Solidar Śląsko Dąbrow

Zbyt bogaci, by płacić podatki

Niewiele jest wytworów cywilizacji równie absurdalnych, jak coroczny rytuał składania deklaracji podatkowych. Za każdym razem stojąc w kolejce w urzędzie skarbowym, mam nieodparte wrażenie, że właśnie uczestniczę w czymś, co nie tylko mogłoby się odbyć bez mojego udziału, ale przebiegłoby wówczas znacznie sprawniej i szybciej. Co więcej, mam podejrzenie graniczące z pewnością, że biedne panie po drugiej stronie okienka też wolałyby same wypełnić moje druczki podatkowe po otrzymaniu odpowiednich informacji od mojego pracodawcy. Nie musiałyby czekać, aż łaskawie przyjdę do nich z moim kwitkiem w ostatnim możliwym terminie w towarzystwie całego tabunu innych spóźnialskich petentów. Nie traciłyby czasu na tłumaczenie jak krowie na miedzy, że cyferki które wpisałem w rubryczkę A-28 powinny się znaleźć w rubryczce B-46, a to co zamieściłem w B-46 w ogóle nikogo w urzędzie nie interesuje i mogę se to co najwyżej wygrawerować w charakterze epitafium na własnym nagrobku, gdybym umarł ze starości, czekając w kolejce do okienka.

W zeszłym roku okazało się, że mam niedopłatę podatku w wysokości 1 zł. Aby nie marnować czasu pani z okienka, postanowiłem na własną rękę sprawdzić, czy mogę sobie tę trywialną sumę wesoło olać, czy też fiskus będzie mnie z tego powodu ścigał do grobowej deski. Dowiedziałem się, że za nieuiszczenie złotówki w trybie natychmiastowym, grozi mi wieloletnie więzienie w zakładzie o zaostrzonym rygorze, a w przypadku zaległości w kwocie przedziału 1,50 zł – 1,99 zł najłagodniejszy wymiar kary to łamanie kołem, rwanie końmi i nakaz chodzenia do kina na wszystkie polskie komedie romantyczne z Tomaszem Karolakiem i Piotrem Adamczykiem w rolach głównych. Mogłem coś pokręcić, ale z grubsza tak wygląda taryfikator. Sprawdziłem też, co by było gdyby to fiskus nie oddał mi nadpłaconej złotówki podatku. Okazuje się, że nie tylko nikt nie poniósłby najmniejszych konsekwencji z powodu przywłaszczenia sobie mojej krwawicy, ale też w ogóle by mi mojej złotówki nie oddano.

Ta bulwersująca niesprawiedliwość przypomniała mi się, gdy wybuchła afera Panama Papers. Jeśli kilka ostatnich dni spędziliście w kolejce do okienka w urzędzie skarbowym i nie wiecie, o co chodzi, uprzejmie donoszę, że kilka dni temu światowe media poinformowały o gigantycznej aferze dotyczącej ukrywania dochodów w rajach podatkowych przez różnych ważniaków z całego świata. Pełnej listy nazwisk jeszcze nie opublikowano, ale jest wśród nich 143 polityków i członków ich rodzin, w tym 12 byłych i obecnych szefów rządów. Są też celebryci, sportowcy, pospolici przestępcy i 500 banków. Jest też polski akcent. Jak na razie ujawniono trzech klientów panamskiej kancelarii Mossack Fonseca, zajmującej się obsługą amatorów rajów podatkowych. Jest to założyciel telewizji TVN Mariusz Walter, biznesmen Marek Profus oraz Paweł Piskorski, były polityk Unii Wolności, Platformy Obytwatelskiej i Stronnictwa Demokratycznego, były prezydent Warszawy, a prywatnie facet, który swego czasu 138 razy z rzędu wygrał w ruletkę, a pierwszy milion znalazł między starymi gazetami, które szedł zanieść do skupu makulatury.

Ilu jest jeszcze mistrzów ruletki z naszego kraju na liście Panama Papers, na razie nie wiadomo. Liczba podobnych misiów, którzy korzystają z usług innych kancelarii tego typu, też pozostaje tajemnicą. Mam jednak pewność, że żaden z nich nie poniesie najmniejszych negatywnych konsekwencji swojego kombinatorstwa. A teraz kończę, bo muszę lecieć do urzędu skarbowego sprawdzić, czy nie jestem winien fiskusowi złotówki. Bo co jak co, ale takiemu szaraczkowi jak ja, na pewno jej nie podarują.

Trzeci z Czwartą:)

 

Dodaj komentarz