Solidar Śląsko Dąbrow

To się zemści

Historia z odkodowaniem meczu finałowego siatkarzy tak ocieka nachalną propagandą, że aż się niedobrze robi. W przeddzień finału rozgrywanych w Polsce siatkarskich mistrzostw świata do opinii publicznej dociera informacja, że właściciel telewizji, która zakodowała transmisje z meczów tej imprezy, pozytywnie odpowiada na apel miłościwie panującego nam Bronisława prezydenta Komorowskiego, aby odkodować mecz finałowy z udziałem polskiej reprezentacji. Nazajutrz miliony Polaków zasiadają przed telewizorami. Miłościwie panujący i skutecznie apelujący zajmuje lożę honorową w Spodku, a po zwycięstwie Polaków wygłasza orędzie na tle ścianki reklamowej telewizyjnego potentata. To on jest zwycięzcą w kategorii: najlepiej punktujący polityk tych mistrzostw. Dopiero później, po reklamach, czas na medale i nagrody indywidualne dla siatkarzy. Finezyjne, prawda?

Większość ludzi nie zamierza dociekać, jakie były przyczyny zakodowania transmisji i odkodowania finału, jakie interesy za tym stały. Grunt, że mecz można było zobaczyć w telewizorze. A że część uwierzyła, że gdyby nie prezydent, to może nie tylko transmisji, ale i mistrzostwa by nie było? To bonus dla Bronka.

Przez całą dobę przeróżne tłuste misie próbują manipulować społeczeństwem. Mimo że czynią to w sposób do bólu przewidywalny, z finezją cepa, to na wielu to działa. Grubo ciosane działania propagandowe poczyniły potężne szkody w wielu mózgownicach. Są tacy, którzy wierzą, że rządząca od siedmiu lat koalicja PO-PSL robi wszystko, żeby ludziom żyło się lepiej, ale wszystko psują siepacze Kaczafiego, straszni związkowcy, wyrodni rodzice 6-latków, którzy nie rozumieją, co dla ich dzieci jest dobre i cholerni malkontenci, którzy nie doceniają takich sukcesów jak kupno Pendolino, cudowne odkorkowanie bramek na A1 pod koniec sierpnia (tylko pod koniec sierpnia i tylko na A1) czy odkodowanie finału siatkówki.

Wieloletnie pranie mózgów przynosi swój smutny efekt, ale prędzej czy później przychodzi przebudzenie. I często im później, tym bardziej bolesne. Ciekaw jestem, kiedy z medialnego Matriksa wyrwą się ci, co uwierzyli, że górnictwo jest be, że trzeba zamykać kopalnie i zwalniać górników. Jak ich wywalą z roboty, czy jednak ockną się wcześniej? Kiedy zrozumieją, że nie jest przypadkiem, że o górnikach mówi się dobrze tylko z okazji Barbórki lub katastrofy w kopalni. Kiedy sobie uświadomią, że nie jest przypadkiem, iż o Solidarności wspomina się rzadko i to najczęściej w celu przywalenia tym złym, niedobrym związkom zawodowym. Kiedy zobaczą, że gdy o jakimś przedsięwzięciu związku naprawdę nie da się już napisać całkowicie źle, bo kompletnie rozminęłoby się to z odczuciami większości odbiorców, to albo sprawę przedstawia się jako marginalną, albo pomija się fakt istnienia Solidarności. Wyszukuje się wtedy rozmówców z innych organizacji związkowych, ewentualnie opatruje się tekst zdjęciem, na którym pod żadnym pozorem nie może się znaleźć flaga największego związku zawodowego w Polsce.

Ta metoda zwalczania Solidarności boleśnie zemści się na mediach, które w ten sposób postępują. Już się mści utratą zaufania i społecznego szacunku. Jeszcze nie tak dawno zdesperowani ludzie widzieli w dziennikarzu przyjaciela, który pomoże im wydostać się z tarapatów, przekazać opinii publicznej ich racje, albo chociaż wysłuchać. Teraz coraz częściej widzą w nim wroga. I, co piszę z wielkim smutkiem, w każdym dziennikarzu. Nie tylko w tym aroganckim i nieuczciwym, ale również w tym uczciwym, rzetelnym. I nie będą się bawili w wysłuchiwanie racji, dokładne sprawdzanie faktów, empatię, uwzględnianie proporcji w przedstawianiu i w ocenie wydarzeń. Powiedzą, że przecież dziennikarze też się w to nie bawili.

Erwin Kotowski
foto:demotywatory.pl

 

Dodaj komentarz