z nich pobłażliwie pożartować, ale przecież to na pewno nie specjalnie. Co z tego, że tak naprawdę są to sędziowie Sądu Najwyższego, NSA i Trybunału Konstytucyjnego, czyli w założeniu elita elit. 
 
Znowu machniemy ręką i zaśpiewamy: Nic się nie stało? Wówczas ostatnia granica zniknie, a na kolejne wybory pójdą już tylko ci wszyscy, których byt zależy od tego, czy ich pryncypał utrzyma się przy korycie. Wszyscy nadani partyjnie szefowie państwowych i samorządowych spółek i spółeczek, podczepione pod nich urzędnicze dwory wraz z rodzinami oraz pożyteczni idioci, co wciąż wierzą w całą prawdę, całą dobę. Wtedy wynik policzyć będzie bardzo prostu i na pewno pójdzie sprawniej. A zresztą, po co to w ogóle liczyć. Uwierzymy na słowo, bo przecież ich plan się powiódł i w gruncie rzeczy jest nam już wszystko jedno.
 
Trzeci z Czwartą:)
 
foto:demotywatory.pl
 

Dodaj komentarz