Zarabiający najmniej zyskają niewiele
Podwyżki zapowiedziane przez ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła nie poprawią znacząco sytuacji najmniej zarabiających pracowników placówek medycznych – podkreślają związkowcy z Solidarności.
Minister zdrowia zapewnił, że ustawa o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne zatrudnionych w podmiotach leczniczych wejdzie w życie w lipcu tego roku, a płace w służbie zdrowia będą rosły do roku 2021. Podkreślił także, że projekt ustawy został przekazany pod obrady Komitetu Stałego Rady Ministrów, lecz nie należy się spodziewać istotnych zmian w jego zapisach. – Wysokość podwyżek, o których dzisiaj mówi minister zdrowia, nie została skonsultowana ze stroną społeczną. Prace nad projektem tej ustawy były prowadzone w październiku ubiegłego roku i zostały przerwane – zaznacza Halina Cierpiał, przewodnicząca Regionalnego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ Solidarność w Katowicach. W jej ocenie podwyżki zapowiedziane przez ministra nie wpłyną na poprawę sytuacji pracowników placówek leczniczych.
Skąd te różnice?
Zgodnie z deklaracjami szefa resortu w 2021 roku minimalne wynagrodzenie zasadnicze pielęgniarki z wyższym wykształceniem i ze specjalizacją będzie wynosiło co najmniej 4,1 tys. zł brutto. Pielęgniarki bez tytułu magistra, ale ze specjalizacją 2,8 tys. zł brutto, a pielęgniarki bez specjalizacji tylko 2,5 tys. – Zapowiedzi tak ogromnej dysproporcji w zarobkach pielęgniarek są niepokojące – mówi Joanna Lukosek, wiceprzewodnicząca RSOZ NSZZ Solidarność.
Poważne wątpliwości związkowców budzą także zapowiedzi dotyczące wzrostu minimalnych płac zasadniczych wśród lekarzy. Docelowo podstawa lekarza specjalisty ma wynieść niespełna 5 tys. zł. brutto, lekarza z pierwszym stopniem specjalizacji ok. 4,6. tys. zł, a bez specjalizacji 4,1 tys. zł. Dla tej grupy zawodowej to minimalne kwoty. Zarobki większości lekarzy już teraz kształtują się na tym poziomie – mówi Halina Cierpiał.
Młodych nie zachęci
Jak zadeklarował szef resortu za 4 lata pracownicy medyczni z wyższym wykształceniem m.in. farmaceuci, diagności laboratoryjni i fizjoterapeuci będą zarabiać minimum 4,1 tys. zł lub 2,8 tys. zł, w zależności do tego, czy będą posiadali specjalizację, czy nie. – W tych grupach dysproporcje w zarobkach także będą zbyt duże – dodaje Joanna Lukosek. Natomiast pracownicy ze średnim wykształceniem wykonujący zawody medyczne np. fizjoterapeuci mają mieć wynagrodzenia zasadnicze na poziomie 2,5 tys. zł brutto. Zdaniem Ewy Cieśli, wiceprzewodniczącej Solidarności w Wielospecjalistycznym Szpitalu Powiatowym im. Hagera w Tarnowskich Górach ta kwota nie jest satysfakcjonująca i na pewno nie zachęci młodych ludzi do pracy w służbie zdrowia.
Bez perspektyw
W swoich zapowiedziach szef resortu po raz pierwszy odniósł się do pracowników nie posiadających wykształcenia medycznego, ale zatrudnionych w placówkach służby zdrowia, np. sekretarek medycznych, czy rejestratorek. Do tej pory osoby wykonujące te zawody były pomijane przez przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia w dyskusjach dotyczących wzrostu płac. Zgodnie z obietnicami Konstantego Radziwiłła pensje zasadnicze w tej grupie wyniosą niewiele ponad 2 tys. zł brutto. – Rozkładanie tak niewielkich podwyżek na okres 4 lat doprowadzi do tego, że ci pracownicy ciągle będą mało zarabiać i gonić minimalną płacę krajową. Zapowiedzi ministra są sygnałem, że ich zarobki w dalszym ciągu będą niskie – mówi Ewa Cieśla.
Potrzeba 7 mld zł rocznie
Wątpliwości budzi także sposób sfinansowania podwyżek. Zdaniem ministra Radziwiłła pieniądze na ten cel będą pochodziły ze zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia, które w 2021 roku mają wynieść 6 proc. PKB. Obecnie jest to 4,8 proc. Jednak tego, że te pieniądze rzeczywiście będą, nikt dzisiaj nie jest w stanie zagwarantować. Póki co różnica między obecnymi wydatkami na płace w służbie zdrowia, a tymi prognozowanymi przez resort wynosi aż 7 mld zł rocznie.
Halina Cierpiał podkreśla, że nie uwzględniony został wniosek strony związkowej dotyczący wskazania płatnika w projekcie ustawy, którym powinien być Narodowy Fundusz Zdrowia. – Po wejściu ustawy w życie wiele placówek może nie tylko pogłębić swoje zadłużenie, ale także zostać zlikwidowanych – mówi przewodnicząca Regionalnego Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ Solidarność.
Agnieszka Konieczny
źródło foto:pixabay.com/CC0
źródło foto:pixabay.com/CC0