Zbrojeniówka na krawędzi
Polski przemysł obronny od lat znajduje się w stanie permanentnej restrukturyzacji. Rządzący nie mają pomysłu na rozwój tego sektora, a bez państwowego wsparcia zbrojeniówkę czeka powolny upadek.
W gliwickich Zakładach Mechanicznych Bumar Łabędy od lat trwają redukcje zatrudnienia. W ostatnich 3 latach z Bumaru Łabędy odeszło 1200 osób. Od czasu objęcia władzy przez obecną koalicję rządzącą, zakład ma już 13 prezesa. – Za złą sytuację zakładu trudno jest jednak winić nasz zarząd. Jesteśmy w pełni uzależnieni od centrali Bumaru w Warszawie i zamówień Ministerstwa Obrony Narodowej. Jeżeli nie będzie rządowej strategii rozwoju przemysłu zbrojeniowego i zamówień dla armii, nie będziemy mieli czego produkować – mówi Zdzisław Goliszewski, przewodniczący Solidarności w Bumarze Łabędy.
Strategia taka co prawda istnieje, ale tylko na papierze. W sierpniu 2007 roku rząd przyjął dokument pt. „Strategia konsolidacji i wspierania rozwoju polskiego przemysłu obronnego w latach 2007 – 2012”. Jednym z głównych założeń programu miała być koncentracja kapitałowa polskich firm zbrojeniowych m.in poprzez włączenie Wojskowych Przedsiębiorstw Remontowo-Produkcyjnych do grupy Bumar. – To pozwoliłoby stworzyć silny koncern zbrojeniowy i wyeliminowałoby konkurencję polsko-polską. Niestety te zapowiedzi nie zostały zrealizowane. Oprócz tego na zachodzie funkcjonują ustawy holdingowe, które znacznie ułatwiają realizacje dużych zamówień w ramach jednej grupy kapitałowej. U nas tego nie ma – podkreśla Goliszewski.
W innych krajach dbają o zbrojeniówkę
Polski sektor zbrojeniowy nie może liczyć na większe wsparcie ze strony rządzących. Gdy nawet zdarzają się zamówienia dla armii, MON rozpisuje otwarte przetargi, zasłaniając się przepisami ustawy o zamówieniach publicznych i unijnymi dyrektywami. Tymczasem na Zachodzie praktycznie nie zdarza się, aby zamówienie na dostawy sprzętu dla armii realizowała firma spoza danego kraju.
W niektórych krajach zamówienia dla armii realizowane są bez procedury przetargowej. W Niemczech czy we Francji warunki przetargów określane są w niezwykle szczegółowy sposób, który eliminuje zewnętrznych dostawców i jednocześnie promuje rodzime firmy. – Nikt otwarcie się do tego nie przyzna, ale tak po prostu jest. W tych krajach rządzący rozumieją, że branża zbrojeniowa to specyficzny sektor o strategicznym znaczeniu dla państwa – podkreśla przewodniczący.
Bumar Łabędy od wielu lat nie dostał dużego zamówienia. Ratunkiem dla zakładu miał być opiewający na prawie miliard zł kontrakt na dostawę Wozów Zabezpieczenia Technicznego dla indyjskiej armii. Jednak niemal bezpośrednio po podpisaniu umowy pojawiły się zastrzeżenia, co do jej opłacalności. Obecnie kontrakt jest zawieszony. Z nieoficjalnych informacji wynika, że ma on być renegocjowany, ale nie wiadomo czy te doniesienia się potwierdzą.
Od miesięcy mówi się też o dużym zamówieniu dla gliwickiego zakładu w związku z zapowiadaną modernizacją polskiej armii. – Do tej pory nie otrzymaliśmy jednak nawet parametrów technicznych, jakie miałby spełniać nowy wóz bojowy piechoty czy lekki czołg, które rzekomo mielibyśmy wytwarzać. Jeżeli w przyszłym roku nie dostaniemy nowych zamówień, nad naszym zakładem pojawi się widmo likwidacji, bo nie da się oprzeć jego funkcjonowania tylko na remontach starego sprzętu – zapowiada Zdzisław Goliszewski.
Brak zamówień na nowe pojazdy dla polskiej armii oznacza również brak pracy dla Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Urządzeń Mechanicznych. To właśnie gliwicki Obrum zaprojektował wytwarzane w Bumarze Łabędy wozy WZT-3, maszynę inżynieryjno-drogową MID czy samobieżny ustawiacz min SUM. – Produkcja Bumaru Łabędy zaczyna się od nas. Jeżeli Bumar nie dostanie nowych zleceń, my nie będziemy mieli czego projektować. Wszyscy mamy ten sam problem – mówi Ryszard Szynkiewicz, wiceprzewodniczący Solidarności w Obrumie.
Niestabilne zatrudnienie
Utraty pracy boją się również pracownicy Nitroergu. Od kilku miesięcy zarząd tej firmy, należącej do grupy kapitałowej KGHM, zapowiada konsolidację produkcji. – Po zmianach w Krupskim Młynie mają być produkowane wyłącznie materiały wybuchowe, a w Bieruniu zapalniki. Zarząd zapowiada, że reorganizacja nie spowoduje zwolnień, ale niestety nie mamy w tej sprawie żadnych pisemnych gwarancji. Nasze zakłady dzieli prawie 100 km. Ludzie fizycznie nie będą w stanie dojeżdżać tak daleko do pracy. Nie wszyscy też będą mogli się przekwalifikować, z różnych przyczyn, na przykład zdrowotnych. Jeżeli pracownik przez 30 lat wykonywał daną pracę, to bardzo trudno będzie mu się przenieść do zupełnie innego wydziału. My produkujemy materiały wybuchowe i każdy nawet najmniejszy błąd może doprowadzić do niepożądanych zdarzeń – mówi Piotr Nowak, przewodniczący związku w Nitroergu i szef Regionalnej Sekcji Przemysłu Zbrojeniowego NSZZ Solidarność.
Poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa zdaniem związkowców stanowi również wydłużenie wieku emerytalnego i ograniczenie możliwości wcześniejszego przechodzenia na emeryturę pracowników zatrudnionych w warunkach szczególnych i o szczególnym charakterze. – Z wiekiem możliwości psychofizyczne człowieka spadają. Pewnych prac nie da się wykonywać do tak późnego wieku – podkreśla Nowak.
Pracownicy Nitroergu, podobnie jak załogi innych zakładów z branży obronnej, narzekają również na niskie wynagrodzenia. Płace w zbrojeniówce albo od lat stoją w miejscu, albo są waloryzowane poniżej wskaźnika inflacji. Sytuacji na pewno nie poprawi wejście w życie unijnego pakietu klimatyczno-energetycznego, który znacząco zwiększy koszty przedsiębiorstw związane z zakupem energii. – Znaczna cześć prac wykonywanych w naszych zakładach to procesy energochłonne. Poza tym, nawet jeżeli pakiet nie dotknie nas bezpośrednio, to i tak odczujemy jego skutki. Jeżeli przemysł wyniesie się na wschód, kopalnie zmniejszą wydobycie węgla i automatycznie przestaną kupować nasze produkty – zaznacza Piotr Nowak.
Łukasz Karczmarzyk