Solidar Śląsko Dąbrow

Wolna kurka, wolny kogut

Nie jestem przedstawicielem pokolenia, które uważa, że mięso rośnie na tackach w supermarkecie. Niestety ze wstydem muszę przyznać, że niewiele mi do tego pokolenia brakuje. Niby mniej więcej wiem, że schabu należy szukać w okolicach świńskiego grzbietu, a szynki tam, gdzie grzbiet traci swą szlachetną nazwę. Niemniej jednak na wakacje na wieś nigdy nie jeździłem, świniobicia na oczy nie widziałem, a nawet szlachtowanie kury na niedzielny rosół to dla mnie tematyka zupełnie obca. Kilka razy w życiu zdarzyło mi się utłuc karpia na Boże Narodzenie, ale to jednak zupełnie inna para kaloszy.  Naoglądałem się za to w necie filmików obrazujących, jak traktuje się zwierzaki w fermach i chlewniach działających na skalę przemysłową. I choć świadomość ich smutnego losu raczej nie sprawi, że zostanę jaroszem, to mi tych zwierzaków zwyczajnie żal. Najbardziej chyba kur.

Kura w moim odczuciu jest najsympatyczniejszym zwierzęciem hodowlanym, a co dopiero małe, ćwierkające i puchate kurczaczki, które na dodatek kojarzą się nieodłącznie z Wielkanocą. O ile kury z tzw. wolnego wybiegu, zanim wylądują na talerzu, trochę sobie normalnie pożyją, to bidne ptaki zamknięte całe życie w ciasnych klatkach, mają przegwizdane. Dlatego tak bardzo ucieszyła mnie historia drobiowych uciekinierów, która obiegła kilka dni temu internety. Otóż od paru miesięcy w samym centrum Olsztyna w okolicach dworca kolejowego mieszka kogut z kurą. W dzień łażą sobie beztrosko po pobliskim zieleńcu, wygrzebują z ziemi robaczki i robią wszystkie inne kurze rzeczy. Gdy w ich rejonie pojawi się bezpański pies lub nazbyt ciekawskie dzieciaki, pierzasty Romeo razem ze swoją Julią wskakują na drzewo jak na grzędę i potencjalni prześladowcy mogą ich co najwyżej cmoknąć w kuper. Co rano kogut donośnie obwieszcza początek nowego dnia, budząc przy okazji okolicznych mieszczuchów. Mieszczuchy jednak nie mają mu tego za złe, przynoszą ptaszyskom ziarno i wodę.

Do końca nie wiadomo, skąd wzięła się kurza para w centrum miasta. Wedle najbardziej prawdopodobnej wersji wydarzeń ptaki dały drapaka z pobliskiego targowiska, gdzie co niedzielę zjeżdżają handlarze drobiu ozdobnego. Pewne jest za to, że najpierw w zieleńcu zamieszkał kogut, a dopiero kilka miesięcy później dołączyła do niego kurka. Tu jednak pojawiają się kolejne pytania. Czy para znała się już wcześniej, czy kogut najpierw wyemigrował sam, a swoją wybrankę ściągnął dopiero, gdy się urządził, czy może poznali się dopiero niedawno i postanowili rozpocząć razem nowe życie w nowym miejscu. Tak czy owak na zdjęciach w internetach drobiowi kochankowie wyglądają na szczęśliwych. Ja im w każdym razie mocno kibicuję i mam nadzieje, że ludzie dadzą im święty spokój, że nie znajdzie się żaden nawiedzony obrońca praw zwierząt, który uzna, że ptaki na wolności strasznie cierpią i trzeba wsadzić z powrotem wsadzić je do klatki.

Trzymam kciuki za kurzą parkę jeszcze z jednego powodu. Skoro ludziom w naszym kraju odwaliło już do tego stopnia, że elektryzuje ich napis wymalowany na ścianie szkolnego kibla, dobrze byłoby, gdyby chociaż drób mógł zaznać trochę normalnego życia.

Trzeci z Czwartą;)

 

Dodaj komentarz