Solidar Śląsko Dąbrow

Stare się pakuje, idzie nowe

Idzie nowe. Nie pomogła legislacyjna sraczka z referendum i ustawą emerytalną wycofaną następnego dnia po przerżniętych wyborach. Nie wyszła szopka z „zamachem” w Toruniu, którego sprawcę po kilku godzinach zwolniono do domu. Nic nie dały prośby i groźby zblazowanych celebrytów oraz dyżurnych autorytetów establishmentu. Rozpaczliwa ofensywa medialnych pieszczoszków władzy przyniosła skutek odwrotny do zamierzonego. Nie pomogło nawet oficjalne poparcie gazety, która udaje, że nie jest jej wszystko jedno czy serwuje czytelnikom rzetelne informacje i opinie, czy najobrzydliwszą propagandę, ani jej szefa, co to święcie przekonany, że ktokolwiek jeszcze traktuje go poważnie, nazywa 3 mln ludzi gówniarzami. 

Gówniarzeria nie spełniła modłów pewnego znanego socjologa i nie wyemigrowała czym prędzej z kraju. Gówniarze poszli na wybory i to ich głosy przesądziły o ich wyniku. To oni zdecydowali o zmianie i to nie tylko na stanowisku prezydenta RP. Tych wyborów nie wygrał PiS, PO ich nie przegrała. To już w ten sposób nie działa i chyba raczej już nigdy nie zadziała. Te wybory to pierwszy etap pokoleniowej zmiany w polskiej polityce, jakkolwiek drętwo i górnolotnie brzmiałoby to stwierdzenie.

Pokolenie, które w wyborczą niedzielę przeważyło szalę, jest odporne na stare chwyty. Nie da się już sprowadzić politykom i „zaprzyjaźnionym” dziennikarzom do poziomu Tutsi i Hutu, gotowych pozabijać się o kolor lakieru samochodu, w którym nie działa silnik, hamulce szlag trafił, a w miejsce kół już dawno podłożono cegły. Dla nich wrogiem nie jest już jedna czy druga partia, ale cały partyjny establishment, który zmieniając stołki i szyldy od 25 lat toczy między sobą zażarte spory przed kamerami, by potem jedną taksówką wrócić do sejmowego hotelu. Nie kupują już ani jednego słowa tego establishmentu, który skutecznie odarł z marzeń ich rodziców, a dla nich ma co najwyżej bilet tanich linii lotniczych w jedną stronę.

Andrzej Duda nie wygrał wyborów dlatego, że był kandydatem takiej czy innej partii politycznej. On zwyciężył pomimo tego, że nim był. Zyskał zaufanie wyborców, bo jest młodym, nieskażonym arogancją władzy człowiekiem, który w swojej kampanii i tuż po ogłoszeniu wyników podkreślał, że to prezydent ma służyć i słuchać obywateli, a nie na odwrót. Z kolei naprzeciw niego w drugiej turze stał symbol partyjnej buty i degeneracji obecnej władzy. Człowiek, który tydzień przed drugą turą kazał Pawłowi Kukizowi zdecydować, czy jest politykiem, czy „tylko obywatelem”.

Idzie nowe, choć na razie nie rozumie tego chyba ani jedna, ani druga strona. Ani ci, którzy od poniedziałku rozpaczają, szukając przyczyny, dla której ciemny lud nie zagłosował tak, jak powinien, ani ci, którzy po niedzieli popadli w samozadowolenie i dzielą już stanowiska w nowym rządzie. Idzie nowe, w którym pierwszy raz od niepamiętnych czasów to naprawdę obywatele będą decydować, kto będzie ich reprezentował. I albo pójdziecie razem z obywatelami, albo po wyborach odejdziecie z kwitkiem.

Trzeci z Czwartą;)

 

Dodaj komentarz