Zaczęło się w kopalni Brzeszcze
7 stycznia jako pierwsi przeciwko zamknięciu 4 kopalń Kompanii Węglowej zaprotestowali górnicy z Brzeszcz. Przez 10 dni pod ziemią kopalni Brzeszcze codziennie przebywało kilkaset osób. Chociaż protest miał charakter rotacyjny, to wielu górników wyjechało na powierzchnię dopiero po odstąpieniu rządu od zamiaru likwidacji kopalń KW i tysięcy miejsc pracy.
Aż 7 dni pod ziemią spędził Grzegorz Noworyta, górnik z małopolskiej kopalni Brzeszcze i związkowiec z zakładowej Solidarności. Do przebywających na dole kolegów dołączył w drugim dniu protestu. – Nie było człowieka, który by machnął ręką i wyjechał na górę. Po dniówce każda zmiana zostawała pod ziemią. Ludzie przyłączali się do protestu, choć nie byli pewni, czy nie spotkają ich za to przykre konsekwencje. Nie mieliśmy wyboru, bo zamknięcie naszego zakładu byłoby katastrofą dla wszystkich ludzi w Brzeszczach – mówi Grzegorz Noworyta. – Mąż zadzwonił i powiedział, że razem z kolegami zostaje w kopalni. Byłam z niego bardzo dumna – opowiada żona pana Grzegorza, pani Anna Noworyta.
Byli pewni, że liderzy ich nie zawiodą
Przebywający na dole górnicy od początku protestu nie dopuszczali myśli, że negocjacje strony związkowej z rządzącymi w sprawie odstąpienia od zamiaru likwidacji kopalń, mogą zakończyć się niepowodzeniem. – Mimo kilkakrotnego fiaska tych rozmów byliśmy pewni naszych liderów. Wiedzieliśmy, że nie ustąpią i wypracują z rządem dobre porozumienie dla pracowników KW – podkreśla Grzegorz Fajfer, który na dole kopalni Brzeszcze spędził trzy dni z rzędu.
Codziennie do górników zjeżdżał przewodniczący Solidarności w kopalni Brzeszcze Stanisław Kłysz. Informował załogę o przebiegu kolejnych negocjacji. Przekazywał im nadchodzące z całej Polski listy poparcia dla ich protestu. – Najbardziej podtrzymywały nas na duchu informacje, że nie jesteśmy sami. Wiedzieliśmy, że solidarnie z nami protestują górnicy z całej KW i innych spółek węglowych, że przeciwko likwidacji kopalń manifestują tysiące mieszkańców Śląska. Byliśmy świadomi, że przed bramą naszej kopalni codziennie odbywa się wielki wiec poparcia, że ludzie siedzą tam dzień i noc – mówi Grzegorz Noworyta.
Zastanawiali się, co z nimi będzie
Górnicy opowiadają, że na dole kopalni najbardziej dokucza duchota, wilgoć i ogromne zapylenie. Pod ziemią czas się ciągnął niemiłosiernie. – Siedzieliśmy i rozmyślaliśmy. Nie wiedzieliśmy, czy minęła godzina, czy kilka godzin. Niektórym przychodziły do głowy różne desperackie myśli – mówi Grzegorz Fajfer. – Zastanawialiśmy się, co z nami dalej będzie. Jedyną rozrywką było czytanie gazet dostarczanych nam z góry lub gra w karty – dodaje Grzegorz Noworyta.
Choć przebywali w ekstremalnych warunkach, to żaden z nich nie martwił się o swoje zdrowie. Ale niektórzy, zwłaszcza ci starsi, nie wytrzymywali kondycyjnie. Trzeba ich było wywozić na górę. Wszyscy górnicy bardzo przeżywali rozstania z rodzinami. – Górnik jest twardy, ale dla nas najgorszy był brak kontaktu z bliskimi. Mieliśmy łzy w oczach, gdy po wyjeździe na powierzchnię zobaczyliśmy płaczące żony, dzieci i naszych rodziców – wspomina Grzegorz Noworyta.
Byli z górnikami dzień i noc
17 stycznia wieczorem do protestujących pod ziemią górników zatelefonował Stanisław Kłysz. – Mamy porozumienie, wyjeżdżajcie na górę – wykrzyczał.
To była najszczęśliwsza wiadomość dla górników i oczekujących przed bramą kopalni ich rodzin oraz tysięcy mieszkańców gminy Brzeszcze. – Najważniejsze było, że wyjechali cali i zdrowi. Byli bardzo zmęczeni. Mówili, że cały czas o nas myśleli. Wszyscy byliśmy bardzo wzruszeni – opowiada pani Anna Noworyta.
To z jej inicjatywy w sobotę 10 stycznia, w trzecim dniu pobytu górników pod ziemią, przed bramą kopalni utworzone zostało miasteczko protestacyjne. Przebywającym tam rodzinom górników mieszkańcy przynosili ciepłe posiłki. – Byliśmy tam dzień i noc, aż do końca protestu. Żony, matki, ojcowie i dzieci górników. Na noc dzieci chodziły spać do rodzin. My zostawaliśmy w miasteczku i całym sercem wspieraliśmy naszych bliskich. Było bardzo zimno, ale w ogóle nie zważaliśmy na to. Pokazaliśmy, że o kopalnię walczą nie tylko górnicy – mówi pani Ania.
Bóg im zapłać, za to co zrobili
– Jestem bardzo zbudowany tym, do jakich poświęceń gotowi są górnicy z Brzeszcz i społeczność całej gminy. Ci ludzie pokazali, że rozumieją czyjąś krzywdę, potrafią się solidaryzować z bliźnimi. Jestem z nich bardzo dumny. Bóg im zapłać za wszystko – podkreśla Stanisław Kłysz.
Sami górnicy nie uważają, że zrobili coś wyjątkowego. – My tylko walczyliśmy o możliwość uczciwej pracy i godne życie. Jeśli jeszcze raz trzeba byłoby stanąć w obronie tej normalności, to zrobilibyśmy to bez wahania – mówi Grzegorz Fajfer.
Beata Gajdziszewska