Solidar Śląsko Dąbrow

Sorki, tory się wygły

Sorki, tory się wygły. Sorki, trakcję zajumali. Sorki, pośpieszny jest opóźniony na czas nieokreślony. Opóźnienie może ulec zmianie. W przypadku kolei słowo „przepraszam” z trudem przechodzi przez gardło. Od pani w okienku poczynając, poprzez kierownika pociągu, na szefach kolejowych spółek i spółeczek kończąc. Słowo „przepraszam” to przecież przyznanie się do winy. Lepiej mówić „sorry”. Takie niby „przepraszam”, a tak naprawdę „odwal się”. Pani minister Elżbieta Bieńkowska, która dopiero co otrzymała nadzór nad koleją po ministrze Nowaku, już się tą chorobą zaraziła. Po kolejnym już blamażu PKP błysnęła złotą myślą „Sorry, ale taki mamy klimat”.

To, że ten rząd traktuje ludzi z lekceważeniem, by nie powiedzieć z pogardą, to jedna sprawa. Smutny standard. Zdumiewa mnie co innego. W momencie, gdy pani minister strzelała sobie w stopę twórczą przeróbką hasła, że w zimie musi być zimno, na kolei panowała sytuacja kryzysowa. Liczba pociągów, które utknęły lub nie wyjechały w trasy z powodu oblodzeń, rosła w zastraszającym tempie. Tymczasem superminister beztrosko podawała, że z czterech tysięcy pociągów, które wyjechały na trasę, utknęły tylko dwa. Zakładam, że te informacje podali jej podwładni, ale dlaczego ciągle są podwładnymi, a nie wywalonymi z roboty na zbity pysk? W czasie występu pani minister moja (też ładna) znajoma stała już czwartą godzinę na jednej ze stacji PKP w centralnej Polsce, oczekując na skład do Katowic. W ciągu tych kilku godzin nie wyjechał stamtąd żaden z sześciu zapisanych w rozkładzie pociągów. Tylko z tej jednej stacji!!! A przecież takich stacji były dziesiątki w całym kraju. Tłumy pasażerów. Następnego dnia rano sytuacja się powtórzyła. Pociągi nie jeździły. Znajomej udało się dojechać do Katowic dopiero przed wieczorem. 24 godziny później niż planowała. Nerwy, zmęczenie, zimno. Musiała wziąć urlop w pracy. Pracodawca nie przyjmuje do wiadomości tłumaczenia: „Sorki, taki mamy klimat”. Przez te 24 godziny nie pojawiły się zamiast elektrowozów lokomotywy spalinowe, które trakcji elektrycznej nie potrzebują. Nikt nie wpadł na pomysł, żeby uruchomić autobusową komunikację zastępczą. Co więcej, nie było żadnej informacji typu: „Nic nie pojedzie” czy „Trasa zablokowana do odwołania, szukajcie innych środków transportu”. 

Droga pani minister! Drodzy, bardzo drodzy zarządcy polskich kolei! Pasażerowie to nie są idioci. Większość z nich z przymrużeniem oka traktuje dziennikarskie materiały przedstawiające każde opady śniegu czy gołoledź jako klęskę żywiołową stulecia. Zrozumieliby, że z powodu oblodzenia trakcji pociągi nie jeżdżą. Ale po pierwsze trzeba o problemie rzetelnie poinformować, po drugie spróbować temu zaradzić, być przygotowanym na takie sytuacje, a po trzecie trzeba umieć ludzi zwyczajnie przeprosić. 

Kolej w Polsce od dawna jest synonimem bałaganu. Symbolem niechlujstwa i nieudolności. Pomnikiem brudu i syfu. W przenośni i dosłownie. Sorki, ale muszę dodać, że stan polskich kolei państwowych odzwierciedla stan państwa. 

Jeden z Drugą:)

Dodaj komentarz