Solidar Śląsko Dąbrow

Stołeczna choroba

Warszawocentryzm to przewlekła choroba tocząca media i kolejne ekipy rządzące w Polsce. Nawet jeśli ¾ polityków i dziennikarzy redakcji ogólnopolskich mediów pochodzi spoza stolicy, to szybko się tą chorobą zarażają. Nie od dziś wiadomo, że chodzenie po bagnach wciąga. Problemy mieszkańców Warszawy i okolicznych przysiółków, mimo że stanowią oni raptem
5 proc. obywateli naszego kraju, a zwłaszcza problemy stołecznych elit, są przedstawiane jako sprawy najistotniejsze. Problemy mieszkańców innych regionów to według osobników zasiedlających warszawskie biurowce margines, to tylko takie nieduże, czarne kropeczki
na mapie, gdzie co najwyżej można pojechać po słoiki.
 
Włączam telewizję – warszawski punkt widzenia. Na najpopularniejszych portalach – to samo. Gazety lub czasopisma – zamknięte w światku warszawki. I wszędzie trwa naparzanka lewaków z prawakami. Zdrowy rozsądek, inne punkty widzenia zostały wyrzucone za drzwi. Polacy spoza Warszawy skazani na stołeczny ogląd rzeczywistości i stołeczne fiksacje, sami zaczynają fiksować. Dyskutują o tych samych pierdołach, którymi zajmują się warszawskie salony. Emocjonują się nimi, a co gorsza, starają się naśladować przeróżne, przedurne stołeczne fochy i mody.
 
Zwykle raz na cztery lata politycy zaczynają słyszeć głosy, które każą im wykonać ćwiczenie gimnastyczne polegające na tzw. pochyleniu się z troską nad problemami zwykłych Polaków (czytaj: niewarszawiaków). Wsiadają w autobusy, aby „jeździć po Polsce”. W ślad za nimi wyruszają media. Po wyborach, rzecz jasna, wszystko wraca do normy. Nie chciałbym oczywiście nadmiernie upraszczać. Peło nie tylko w czasie kampanii wyborczych dopieszczała swoich zwolenników z tzw. dużych ośrodków, głównie z Trójmiastka i Poznańka, ale też Wrocławka i rzecz jasna Krakówka. Z kolei obecna władza stara się realizować swoje zobowiązania wobec lekceważonych przez poprzednie ekipy rządzące mieszkańców tych
części Polski, które obecna opozycja totalna umownie nazywa Podkarpaciem. Mapa preferencji wyborczych czarno na białym, czy też niebiesko na pomarańczowym wyraźnie pokazuje, kto gdzie pochyli się z troską, a kto gdzie i kogo zlekceważy. Niemniej warszawocentryczność rządzi.
 
Śląskie na tym tle jest regionem specyficznym. Trudnym dla każdej władzy. Kolorystyka mapy nigdy nie jest oczywista. Śląskie to Polska w pigułce, tyle że nie podzielona linią Wisły, ale wymieszana. Obok siebie, w tych samych blokach mieszkają ludzie, którzy mają takie wielkomiejskie aspiracje i fochy, jakie łatwo zaobserwować w Warszawce i Krakówku i ludzie, których poglądy i marzenia wielkomiejscy pajace określają słowem Podkarpacie. Ale poczucie bycia lekceważonym przez stołeczny salon też było tu zawsze silne.
 
Politycy mają świadomość, że to ważny region. Tu mieszka dwa razy więcej wyborców niż w Warszawie, ale też doświadczenie pokazywało, że warszawocentryczne media i jeden regionalny dziennik, należący do niemieckiego wydawcy, który praktycznie zmonopolizował rynek prasy regionalnej w naszym kraju, wystarczy, aby ludzie myśleli tak, jak władzy pasuje. Rok temu nie wystarczyło. Jednym z ważnych tego owoców jest porozumienie z nowym rządem na rzecz rozwoju województwa śląskiego. To wciąż na razie dokument. Teraz od liderów z naszego regionu zależy, czy i jak zapisy tego dokumentu będą realizowane. Dużo też zależy od mediów. O ich sile chyba nie trzeba przekonywać. Ostatnio coraz głośniej mówi się o potrzebie repolonizacji mediów. To słuszna idea, ale nieodzowny jest to jeszcze jeden element. Likwidacja warszawocentryzmu.
 
Jeden z Drugą;)
 
 

Dodaj komentarz