Ultimatum prezesa kopalni rozsierdziło górników
24 września załoga kopalni Kazimierz-Juliusz rozpoczęła protest rotacyjny. Po skończonej szychcie górnicy nie wyjeżdżają na powierzchnię. – To nie jest strajk, nie przerwaliśmy wydobycia. Pod ziemią jako pierwsza została ta zmiana, która rozpoczynała pracę o godz. 0.30, ponad 20 osób. Po rannej zmianie do protestujących dołączyło 60 górników – mówi Jacek Rączka z zakładowej Solidarności. Zaznacza, że zmiana z godziny 0.30 po godz. 18.00 wyjedzie na powierzchnię. – Ludzie muszą się przespać, żeby wrócić do pracy, ale pod ziemią będą zostawały kolejne ekipy – dodaje. W proteście biorą także udział pracownicy zatrudnieni na powierzchni, w tym administracyjni, którzy po pracy zostali na terenie kopalni.
W godzinach wieczornych pracodawca poinformował protestujących pracowników, że jeżeli do godz. 6.00 25 września nie opuszczą kopalni, to zostaną zwolnieni dyscyplinarnie z mocy art. 52 Kodeksu pracy i nie zostaną zatrudnieni w podmiotach Katowickiego Holdingu Węglowego. -Równocześnie przygotowany będzie wniosek do organów ścigania o wszczęcie postępowania wobec uczestników nielegalnego protestu o sprowadzenie zagrożenia zdrowia i życia ludzkiego – napisał w oświadczeniu do załogi prezes kopalni Krzysztof Kurak.
Paweł Drozdowski z zakładowej Solidarności podkreśla, że ta zapowiedź jeszcze bardziej poirytowała górników. – Podczas masówek załoga jednogłośnie opowiedziała się za kontynuowaniem protestu przynajmniej do czasu przelania drugiej transzy wypłaty za sierpień i podjęcia dalszych rozmów, ale nikt nam tego nie proponuje. Prezes działa na zasadzie przykładania pistoletu do głowy. A ludzie są zdesperowani, nie mają pieniędzy na życie. Połowa wypłaty to w niektórych przypadkach kilkaset złotych, bo są różnego rodzaju potrącenia. Są przypadki, że pracownicy dostali 300, 400 zł. Tutaj cały czas są kobiety z małymi dziećmi, które nie mają już za co żyć – mówi Drozdowski.
aga