Solidar Śląsko Dąbrow

Jak strzyżemy?

Kiedyś do fryzjera to się po prostu szło. Mam tu na myśli tzw. męskiego fryzjera, czyli obcinającego włosy na głowie przedstawicielom płci męskiej. Się wchodziło „do fryzjera”, się rzucało okiem na siedzących na krzesełkach innych facetów, ewentualnie pytało, który ostatni. Wieszało się kurtkę, płaszcz czy jesionkę na wieszaku i również zasiadało się na krzesełku. Do ręki gazetka, no i się czekało.

W tle leciało radyjo, szczękały nożyczki, od czasu do czasu rozlegał się dźwięk maszynki do strzyżenia. Fryzjerzy dla umilenia sobie i klientom cięcia opowiadali dowcipy, czasem politykowali, czasem gawędzili o sporcie. Na koniec brzytwa, woda kolońska i „następny proszę”. Zasiadało się w skajowym fotelu, na ramionach lądował biały kawałek materiału, obecnie zwany peleryną i padało sakramentalne: „Jak strzyżemy?”. W zależności od dnia tygodnia oraz pory dnia cała operacja zajmowała od 20 minut do godziny. I komu to przeszkadzało? A tera, panie, bez telefonu do fryzjera i wcześniejszego umówienia na konkretny dzień i konkretną godzinę o strzyżeniu możesz zapomnieć.

Słyszałem, że całe to zamieszanie wokół zabiegów fryzjerskich jest efektem obostrzeń pandemicznych, ale mnie się zdaje, że to zaczęło się już znacznie, znacznie wcześniej. Taka pełzająca rewolucja, sprawiająca, że strzyżenie włosów nie będzie już normalną usługą, tylko nie wiadomo czym. Sami rewolucjoniści nie wiedzą, ale brną w to. Ma być trudniej dostępne, udawać skomplikowane, aby uzasadnić, dlaczego jest takie drogie.

Jednak nie o przyszłości usługi obcinania włosów zamierzam ciągnąć wywód. Co innego mnie frapuje. A mianowicie związki futbolu i fryzjerstwa. To, że uprawianie piłki nożnej w jakiś niepojęty sposób wiąże się z eksperymentowaniem z fryzurami, dostrzegłem już jako dzieciak. Jacek Ziober czy Ryszard Staniek, plejada czeskich futbolistów ze słynnym „krótko z przodu, długo z tyłu”, Rudi Völler, Gennaro Gattuso, Roman Kosecki, później David Beckham, Ronaldo, albo ten z Brazylii ze słynnym trójkątem na czole, a całkiem niedawno Mario Balotelli czy Marouane Fellaini. Wymieniłem tylko kilku, pierwszych z brzegu. Niemniej bardzo wielu piłkarzy miało i ma ową, określmy to łagodnie, słabość do kontrowersyjnych stylizacji. Ale to temat raczej dla psychologów sportu. Na inną koincydencję chciałbym zwrócić uwagę. Skoro piłkarze tak lubili eksperymentować z fryzurami, to niejako siłą rzeczy musiał pojawiać się w ich otoczeniu fryzjer. I się pojawiał. A że w naszym kraju zaczął się specjalizować w ustawianiu wyników meczów piłkarskich? Znalazł podatny grunt. Tu, gdzie sędziowie bez cienia wstydu „drukują” podczas rozgrywek kilkuletnich dzieci, takich fryzjerów, różnego kalibru, jest więcej. Ale też nie widać jakiejś specjalnej determinacji, aby to zmienić. Ani u działaczy piłkarskich, ani u polityków. Siła sprawcza rodziców też jest w tej kwestii marna. Kolejne pokolenie trampkarzy i juniorów szybko dowiaduje się, że do fryzjera można zadzwonić, żeby umówić się na strzyżenie, albo na wynik. A opowieści o szlachetnej, uczciwej rywalizacji oraz ideach barona de Coubertine’a to bajki z mchu i paproci.

Jeden z Drugą;)