Solidar Śląsko Dąbrow

Tajemnicze kręgi w ziemniakach i w burakach

Jeśli żona męża zdradza, to, gdy sprawa się wyda, wybucha afera. Żona ma parę możliwości. Może się na przykład podać do dymisji, to znaczy spakować walizki i spadać do mamusi. Może się pokajać, obiecać poprawę i poprosić męża o votum zaufania. Żona może też udawać, że nic się nie stało i tłumaczyć, że to tylko źli ludzie próbują rozbić ich wspaniały związek. Z kolei mąż może wybaczyć żonie, albo też wystawić walizki za drzwi, złożyć papiery rozwodowe i znaleźć nową partnerkę, czyli mówiąc krócej zgłosić tzw. konstruktywne votum nieufności. Może też zaproponować tzw. żonę techniczną, czyli kochankę, która pozwoli mu przetrwać do czasu znalezienia żony właściwej lub ewentualnie pojednania z tą zdradzającą.

Wiem, że naciągane są te nawiązania do obecnej polityki, bo opozycja nie żeniła się z koalicją, bo w polityce to raczej uprawia się seks grupowy, a nie myśli o małżeństwie. I jeśli ktoś zostaje zdradzony, to raczej społeczeństwo, a nie opozycja. A jedyne, co zdradzeni mogą zrobić, to za rok zagłosować przeciwko zdradzającym. Tyle że społeczeństwo szybko wypiera z pamięci nieprzyjemne sytuacje, kolejne afery i znowu daje się nabierać. Wybiera to ugrupowanie, o którym mówi się, że może i puszczalskie, ale atrakcyjniejsze, lepiej umalowane i lepiej ubierające się od panny PiS, niewysokiej, niezbyt zgrabnej i podobno z niezłomnymi zasadami. Ten mit o niezłomnych zasadach to też dla części społeczeństwa problem. Jakieś maślane spojrzenie na sąsiadkę, jakiś flirt z koleżanką w pracy i już wieść gminna niesie, że żona z zasadami nasyła na męża ABW, CBA, skarbówkę i sanepid. Niby uczciwy mąż nie ma się czego bać, ale któż z nas jest bezgrzeszny? Z tej emocji korzysta pełopannica puszczając oko: Może i jestem niewierna, ale do twoich grzeszków nie będę się wtrącać. I tak się to już kręci ponad siedem lat i końca mydlanej opery nie widać.

W związku z tym, że są wakacje, zamierzam od tego tasiemca odpocząć. Jeśli wpadnie mi w ręce jakaś gazeta (lub czasopismo), będę czytał wyłącznie teksty sezonowe – horrory o kleszczach, kryminały o drożyźnie nad morzem, opowiadania sensacyjne o grzybobraniu, o piraniach w Narwi, hipopotamach nad Notecią i naprutych „duchem puszczy” wielorybach płynących zygzakiem w górę Wisły. Political fiction z pierwszych stron nawet nie raczę omieść wzrokiem. Z nadzieją czekam też na teksty o niezidentyfikowanych obiektach latających, czyli o UFO, a także o tajemniczych kręgach w zbożu.

Kilkanaście lat temu takie kręgi w zbożu pojawiły się w Ornontowicach. Ludzie z całej okolicy zjeżdżali zobaczyć to zjawisko. – To niemożliwe, żeby ludzka ręka to zrobiła – powtarzali. Znalazł się nawet świadek – myśliwy, który twierdził, że był w nocy na tzw. ambonie w pobliżu, aby odstraszać niszczące uprawy szkodniki z lasu i pamięta, że gdzieś tak koło północy widział dziwne, oślepiająco światło nad zbożem, że to musiało być UFO. Jednak część gapiów wyśmiała go, sugerując, że ów blask to raczej efekt jego zamiłowania do wiśniówki. Aż w końcu na starym Wigry 3, na pole naznaczone wizytą jakichś kosmitów, nadjechał pewien starszy pan. Zatrzymał się, zsiadł ze składaka i zadał pytanie. Było ono proste i genialne zarazem, było to pytanie, które sobie przypominam zawsze, gdy wybuchnie w Polsce jakaś afera. Brzmiało ono tak: „A czemu te kosmity robią zawsze kręgi w zbożu, a nie na przykład w ziymniokach”.

Jeden z Drugą:)

 

Dodaj komentarz