Solidar Śląsko Dąbrow

Ustawa dla nikogo

W ubiegłym tygodniu rząd przyjął projekt ustawy o ochronie miejsc pracy w czasie kryzysu. Jednak warunki wsparcia dla przedsiębiorstw zostały skonstruowane tak, aby mało kto mógł z niego skorzystać.

Stworzenie systemu pomocy dla firm utrzymujących miejsca pracy w okresie kryzysu gospodarczego jest jednym z najważniejszych postulatów Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego. Z pozoru mogłoby się wydawać, że rządowe propozycje wychodzą naprzeciw oczekiwaniom strony społecznej. – Niestety jest odwrotnie. Rygory dla przedsiębiorstw chcących skorzystać z rządowej pomocy są tak wysokie, że firmy nie będą w stanie ich spełnić. Wtedy rząd po raz kolejny będzie mógł obwieścić, że kryzysu w Polsce nie ma. Celem ustawy w takim kształcie jest propaganda, a nie ochrona miejsc pracy – mówi Dominik Kolorz, przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności.

Zawarte w projekcie rozwiązania mają chronić miejsca pracy w okresie wprowadzonego przez przedsiębiorcę przestoju produkcyjnego lub obniżonego czasu pracy. Mówiąc w skrócie rządowe wsparcie miałoby polegać na bezzwrotnym dofinansowaniu pensji pracowników. Dzięki temu pracodawcy dotknięci kryzysem zamiast zwalniać ludzi, mogliby skrócić pracownikom godziny pracy lub wysyłać ich na tzw. postojowe.

Nie pomoże przedsiębiorcom
Z przyjętych w ustawie rozwiązań będą mogły skorzystać firmy, w których w ciągu 6 kolejnych miesięcy nastąpił spadek obrotów nie mniejszy niż o 15 proc. Pod uwagę będzie brany okres 12 miesięcy poprzedzających dzień złożenia wniosku o dofinansowanie. – Jeżeli przedsiębiorstwo ma kłopoty i jego obroty spadną o kolejne 15 proc., to taki pracodawca nie będzie myślał o żadnym postoju, tylko po prostu zwolni pracowników. Te 15 proc. to próg zaporowy, który gwarantuje rządzącym, że z tych instrumentów skorzysta bardzo niewielki odsetek przedsiębiorców – mówi prof. Grażyna Ancyparowicz, ekonomistka ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, była wiceprezes Głównego Urzędu Statystycznego.
15-procentowy próg spadku zastosowano również w tzw. pierwszym pakiecie antykryzysowym z 2009 roku. Przez 2,5 roku z zapisów tej ustawy skorzystało zaledwie 119 firm. – W trakcie negocjacji przed strajkiem generalnym proponowaliśmy, aby próg uprawniający do świadczeń finansowych był zróżnicowany ze względu na wielkość obrotów osiąganych przez konkretną firmę. Spadek o 15 proc. oznacza co innego dla małej firmy, a co innego dla dużego przedsiębiorstwa – podkreśla Dominik Kolorz.

Nie pomoże pracownikom
Pieniądze na dopłaty do wynagrodzeń mają pochodzić z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Za przyjmowanie i rozpatrywanie wniosków oraz uruchamianie środków mają być odpowiedzialne urzędy marszałkowskie. Pracownikom firm, w których wprowadzono przestój produkcyjny, państwo ma wypłacać świadczenie w wysokości nie większej niż zasiłek przysługujący bezrobotnym. Resztę wynagrodzenia, lecz nie mniej niż równowartość płacy minimalnej, zapłaci pracodawca. Problem w tym, że ogromna cześć pracodawców, zarówno w małych firmach, jak i dużych zakładach, już dzisiaj płaci pracownikom właśnie najniższe wynagrodzenie lub kilkadziesiąt zł więcej. Dla takich firm przestój produkcyjny na zasadach proponowanych przez rząd nie jest żadnym rozwiązaniem. – My proponowaliśmy model, który zastosowano m.in. we Francji. W skrócie polegałoby to na tym, że państwo płaci wszystkie elementy podatkowe i parapodatkowe, którymi obciążone są wynagrodzenia pracowników. To byłoby rozwiązanie o wiele lepsze dla ludzi i dla przedsiębiorstw – zaznacza szef śląsko-dąbrowskiej „S”.

Nikogo nie uratuje
Od zaakceptowania projektu ustawy przez rząd do wejścia jej zapisów w życie jest jeszcze bardzo daleka droga. Nawet przy zastosowaniu tzw. szybkiej ścieżki legislacyjnej, błyskawicznym wydaniu odpowiednich rozporządzeń wykonawczych i przygotowaniu urzędów marszałkowskich do obsługi wniosków, środki zostaną uruchomione najwcześniej za kilka miesięcy. Wtedy dla setek przedsiębiorstw może być już za późno. – Ta ustawa nie uratuje ani jednego miejsca pracy. To są wyłącznie działania pozorowane. Polityka gospodarczą rządu Donalda Tuska to polityka celowego zaniechania i braku jakiejkolwiek aktywności. Kryzys, który obecnie obserwujemy, nie wynika wcale ze spowolnienia światowej gospodarki, ale jest owocem tej właśnie polityki – ocenia prof. Ancyparowicz.

Łukasz Karczmarzyk

Dodaj komentarz