Solidar Śląsko Dąbrow

Tak państwo oszczędza na oświacie

Obciążone odpowiedzialnością za oświatę samorządy zamykają szkoły i redukują etaty, powtarzając od lat te same argumenty: niż demograficzny i brak pieniędzy. Jednak nikt nie zadaje  najważniejszego pytania: Czy Polskę jeszcze stać na to, żeby oszczędzać na edukacji dzieci i młodzieży?

W tej chwili trudno oszacować, ilu nauczycieli od września wyląduje na bruku, ale z informacji które już docierają do związków zawodowych, wynika, że może ich być więcej niż rok temu. A w zeszłym roku zatrudnienie straciło 7 tys. nauczycieli w całym kraju. W województwie śląskim 1,3 tys. – Dopiero za dwa, trzy miesiące będziemy mieli pełne dane. Brakuje jeszcze informacji ze szkół średnich, w których niż demograficzny jest najbardziej odczuwalny. Tam nabór może trwać nawet do sierpnia. Wielu nauczycieli dopiero we wrześniu dowie się, czy będzie miało pracę, czy nie – mówi Lesław Ordon, przewodniczący Regionalnego Sekretariatu Nauki i Oświaty NSZZ Solidarność. Podkreśla, że w tej chwili nie ma takiej grupy, która mogłaby być spokojna o pracę. Redukcje dotykają nauczycieli wszystkich przedmiotów, również języków obcych i wychowania fizycznego, dla których jeszcze kilka lat temu było najwięcej etatów. Niezmiennie powody do obaw mają pedagodzy nauczania początkowego. Tym bardziej, że wbrew intencjom MEN, znów większość sześciolatków zostanie w przedszkolach.

Luka pokoleniowa
Jeżeli spośród kilku nauczycieli tego samego przedmiotu dyrektor szkoły musi zwolnić jedną osobę, to wybierze tę z najkrótszym stażem lub nie przedłuży umowy z nauczycielem kontraktowym. To sprawia, że ze szkolnictwa odpływają młodzi ludzie. Nie mówiąc już o tym, że absolwenci uczelni pedagogicznych nie mają praktycznie żadnych szans na wejście do zawodu. Powstaje luka pokoleniowa. – Jeżeli nic się nie zmieni, to za kilka lat w szkołach nie będzie młodej kadry. Takiej sytuacji do tej pory nie było. Młodzi nauczyciele rozpoczynali pracę i mogli zdobywać doświadczenie pod okiem starszych pedagogów – mówi Hanna Grzelec, przewodnicząca oświatowej Solidarności w Rybniku.

Brak standardów
Zdaniem Lesława Ordona innym problemem są etaty ukryte w nadgodzinach. – Wiele gmin oszczędza w ten sposób, że zmusza nauczycieli do pracy w nadgodzinach, dzięki czemu nie przyjmuje nowych osób. Z tych nadgodzin można by utworzyć ponad 50 tys. etatów w całym kraju. To ok. 10 proc. wszystkich zatrudnionych w tym zawodzie – mówi. Trudno nawet policzyć, ile etatów mogłoby powstać, gdyby do polskiego szkolnictwa wprowadzone zostały standardy związane z mniejszą liczbą uczniów w klasach. – Takie standardy pozwoliłyby na ustalenie, ile rzeczywiście kosztuje kształcenie dzieci i ilu nauczycieli jest potrzebnych. Jak do szkoły zapisanych zostanie 100 dzieci, to można otworzyć dla nich pięć pierwszych klas albo cztery lub trzy. Jeżeli powstaną tylko trzy klasy, to w każdej będzie się uczyło ponad 30 dzieciaków – wyjaśnia Ordon. Podkreśla, że w tak licznych klasach nauczycielom jest bardzo trudno prowadzić zajęcia. A to właśnie od takich kwestii, jak liczba uczniów w klasach zależy jakość pracy nauczycieli, a w konsekwencji poziom nauczania. Innym problemem jest brak norm dotyczących wielkości sal lekcyjnych czy szkolnych korytarzy. – Zdarzają się szkoły przygotowane na 800 dzieci, które muszą pomieść dwa razy tyle uczniów – zaznacza szef nauczycielskiej Solidarności.

Maria Konar, przewodnicząca oświatowej Solidarności w Gliwicach przypomina, że już wiele lat temu kolejni ministrowie edukacji zapewniali pracowników oświaty, że wprowadzenie standardów będzie prostsze właśnie wtedy, gdy przyjdzie niż demograficzny. Nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie, niż stał się powodem do szukania oszczędności w oświacie. W konsekwencji mamy coraz mniej dzieci i w dodatku coraz gorzej wyedukowanych. Na spadek poziomu nauczania istotny wpływ mają również nieustanne zmiany podstaw programowych i kolejne reformy, które nakładają na nauczycieli coraz więcej obowiązków związanych z biurokracją. – Odciąga się nauczyciela od ucznia. Robi się wszystko, żeby zamiast pracować z uczniem, wypełniał stosy niepotrzebnej dokumentacji – mówi Hanna Grzelec. – W ten sposób szkoła odchodzi od jednej ze swoich najważniejszych funkcji, czyli wychowywania dzieci i młodzieży. To jest bardzo przykre – dodaje Maria Konar.

Zajęcia dodatkowe
By nie zwalniać nauczycieli, samorządy mogłyby też pomyśleć o bogatszej ofercie południowych zajęć dodatkowych, który pozwoliłyby na zagospodarowanie czasu wolnego dzieci. Jeżeli nie dostaną na ten cel dodatkowych środków, jest to nierealne. – Gminy chętnie by taką ofertę przygotowały, gdyby nauczyciele zgodzili się na nieodpłatne prowadzenie zajęć – zaznacza Maria Konar. Podkreśla, że niezmiennym argumentem pojawiającym się w takich sytuacjach jest pensum nauczycielskie, które wynosi 18 godzin przy tablicy i tzw. dwie godziny karciane. Tymczasem, nawet bez prowadzenia dodatkowych zajęć, nauczyciele poświęcają na obowiązki związane z pracą zawodową znacznie więcej czasu. – Gdyby policzyć czas, jaki nauczyciel spędza, m.in. przygotowując się do prowadzenia lekcji, na zebraniach z rodzicami, na konferencjach, to mogłoby się okazać, że pracuje więcej, niż przez 40 godzin w tygodniu – podkreśla Lesław Ordon.

Agnieszka Konieczny

Dodaj komentarz