Solidar Śląsko Dąbrow

Z aplikacją nie da się negocjować

W Unii Europejskiej jest ich niewiele mniej od pracowników produkcji. Kojarzą się głównie z kierowcami z taksówkowej aplikacji lub rowerowymi kurierami dowożącymi jedzenie. Jednak liczba zawodów wykonywanych za pośrednictwem platform cyfrowych gwałtownie rośnie. Osoby zatrudnione w ten sposób nie mają podstawowych praw pracowniczych. Wkrótce ma się to zmienić.

Według danych Komisji Europejskiej w 2022 roku w UE za pośrednictwem platform cyfrowych pracowało 28,3 mln ludzi. Dla porównania unijny sektor produkcyjny zatrudnia niespełna 32 mln mln pracowników. Już za 3 lata osób pracujących za pośrednictwem aplikacji w telefonie lub serwisu internetowego ma być 43 mln. Między rokiem 2016 i 2020 dochody cyfrowych platform pracy wzrosły niemal pięciokrotnie z 3 do 14 mld euro.

Kto będzie następny?
Z miesiąca na miesiąc praca platformowa rozszerza się na kolejne profesje. To już nie tylko taksówki, zamawiane przez aplikację, czy rowerowi kurierzy z charakterystycznymi kwadratowymi torbami na plecach. Za pośrednictwem platform coraz częściej pracują również wysoko wykwalifikowani specjaliści, np. programiści, graficy komputerowi, tłumacze, a także wszelkiego rodzaju fachowcy świadczący usługi remontowo-budowlane, czy opiekunki do dzieci lub osób starszych. Istnieją też platformy obsługujące zupełnie nowe, nieistniejące jeszcze kilka lat temu profesje, jak choćby aplikacja pośrednicząca między internetowymi influencerami i reklamodawcami.

W Polsce według szacunków Instytutu Spraw Publicznych styczność z pracą za pośrednictwem platform cyfrowych miało już 11 proc. Polaków między 18 i 65 rokiem życia, choć dla zdecydowanej większości była to jedynie dorywcza praca. Nie ulega wątpliwości, że zarówno odsetek pracowników, jak liczba zawodów „wciąganych” do świata platform cyfrowych będzie nadal rosła i to w bardzo szybkim tempie.

Choć z punktu widzenia konsumenta zamawianie wszelkiego rodzaju usług za pomocą aplikacji w telefonie jest tańsze i wygodniejsze, to pod względem praw pracowniczych ten nowy, alternatywny do tradycyjnego rynek pracy często bardziej przypomina XIX niż XXI wiek.

Biznesmeni na rowerach
Z danych KE wynika, że 93 proc. pracujących za pośrednictwem platform cyfrowych to osoby samozatrudnione, Nader często jest to tzw. fikcyjne samozatrudnienie. Platformy utrzymują, że nie są dla tych ludzi pracodawcami, a jedynie dostarczycielami technologii czy pośrednikami, między usługodawcami i usługobiorcami. W praktyce jednak relacja między platformą a usługodawcą niewiele różni się od pracy etatowej. – Samozatrudnienie powinno być kategorią traktowaną bardzo wąsko, czyli jako posiadanie własnego biznesu, własnej firmy. Jednak w wielu krajach, w tym w Polsce, w praktyce traktowane jest niezwykle szeroko. Obejmuje różnego rodzaju formy świadczenia pracy inne niż stosunek pracy. Kurier dowożący jedzenie rowerem nie jest przecież przedsiębiorcą. Nie ma żadnego wpływu na warunki tej rzekomo biznesowej relacji z platformą cyfrową. Nie da się np. negocjować stawki wynagrodzenia z aplikacją – mówi prof. Adam Mrozowicki, socjolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, badacz przemian zachodzących na rynku pracy. – Prostą konsekwencją takiego stanu rzeczy jest to, że zdecydowanej większości pracowników platform cyfrowych nie obejmuje Kodeks pracy – podkreśla socjolog.

W efekcie tacy pracownicy nie mają ubezpieczenia zdrowotnego, prawa do urlopu, zwolnienia chorobowego, czy innych podstawowych praw pracowniczych. – Co więcej praca platformowa często zakłada pracę nieodpłatną. Np. kurier, gdyby był zatrudniony na umowie o pracę, to za czas między jednym a drugim zleceniem na dowóz jedzenia dostawałby wynagrodzenie. W platformie cyfrowej to pozostawanie w gotowości do pracy nie jest wynagradzane. Podobnie za dojazd do restauracji, żeby odebrać zamówienie, część platform takiemu kurierowi nie płaci – wyjaśnia prof. Mrozowicki.

To ma się zmienić
W Unii Europejskiej trwają prace nad dyrektywą mającą uregulować kwestię pracy za pośrednictwem platform cyfrowych. Projekt dyrektywy w tej sprawie w czerwcu został przyjęty przez Radę UE. Teraz zajmie się nim Parlament Europejski.

Projekt zakłada, że pracownicy platform będą automatycznie zatrudniani na etat, jeżeli ich relacja z platformą spełnia co najmniej 3 z 7 kryteriów zapisanych w dyrektywie. Kryteria to m.in. narzucanie przez platformę limitu wynagrodzenia, nadzorowanie pracy przez platformę, w tym drogą elektroniczną, ograniczanie wyboru godzin pracy czy możliwości odrzucania zleceń. Co ważne, przy takim domniemaniu zatrudnienia, to na platformie cyfrowej będzie spoczywał ciężar udowodnienia, że stosunek pracy nie istnieje.

W ocenie prof. Adama Mrozowickiego sam pomysł uregulowania pracy platformowej na poziomie UE jest dobrym rozwiązaniem, chociażby z uwagi na fakt, że platformy internetowe to często ogromne podmioty o globalnym zasięgu. Jednakże ostateczny kształt projektu dyrektywy nie do końca spełnia oczekiwania formułowane m.in. przez związki zawodowe. – Jeśli mamy ten wymóg spełnienia 3 z 7 kryteriów, to platformy zrobią wszystko, aby wykazać, że nadal nie wypełniają tych minimalnych warunków i dalej nie oferować klasycznych umów o pracę. Związki postulowały, aby to domniemanie stosunku pracy występowało bez żadnych kryteriów, miało charakter uniwersalny i dopiero platforma powinna udowodnić, że ten stosunek pracy nie występuje. Niemniej próba regulacji, jest na pewno lepsza niż brak regulacji – wskazuje socjolog.

Potrzebne silne związki
Trzeba też pamiętać, że unijna dyrektywa to jedno, a jej implementacja na poziomie krajowym to drugie. Jak podkreśla prof. Mrozowicki, to czy uda się poprawić warunki pracy platformowej będzie zależało od instytucji, takich jak Państwowa Inspekcja Pracy, a przede wszystkim od związków zawodowych. – Wszystko zależy po prostu od tego, jak silni będą ci, którzy będą chcieli, aby to prawo było przestrzegane. Zapisane w dyrektywie domniemanie stosunku pracy będzie musiało być jakoś uruchomione w konkretnych przypadkach. Ktoś musi na to zwracać uwagę, pilnować, żeby było to egzekwowane – zaznacza naukowiec.

Łukasz Karczmarzyk
źródło foto: freepik.com/senivpetro