Solidar Śląsko Dąbrow

Z pamiętnika „boomera”

Żeby takie rzeczy pisać w przededniu Dnia Matki? Nic o matkach, a na felieton o ojcach jest miejsce? Może to i niefortunne, ale nie mam innego pomysłu. Muszę się tym z Wami teraz podzielić. To ważne w dzisiejszych czasach, żeby teraz, a nie pojutrze. Żeby od razu, bo tydzień to epoka.

Chodzi o tzw. „Bambika”. Niezorientowanym przypomnę, że tak Donald Tusk nazwał Mateusza Morawieckiego. Owo określenie padło w nawiązaniu do eventu politycznego polegającego na tym, że w maju szef rządu uroczyście otwierał most, który działa od grudnia zeszłego roku. Akcja faktycznie jak z filmów Barei, ale o co chodzi z „Bambikiem”? Wstyd przyznać, ale nie rozumiem, dlaczego tzw. eksperci twierdzą, że DT strasznie sponiewierał PMM tym określeniem i że to wstrząśnie polską sceną polityczną.

Chyba syn miał rację, mówiąc jakiś czas temu: „Jesteś strasznym boomerem, tato”. Czułem wówczas, że to określenie („boomer”, a nie „Bambik”) to nie jest komplement, ale nie znałem znaczenia. Posprawdzałem, no i nie zrobiło się miło. „Boomer”, czyli dawniej wapniak, taki przynudzający dziadyga. Jakoś to przełknąłem. Może i faktycznie „boomer” ze mnie straszny, tym bardziej że coraz częściej łapię się na tym, że nie znam tych wszystkich młodzieżowych słówek i nawet nie jestem w stanie zgadywać, skąd się wzięły. No bo z czym Wam się kojarzy np. słowo „disować”? Wyczytałem w internetach, że słówko to 7 lat temu zostało zgłoszone w plebiscycie na Młodzieżowe Słowo Roku i znaczy „gasić” kogoś. Nie używam i nie znam nikogo, kto tego słowa używa, poza Sanah, której też tak po prawdzie nie znam, tylko czasami słucham jej piosenek w samochodzie. Cóż, mój ojciec powtarzał, że jeśli nie znam drogi lub nie znam odpowiedzi na pytanie, to przecież zawsze mogę poprosić kogoś o pomoc, zapytać. Kierując się tą radą, spytałem syna, co oznacza słowo „Bambik”. Odpowiedział, że to „boomerskie” określenie, że używają tego dzieci grające w „Fortnite” i zapytał, po co ja się czymś tak nieistotnym zajmuję. Pomyślałem, że to faktycznie bez sensu. Jacyś kolesie starsi ode mnie o ćwierć wieku walczą o władzę. Udają, że ogarniają i że nie są „boomerami”, a taki np. panie „pendrajf” to mają w małym palcu. Głupio mi się zrobiło. Młody uświadomił mi nieuchronność biegu zdarzeń. Ale też dał powód do małej satysfakcji. Okazało się, że ma podobne podejrzenia jak ja, co do tzw. młodzieżowych słów roku. Część z nich nie funkcjonuje w kręgu jego rówieśników i nigdy nie funkcjonowała. To wytwór wyobraźni jakichś „boomerów” o lewackim zacięciu, którzy zajmują się odwracaniem znaczenia słów i tworzeniem potworów jęzkowych typu „bezkidka”, czyli rzekomo popularne określenie panny bezdzietnej.

Podczas rozmowy z synem postanowiłem się pomądrzyć, jak to historia się powtarza, że kiedyś narzekano, iż Polską rządzą dwie trumny, Piłsudskiego i Dmowskiego, a dziś narzekamy, że Polską rządzą dwaj boomerzy (lat 74 i lat 66). I już zacząłem się rozkręcać, a tu syn wtrąca, że niejaki Menzten (lat 36) robi dobre wrażenie wśród jego nastoletnich rówieśników. Tłumaczę, że to już było. To ściema. Te proste jak budowa cepa recepty karykaturalnych liberałów na życie, na funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki zawsze się dobrze sprzedawały wśród młodych. Rzecz w tym, że na końcu zyskują tylko tacy ludzie jak Korwin (lat 80) czy Menzten właśnie. Reszta zostaje z niczym. Czy chciałbyś synu pracować u faceta, który w swojej kancelarii oferuje zarobki poniżej płacy minimalnej? Nie chciałby, ale przypomina mi, że sam mu kiedyś wskazywałem, który polityk i jak bezczelnie „cygani”, i powtarzałem, żeby nie dał się nabrać jak tata.

Inna sprawa, że nie musiałem mu tego mówić. Nie było takiej potrzeby. Młodzi mają alergię na niewiarygodność. Niestety najpowszechniejszym objawem tej alergii jest olanie wyborów, albo oddanie głosu na karykaturalnego liberała. Cóż, znajomy ośli upór i dziedziczna skłonność do uczenia się wyłącznie na własnych błędach.

Jeden z Drugą;)