Wierzyli, że będą mogli lepiej żyć
Kiedy w sierpniu 1980 roku wybuchły strajki na Wybrzeżu, Krzysztof Pluszczyk miał niespełna 21 lat i od kilku miesięcy pracował w katowickiej kopalni Wujek. Starszy o półtora roku brat Krzysztofa – Karol był w tym czasie zatrudniony w firmie Konstal w Chorzowie. Z powstaniem Solidarności obydwaj wiązali ogromne nadzieje. Wierzyli, że nadchodzą zmiany, które pozwolą Polakom godniej i lepiej żyć.
– Trafiłem na system czterobrygadowy, który znałem tylko z telewizji, gdzie mówili, że jest to system dobry dla wszystkich: dla pracownika, dla rodziny. Ja przeżyłem szok. Pracowałem bez przerwy i tylko co szóstą niedzielę miałem wolną. Po miesiącu nie wiedziałem, jaki jest dzień tygodnia – tak początek swojej pracy w kopalni wspomina Krzysztof Pluszczyk. O tym, że coś zaczęło się dziać w Stoczni Gdańskiej, górnicy z Wujka dowiedzieli się z telewizji i z ulotek. – Informacje, które docierały z Wybrzeża, były budujące. Z niecierpliwością czekaliśmy na podobne ruchy na Śląsku. Kiedy przyszedłem do pracy i okazało się, że kopalnia strajkuje, odczułem ulgę i radość – dodaje pan Krzysztof.
Podkreśla, że KWK Wujek była pierwszą kopalnią w ówczesnym Zjednoczeniu Katowickim, która rozpoczęła protest. On był zatrudniony w dziale teletechnicznym, więc dostał od Komitetu Strajkowego polecenie, by strajkującym górnikom zgromadzonym w łaźniach zanieść telewizory. – Żartowaliśmy potem, że wszyscy strajkowali, a my musieliśmy pracować – wspomina. Podkreśla, że w kopalni panowała podniosła atmosfera, każdy z górników był w stanie z pamięci wyrecytować wszystkie 21 postulatów. Do Solidarności w ciągu kilku dni zapisało się ponad 4 tys. pracowników Wujka. – Mieliśmy też swój własny postulat, jakim było zniesienie czterobrygadowego systemu pracy – dodaje.
Karola Pluszczyka strajki zastały na Wybrzeżu, gdzie spędzał wakacje. W drodze powrotnej pociąg zatrzymał się na bocznicy. – Kierownik powiedział, że możemy stać trzy godziny, dzień lub nie pojedziemy wcale. Wysiadłem i pojechałem pod Stocznię Gdańską. Tam nabrałem przekonania, że my też coś musimy zrobić – mówi Karol Pluszczyk. Po powrocie na Śląsk zaangażował się w tworzenie Solidarności w swojej firmie. – Najpierw spotykaliśmy się w barze zakładowym, później w prywatnych mieszkaniach, aż udało nam się zebrać dużą grupę i przeprowadzić wybory – wspomina. Został przewodniczącym związku. – To było spontaniczne, do Solidarności zapisało się 95 proc. załogi, nawet główny księgowy. Wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie wygrać – mówi Karol Pluszczyk.
Te nadzieje rozwiał stan wojenny. Po jego wprowadzeniu Karol Pluszczyk obawiał się internowania. – Nie przyszli po mnie, ale dostałem powołanie do wojska. Po latach dowiedziałem się, że władza tak robiła z działaczami Solidarności, żeby osłabić związek – mówi. Krzysztof Pluszczyk znalazł się wśród górników strajkujących przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. Widział pacyfikację kopalni Wujek przez oddziały ZOMO i śmierć kolegów.
Po reaktywacji Solidarności w 1989 roku obydwaj zaangażowali się w odbudowę struktur związku w swoich zakładach. – Razem poszliśmy do pana Jana Ludwiczaka, żeby nam powiedział, co mamy robić – opowiadają. Karol Pluszczyk, podobnie jak w 1980 roku został przewodniczącym komisji zakładowej w Konstalu. Tę funkcję nieprzerwanie pełni do dzisiaj. Kilka lat temu zakład przechodził kryzys, został sprzedany zagranicznemu koncernowi i zmienił nazwę na Alstom Konstal. Po reaktywacji związku Krzysztof Pluszczyk pełnił funkcję wiceprzewodniczącego i przewodniczącego zakładowej Solidarności. Po dwóch kadencjach działalności związkowej wrócił do pracy zawodowej. Od wielu lat jest zaangażowany w działalność Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK Wujek Poległych 16.12.81. Obecnie, już jako emeryt, pełni funkcję wiceprzewodniczącego tego komitetu.
Agnieszka Konieczny