Zgubne skutki snobizmu


W Muzeum Sztuki Nowoczesnej w San Francisco pewien 17-latek dla żartu położył na podłodze okulary. Zwiedzający ów przybytek „koneserzy” myśleli, że to dzieło sztuki, nowoczesna instalacja artysty-wizjonera. Podchodzili, kucali, podziwiali, fotografowali i mądrzyli się opowiadając, co ich zdaniem przedstawia to dzieło. Może ta instalacja jest syntetycznym, a zarazem analitycznym obrazem wpływu sztuki na postrzeganie otaczającego nas świata. A może to brawurowa, intrygująca i fascynująca zarówno pod względem formalnym jak i duchowym próba udowodnienia, że do podziwiania sztuki okulary nie są potrzebne, że czucie i wiara silniej do nas mówią niż mędrca szkiełko i oko. Gdyby te okulary leżały na podłodze w sklepie, w urzędzie czy w restauracji, większość pomyślałaby, że ktoś je zgubił. Ten sam przedmiot na podłodze w galerii sztuki – to z pewnością musi być dzieło sztuki. 17-latek jak dzieciak z baśni Andersena pt. „Nowe szaty cesarza” uświadomił ludziom, że cesarz jest nagi.
Niby to żadne odkrycie. Tzw. sztuka nowoczesna już tyle razy został skompromitowana, że wydaje się, że nikt nie traktuje jej poważnie poza wąskim gronem ludzi, którzy z produkowania i sprzedawania tej hucpy żyją. Pamiętacie film pt. „Nie lubię poniedziałku” i faceta, który łazi po Warszawie poszukując ćwierćcalowych dreblinek do kombajnu z Maszynohurtu. Trafia do galerii i tam owa część zamienna do kombajnu zostaje uznana przez koneserów za dzieło sztuki. „Nareszcie coś niewymyślonego. Tak, proste. Surowe nawet. Szczerość wypowiedzi. Prawda” – cmokali znawcy z podziwem. Ten film ma już 45 lat, ale w kwestii dreblinek udających rzeźby w galeriach sztuki, jak się okazuje, nic się zmieniło.
52 lata temu pewien szwedzki dziennikarz zorganizował wystawę obrazów francuskiego malarza awangardowego Pierre’a Brassau. Krytycy cmokali, chwalili, pisząc, że pociągnięcia pędzla artysty „zakręcają z wściekłą drobiazgowością”, a zarazem „z delikatnością baletnicy”. Tymczasem okazało się, że żurnalista z Goteborga zrobił sobie z nich jaja. Rzekomym francuskim awangardzistą o nazwisku Pierre Brassau był w rzeczywistości 4-letni szympans Peter ze szwedzkiego zoo, któremu za namową dziennikarza opiekun dał farby i płótna. Małpa machnęła parę dzieł i trafiły one na wystawę. Koneserzy nie byli w stanie odróżnić obrazów małpy od obrazów malarzy awangardowych. Mimo to ludzie wciąż odwiedzają galerie sztuki nowoczesnej i wciąż dają się nabierać, czego najnowszym dowodem jest żart z okularami.
Ze snobizmu ludzie dają się nabierać na różne rzeczy, nie tylko na awangardowe dzieła sztuki. Podobnie jest chociażby z winami czy modnymi ostatnio tzw. piwami rzemieślniczymi. Wystarczy, że te „dzieła” lub „prestiżowe produkty” zostaną wcześniej okadzone zachwytami krytyków, ekspertów, znawców, autorytetów, itp. komiwojażerów. Chęć prestiżu, udowodnienia, że jesteśmy lepsi, mądrzejsi i nowocześniejsi od innych sprawia, że tracimy zdrowy rozsądek. Od czasu do czasu jakieś dziecko krzyknie, że cesarz jest nagi, jakiś dziennikarz wykaże, że podziwiany artysta wciska nam obrazy, które potrafi machnąć byle szympans, jakiś 17-latek uświadomi nam, że z powodu snobizmu lub kompleksów byle ćwola uznajemy za wybitnego polityka, znakomitego profesora czy świetnego specjalistę. Wtedy przychodzi otrzeźwienie. Niestety, działa tylko na chwilę i wyłącznie na tych, co od dawna podejrzewali, że są robieni w bambuko.
Do napisania powyższego tekstu skłoniła mnie informacja, że właśnie minęła pierwsza rocznica powstania ugrupowania pod nazwą Nowoczesna.
Jeden z Drugą;)