Szybciej, wyżej, mocniej…
Citius, altius, fortius, czyli z łaciny szybciej, wyżej, mocniej. 130 lat temu słynny baron Pierre de Coubertin umieścił te słowa w nagłówku pierwszego wydania Biuletynu Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Hasło to zostało uznane za motto międzynarodowego ruchu olimpijskiego.
Baron de Coubertin znany też jest z innej złotej myśli. Brzmiała ona tak: „Istotą igrzysk nie jest zwyciężyć, ale wziąć udział”. Podczas tegorocznej olimpiady w Paryżu było widać, że wielu naszych reprezentantów właśnie tę dewizę barona szczególnie zapamiętało. Przede wszystkim wzięli udział. Skoro szybciej, wyżej, mocniej się nie dało.
Ich forma i możliwości dość boleśnie rozminęły się z oczekiwaniami kibiców, co powoduje, że obie strony wzajemnie wyzłośliwiają się internetach. Sportowcy żalą się, że są atakowani przez dyletantów, którzy nie mają bladego pojęcia o tym, jak trudnym wyzwaniem jest uprawiana przez nich dyscyplina. Kibice narzekają, że co innego im obiecywano. Nasi drodzy sportowcy też muszą zrozumieć, że nam, „Januszom przed telewizorami”, również nie było łatwo. To gorączkowe poszukiwanie transmisji lub choćby retransmisji zawodów, z których nasi nie odpadają, w których walczą o finał i o medale. To wpadanie w apatię, że dziś znowu nic. I ta coraz bardziej nikła nadzieja, że może jutro coś się trafi, coś do woreczka na medale wpadnie.
W desperacji człowiek patrzył na dyscypliny, w których ostatni raz zawody oglądał na poprzedniej olimpiadzie. Wytrwale towarzyszył zmaganiom kajakarzy i wioślarzy. Z wypiekami na twarzy śledził kolarstwo torowe. I nawet przy słynących z nerwówek meczach biało-czerwonych w handballu tak się nie emocjonowałem, jak podczas boju polskich szpadzistek o olimpijskie medale. A żeby było jasne, nie potrafiłbym wskazać, czym się różnią szpada, floret i szabla. Nie przeczę, że jestem zwykłym kibicem. Dyletantem, a nie ekspertem i wstyd przyznać, ale dopiero na tych igrzyskach dowiedziałem się, że Polki są światowymi liderkami we wspinaczce sportowej na czas. I to właśnie jedna z nich, Anna Mirosław, zdobyła jedyne złoto dla Polski na olimpiadzie w Paryżu. Niemniej to sport ciągle niszowy.
W najpopularniejszych dyscyplinach reprezentantów Polski nie było lub od najlepszych dzieliła naszych reprezentantów przepaść. W lekkiej atletyce tylko jeden brąz. Natalia Kaczmarek na 400 metrów. Zasłużonej, wybitnej młociarce Anicie Włodarczyk do podium zabrakło 4 centymetrów. A reszta lekkoatletów? Cóż. Część biła rekordy życiowe i rekordy kraju, ale to okazało się za mało.
Ale jakże niewiele trzeba, żeby człowiek mimo wszystko pogodnie wspominał te igrzyska. Srebro siatkarzy, ale nie tyle sam finał, ile półfinałowa walka z Amerykanami. Mecz kosmiczny. Jakby znakomity scenarzysta specjalnie tę sztukę na pięć setów rozpisał. No i świadomość, że poprzednio siatkarze medal na olimpiadzie zdobyli, gdy miałem 3 latka. A potem to już były tylko opowieści, jaka ta ekipa Wagnera była znakomita. Opowieści na miarę wspomnień o zwycięskim remisie na Wembley. Program obowiązkowy w użalaniu się nad stanem polskiego sportu.
I jeszcze radość z wyników w boksie. Kobiecym. Radosny obraz Julii Szeremety dzielnie walczącej z przeciwniczką, która wyglądała, jakby w dzieciństwie wpadła do kotła z testosteronem. Julia, nie korzystając z magicznego napoju, zdobyła srebro. Pierwszy medal olimpijski w polskim boksie od igrzysk w Barcelonie, czyli od 32 lat. Wtedy brązowy medal wywalczył Zbigniew Bartnik. Natomiast ostatni raz przed Julią reprezentant Polski walczył w finale igrzysk olimpijskich w boksie w Moskwie 44 lata temu. To był Paweł Skrzecz. Też zdobył srebro. Jak Julia.
I taka refleksja na koniec. Patrząc na klasyfikację medalową, to owszem mamy srebro dla drużyny siatkarzy i brąz dla czwórki wioślarzy. Ale w innych dyscyplinach to Polki biją Polaków. Kiedyś napisałoby się, że to one miały większe jaja, ale w dzisiejszych czasach lepiej się takich porównań nie tykać. Bo cię zwolnią, zawieszą, aresztują czy też w inny sposób wcielą w życie popularną groźbę z B-klasowych boisk futbolowych. Brzmi to mniej więcej tak: „Skończę ci karierę”.
Jeden z Drugą:)