Solidar Śląsko Dąbrow

Zakład upadł, winnych nie ma

Przyczepy kempingowe, żaglówki, kajaki, ozdoby choinkowe, młynki do kawy, miksery, a także miny przeciwpancerne, granaty oraz bomby lotnicze – to wszystko produkowały w swojej bogatej historii Zakłady Sprzętu Precyzyjnego w Niewiadowie. Kiedyś fabryka zatrudniała 2,5 tys osób. Od 2011 roku znajduje się w stanie upadłości.
 
Powstanie polskich zakładów chemicznych Nitrat, których zadaniem jest wytwarzanie materiałów wybuchowych stanowi po Zakładach Amunicyjnych Pocisk drugi równie ważny krok w rozwoju polskiego przemysłu tego rodzaju” – tak pisał dziennikarz przedwojennego tygodnika Świat w grudniu 1923 roku w relacji z uruchomienia Zakładów Chemicznych Nitrat w Niewiadowie. Na uroczystość przyjechało kilkuset gości. Wśród nich szefowie francuskiej i włoskiej misji wojskowej, przedstawiciele rządu, senatu, wojskowi oraz przemysłowcy. Zakład wraz z „kolonią dla robotników i urzędników” zbudowano na terenie dawnego majątku ziemskiego. Wraz z nim powstała bocznica kolejowa i szosa.
 
Fabryka pośrodku niczego
Gazeta, w której zamieszczono artykuł o Nitracie, kosztowała 600 marek polskich. Jednocześnie wydawca uprzedzał czytelników, że nie jest w stanie przewidzieć, ile będą musieli zapłacić za kolejny numer. To wiele mówi o skali panującej wówczas hiperinflacji i sytuacji gospodarczej młodej II RP. Mimo ogromnych problemów w Polsce powstawały wówczas nowe zakłady przemysłowe. W niewielkim Niewiadowie zbudowano nowoczesną fabrykę, aby uniezależnić Polskę od importu materiałów wybuchowych dla wojska. Różnica w podejściu ówczesnych i obecnych rządzących do przemysłu, a zwłaszcza strategicznego sektora zbrojeniowego, widoczna jest gołym okiem. 
 
Miksery, bomby i kajaki
W zakładach Nitrat produkowano przede wszystkim trotyl do celów militarnych, oprócz tego środki strzałowe dla górnictwa oraz nawozy sztuczne. W 1940 roku zdemontowano i wywieziono do Niemiec maszyny i urządzenia należące do fabryki. Trzy lata później jej pracownicy zostali przymusowo wywiezieni do Austrii. Po wyzwoleniu zakład pozostawał pod kontrolą Pabianickiej Spółki Akcyjnej Przemysłu Chemicznego Ciba, a następnie Zjednoczonych Zakładów Przemysłu Barwników Boruta w Zgierzu. Dopiero w roku 1950 udało się powrócić do produkcji chemicznej, zakład zmienił nazwę na Zakłady Przemysłu Nieorganicznego Niewiadów. 5 lat później fabrykę włączono do Zjednoczenia Predom i po raz kolejny zmieniono jej nazwę. Od tego czasu zakład zaczął produkować urządzenia AGD oraz sprzęt turystyczny. Jednocześnie w Niewiadowie cały czas wytwarzano materiały wybuchowe. – Jak to bywało w wielu PRL-owskich zakładach, produkcja cywilna była przykrywką dla produkcji zbrojeniowej. Chodziło o to, żeby nie wszyscy wiedzieli, że te strzały, które słychać z Niewiadowa, to jest zbrojeniówka. Wtedy ok. 60 proc. całej naszej produkcji to była właśnie produkcja specjalna – mówi Jan Banach, ostatni przewodniczący Solidarności w Niewiadowie, który w zakładzie pracował od 1978 roku. 
 
Gdy pan Jan zaczynał pracę w Niewiadowie, w firmie od ponad dekady trwała już produkcja składanego sprzętu wodnego. Były to kajaki Neptun i Jantar oraz żaglówka Mewa i łódka wędkarska Stynka. Wyłącznie na eksport do Szwecji produkowano też motorówkę Crescent. Jednak sztandarowym produktem niewiadowskich zakładów były przyczepy kempingowe. – Ówczesny dyrektor Zjednoczenia Predom był wielkim miłośnikiem żeglarstwa i caravaningu. Tego typu produkcja była „próbowana” w różnych zakładach, ale ostatecznie padło na naszą firmę – wspomina Jan Banach. 
 
Droga do N-126 
Pierwszą niewiadowską przyczepą, która została zatwierdzona do seryjnej produkcji, był model Tramp 66. Była to lekka, dwuosobowa namiotowa przyczepka z wodoodpornej sklejki na niewielkich kółkach i resorach adaptowanych z Syreny. W 1969 roku Wytwórnia Wyrobów Precyzyjnych w Niewiadowie (pod taką nazwą wówczas funkcjonował zakład) zaprezentowała konstrukcję sztywnej przyczepy Romi-23. W ciągu dwóch lat produkcji tych przyczep wykonano ich 570 sztuk. Prawdziwy przełom w rozwoju polskich przyczep kempingowych nastąpił jednak w 1972 roku, kiedy to opracowano w Niewiadowie nową sztywną przyczepę przystosowaną do samochodów małolitrażowych. 
 
Wnętrze pierwszej wersji przyczepy N-126 było skromne. Znalazły się w niej dwa miejsca do spania dla osób dorosłych oraz kolejne dwa dla dzieci. Poza tym szafa ubraniowa, stolik, szafa gospodarcza, dwupalnikowa kuchenka, zlewozmywak ze stali nierdzewnej oraz zbiorniczek na wodę z nożną pompką. W kolejnych latach konstrukcję sukcesywnie ulepszano, dodając m.in. izolację termiczną czy instalację elektryczną, modernizując wyposażenie przyczepy. Podstawa konstrukcji do dzisiaj pozostała jednak niezmieniona i to stanowi chyba największy fenomen popularnych „niewiadówek”. – Z jednej strony to pozwalało na produkowanie tanich, za to solidnych przyczep, ale z drugiej można w tym upatrywać przyczyn upadku naszej firmy. Gdy konkurenci szli do przodu, my staliśmy w miejscu. W latach 90-tych okazało się, że nasze przyczepy odstają od zagranicznych – podkreśla Jan Banach. 
 
Popularna od 40 lat
Przyczepy N-126 do dzisiaj cieszą się jednak ogromną popularnością. Istnieje nawet stowarzyszenie Fanklub Niewiadówek, zrzeszające setki miłośników wyrobów niewiadowskiej fabryki. Na stronie internetowej fanklubu miłośnicy caravaningu wrzucają zdjęcia swoich przyczep, dzielą się informacjami na temat metod ich modernizacji za pomocą chałupniczych sposobów, umawiają się na coroczne zloty. W 2009 roku kultowa N-126 wystąpiła w słynnym brytyjskim programie motoryzacyjnym Top Gear, gdzie podczepiona pod ogromny balon na gorące powietrze, wzięła udział w wyścigu z Lamborghini Gallardo. Na mecie balon zaliczył bardzo twarde lądowanie. Wyprodukowana w Polsce przyczepa wyszła z tego bez większego szwanku. Uszkodzeniu uległa wyłącznie szyba. 
 
Kłopoty Zakładów Sprzętu Precyzyjnego w Niewiadowie zaczęły się wraz z drastycznym spadkiem produkcji wojskowej na początku lat 90-tych. – Zamówienia z MON zostały mocno ograniczone, więc trzeba się było przestawić na produkcję cywilną. Na to jednak nie było pomysłu, ani źródeł finansowania – zaznacza Banach. 
 
Suszarka jak z reklamy
W latach 90-tych zakłady stworzyły jeszcze jeden komercyjny hit. Były to suszarki do grzybów i owoców, które do dzisiaj są produkowane w Niewiadowie pod marką własną oraz dla znanego producenta sprzętu AGD. – Nasi konstruktorzy zbudowali takie urządzenie już wiele lat wcześniej. Nie trafiło ono jednak na szerszą skalę ani do do produkcji, ani do handlu. Aż tu nagle bardzo podobną amerykańską suszarkę zaczęto reklamować w telewizyjnym programie. Z tym że tamta suszarka kosztowała 300-400 zł, a nasza 40 zł. Telefony od handlarzy zaczęły się urywać, a my produkowaliśmy te suszarki na trzy zmiany. Świątek, piątek czy niedziela – opowiada pan Jan. 
 
Festiwal nieudolności 
Powodzenie pojedynczego produktu AGD nie mogło jednak uratować tak dużego zakładu. Kolejne lata w należącej do Skarbu Państwa spółce to prawdziwy festiwal nieudolności polityków odpowiedzialnych za przemysł i prywatyzację. W 2004 roku Ministerstwo Skarbu Państwa podjęło pierwszą nieudaną próbę prywatyzacji firmy. Trzy lata później przedsiębiorstwo miało trafić na giełdę, z czego również nic nie wyszło, podobnie jak z dwóch kolejnych podejść do prywatyzacji. Zdesperowani pracownicy próbowali wziąć sprawy we własne ręce i utworzyć w Niewiadowie spółkę pracowniczą. Niestety realizację tego pomysłu zablokowało Ministerstwo Skarbu. Ostatecznie stało się to, czego wszyscy się obawiali, w 2011 roku Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim ogłosił upadłość likwidacyjną zakładu. 
 
Dzisiaj majątkiem Zakładów Sprzętu Precyzyjnego zarządza syndyk masy upadłościowej. W przedsiębiorstwie utrzymywana jest produkcja. Część została sprzedana prywatnym firmom. Tak stało się m.in. z oddziałem produkującym przyczepy kempingowe. Dzisiaj nadal są one wytwarzane pod starą marką, ale na bardzo ograniczoną w porównaniu do lat największej świetności skalę. – Kiedyś nasz zakład zatrudniał ok. 2,5 tys. osób. To była świetna firma, zarobki w regionie mieli lepsze tylko w Bełchatowie. Gdy zakład zaczął padać, to była tragedia dla całej okolicy. Tym bardziej, że w tym czasie polikwidowano również prawie cały przemysł lekki w Tomaszowie Mazowieckim. Niewiadów mógł przetrwać, cały czas mieliśmy zamówienia. Do dzisiaj zadajemy sobie pytanie, dlaczego stało się inaczej. Śledztwo w tej sprawie prowadziła nawet prokuratura, ale zostało ono umorzone – mówi Jan Banach. 
 
Łukasz Karczmarzyk
 
źródło foto: wikipedia/Mocky04
 
 
 

Dodaj komentarz