To efekt działań Solidarności, a nie rządu
Pod koniec czerwca posłowie przegłosowali nowelizację Kodeksu pracy dotyczącą ograniczenia stosowania terminowych umów o pracę. Po wejściu zmian w życie pracodawca nie będzie mógł zatrudniać pracownika na czas określony dłużej niż przez 33 miesiące. Czwarta umowa terminowa podpisana z tym samym pracownikiem stanie się umową o pracę na czas nieokreślony.
Zdaniem Henryka Nakoniecznego, członka Prezydium Komisji Krajowej NSZZ Solidarność ograniczenie możliwości stosowania umów na czas określony ukróci wieczną tymczasowość wielu pracowników. – W stosunku do obecnie funkcjonującego prawa jest to daleko idące ograniczenie, które powinno wpłynąć na stabilizację zatrudnienia, co jest niezwykle istotne z punktu widzenia decyzji życiowych podejmowanych przez pracowników, np. o założeniu rodziny czy usamodzielnieniu się – podkreśla Henryk Nakonieczny.
Kolejna zmiana Kodeksu pracy przyjęta przez Sejm dotyczy okresów wypowiedzeń umów o pracę na czas określony. Jeżeli pracownik przepracuje u danego pracodawcy mniej niż 6 miesięcy, okres wypowiedzenia umowy terminowej będzie wynosił dwa tygodnie. Od pół roku do trzech lat – miesiąc. Powyżej trzech lat – trzy miesiące.
Przed rozpoczęciem głosowania szef resortu pracy Władysław Kosiniak-Kamysz przekonywał posłów, że Polacy zasługują na stabilną pracę. Podkreślał, że nowelizacja Kodeksu pracy wzmocni pozycję pracowników i ogłosił koniec ery umów śmieciowych. Prawda jest jednak taka, że zmiany w prawie pracy nie są sukcesem rządu. Zostały na nim wymuszone przez Komisję Europejską po skardze złożonej przez Komisję Krajową NSZZ Solidarność.
Interwencja KE
Skarga w tej sprawie została złożona przez Prezydium Komisji Krajowej do Komisji Europejskiej we wrześniu 2012 roku. Związkowcy zarzucili w niej polskiemu rządowi niewłaściwe implementowania do polskiego porządku prawnego europejskiego prawa w zakresie stosowania umów terminowych. Przypomnieli, że art. 2 dyrektywy Rady 99/70/WE zobowiązuje państwa członkowskie do wprowadzenia w życie przepisów dotyczących przeciwdziałania nadużyciom wynikającym ze stosowania następujących po sobie terminowych umów o pracę i dyskryminowania pracowników zatrudnionych na ich podstawie. W piśmie do Sekretarz Generalnej KE Catherine Day przedstawiciele Solidarności podkreślili, że zapisy dyrektywy nie zostały wdrożone do polskiego prawa. Kodeks pracy nie ogranicza stosowania umów śmieciowych. Wskazywali, że w praktyce na podstawie tego typu umów pracownicy mogą być zatrudniani przez wiele lat.
W grudniu 2013 roku kierownik Działu Prawa Pracy Dyrekcji ds. Zatrudnienia KE Muriel Guin poinformował przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ Solidarność Piotra Dudę, że Komisja Europejska przeanalizowała skargę związkowców i skontaktowała się z polskimi władzami. – Komisja wszczęła oficjalne postępowanie w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego i przesłała władzom polskim oficjalne wezwanie do usunięcia uchybienia – napisał Muriel Guin w piśmie do szefa Solidarności.
Gorzej tylko w Chile i w Korei
Henryk Nakonieczny przypomina, że wcześniej polski rząd nie chciał rozmawiać na temat ograniczenia stosowania umów śmieciowych, a premier Donald Tusk przekonywał, że taka zmiana mogłaby negatywnie wpłynąć na rynek pracy. Oczu politykom koalicji rządzącej nie otworzył nawet raport OECD z 2014 roku, w którym jakość polskiej pracy została bardzo źle oceniona. Oprócz m.in. niskiego poziomu zarobków i wysokiego ryzyka bezrobocia, eksperci z OECD zwrócili uwagę na nadużywanie umów terminowych przez polskich pracodawców. Pod tym względem wyprzedziło nas jedynie Chile i Korea. Jak podkreślili autorzy raportu, w Polsce takie umowy ma blisko 27 proc. wszystkich pracujących. W Czechach 8,1 proc., na Słowacji mniej niż 7 proc.
Agnieszka Konieczny