Wojna Grubych z Chudymi
Jeszcze 20-30 lat temu wszystko byłoby jasne. Grubi to władza, nażarta ponad wszelką miarę, spasiona na ludzkiej krzywdzie, czyli oni. Chudzi to wykorzystywana przez Grubych, zniewolona i gnębiona przez spaślaków reszta, czyli my. Dziś znaczenia tych określeń się odwracają. Chudy znaczy zdietetyzowany przedstawiciel mądrej elity, a Gruby to przedstawiciel biedoty, która żywi się śmieciowym, zmodyfikowanym chemicznie jedzeniem, bo na inne jej nie stać. I jeśli chcesz doszlusować do elity, musisz się odchudzać, musisz udawać, że jesteś coraz młodszy. W tej wojnie Chudych z Grubymi staję po stronie Grubych. I to nie dlatego, że grube jest fajniejsze niż chude. Chudzi terroryzują niechudą resztę, usiłują odwrócić naturalny porządek rzeczy. Wierzą, że będą wiecznie młodzi, że zachowają metabolizm nastolatka i mimo przekroczenia 50-tki udają nastolatków. To żałosne. Ludzie wiecznie młodzi i wiecznie chudzi są tak samo prawdziwi jak kiełbasa od chłopa produkowana przez mięsne koncerny i tak samo zdrowi jak nowalijki z chemicznych farm. To wszystko jest sztucznie pędzonym dziadostwem.
W tej wojnie Chudych z Grubymi staję po tej nieszczupłej stronie również z innego powodu. Chudzi są symbolem wszechogarniajacego zdziecinnienia, symbolem rzeczywistości, w której wygłupy i pajacowanie stały się już nawet nie tyle sposobem na zwrócenie uwagi na jakiś problem, ile celem samym w sobie. Jednym z najważniejszych politycznych dylematów roztrząsanych w ostatnim czasie była kwestia jak rozróżnić pluskwę od karalucha. Poseł pewnego opozycyjnego ugrupowania miał z tym poważny problem i wystawił się na pośmiewisko najmilszego z posłów Partii Miłości. Chłopina przyniósł słoik z owadem do Sejmu, aby unaocznić stan higieny w wagonach krajowych kolei. Miał być błyskotliwy happening, a skończyło się niepiękną katastrofą, bo niejaki poseł Jaki karalucha przedstawił jako pluskwę, czego najmilszy poseł, z wykształcenia entomolog, nie omieszkał mu w grzeczny sposób wytknąć słowami: „To karaluch, ty nieuku”. Ten pokaz wiedzy i kultury osobistej najmilszego posła skłonił mnie do sprawdzenia, czym generalnie różni się pluskwa od karalucha, pomijając subtelne odmienności w wyglądzie typu róż na pancerzyku, szminka na odnóżach i tatuaż na czułkach. Okazało się, że pluskwy zawodowo żywią się krwią, w tym ludzką, a z kolei karaluchy specjalizują się w podkradaniu ludziom jedzenia. Cóż, są posłowie, którzy nawet sobie nie uświadamiają, że tępiąc insekty, w istocie toczą bratobójczą walkę.
Nie mogę nie wspomnieć o innym ważnym wydarzeniu. Najlepszy premier wśród piłkarzy i najlepszy piłkarz wśród premierów udał się z zagraniczną pielgrzymką do kraju zwycięzców Pucharu Narodów Afryki. Priorytety premiera są od dawna dość znane, więc nie powinno to nikogo dziwić. Co prawda pielgrzymka do kraju pogromców reprezentacji Burkina Faso zbiegła się w czasie z trzecią rocznicą katastrofy smoleńskiej i w kręgach zbliżonych do pełowskich mówi się, że premier miał bardzo poważny dylemat, co jest ważniejsze – uczestnictwo w smutnych uroczystościach czy safari na Czarnym Lądzie. Podobno jednak prezydent Nigerii Goodluck Jonathan zagroził, że jeśli premier Donald nie przyleci z wizytą 10 kwietnia to nici z nigeryjskiej gały zdobionej autografami piłkarzy. I to zdecydowało. Good Luck Donaldinho, chciałoby się powiedzieć.
Jeden z Drugą:)