Solidar Śląsko Dąbrow

Studio nagrań

Dawno, dawno temu, w czasach, gdy płyty winylowe były uznawane za odchodzącą w przeszłość ramotę i obciach, a płyty CD (wtedy mówiło się laserowe) były dostępne jedynie dla grona nielicznych szczęśliwców, królowały kasety magnetofonowe. Im więcej ktoś miał kaset, tym bardziej był ceniony towarzysko. Jako że oryginalnych kaset z oryginalnymi nagraniami nie było na rynku wiele, większość z nas zapełniała ją muzyką ze stacji radiowych, ewentualnie przegrywała od kolegow i koleżanek ulubione utwory za pomocą dwukasetowych magnetofonów (częściej) lub wież stereo (rzadziej).

W czasie tzw. transformacji zaczął rozkwitać bazarowy handel kasetami z trudno dostępnymi dotychczas nagraniami. Równolegle jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać w każdym mieście i miasteczku tzw. studia nagrań. Właściciel takiego przybytku posiadał sporą kolekcję oryginalnych płyt laserowych i za odpowiednią opłatą przegrywał ich zawartość na kasety. Po prostu klient przychodził z własną, czystą kasetą, ewentualnie kupował na miejscu, z katalogu wybierał pożądany longplay, zamawiał i po czasie odbierał już nagraną kasetę, ciesząc się jak dziecko. Nie wiem, czy to było legalne, ale trwało ładnych parę lat. Później stało się nielegalne, albo nieopłacalne, albo jedno i drugie. Nie pamiętam, bo równolegle kasety zaczęły dochodzic do lamusa, rynek zalały płyty CD, legalne i nielegalne, a ja wyrosłem z kolekcjonowania kolejnych kaset i płyt. W każdym razie studia nagrań poupadały, albo przekształciły się w sklepy muzyczne, aby też potem upaść lub zupełnie się przebranżowić. Później pojawiły się pliki mp3, które posprzątały wszystko. Teraz młodzi ludzie muzykę „biorą” z netu.

Nie zamierzam się jednak rozwodzić na temat obecnej sytuacji na rynku muzycznym, sprzedaży płyt, itd., lecz chciałem nawiązać do kolejnej tzw. afery taśmowej, kolejnych tzw. taśm prawdy. Nawiasem mówiąc, słowo taśma jest zadziwiająco żywotne. Już naprawdę nieliczni używają tego nośnika w praktyce, ale w przypadku niewygodnego lub kompromitującego nagrania używa się prawie wyłącznie określenia: taśma.

Ale do rzeczy. W minionym ćwierćwieczu w Polsce obserwowaliśmy, jak zmieniają się kolejne nośniki dźwięków, jak kasety zajmują miejsce winyli, potem płyty CD miejsce kaset, później pojawiają się pliki komputerowe, które można odtwarzać na każdym sprzęcie RTV i w telefonach. Wkrótce pewnie taka możliwość pojawi się w sprzęcie AGD – w żelazkach, w lodówkach, a nawet w mikrofalówce. Mimo tych zmian, są studia nagrań, które tę transformację przetrwały. Może zmieniały nośniki dźwięku, ale nie zmieniały metod biznesowych. Ich nagrania kształtują rynek, ich nagrania zmieniają scenę polityczną. Żeby było jasne – nie uważam, że Sienkiewicz, Belka i Tusk to dzieci tak niewinne, jak nieodpakowana z folii kaseta C-90. Wręcz przeciwnie, ktoś na nich nagrywał wielokrotnie różne utwory, zamazując stare, aż w końcu zaczęło „przebijać”. Martwi mnie coś innego. Otóż ogłoszono urbi et orbi, że prezes Narodowego Banku Polskiego i polski minister spraw wewnętrznych są do kupienia na każdym bazarze, a premier polskiego rządu po raz kolejny mówi: Polacy, nic się nie stało. Jakby to „szło” ze zdartego winyla. Powtarzając zwrotkę za ministrem: Chuj, dupa i kamieni kupa… I kamieni kupa… I kamieni kupa.

Jeden z Drugą:)

 

Dodaj komentarz