Solidar Śląsko Dąbrow

Sorki, takie mamy korki

Stworzenie sieci autostrad miało być sztandarowym osiągnięciem obecnego rządu i miarą „skoku cywilizacyjnego” zafundowanego Polakom przez Donalda Tuska.  Tymczasem jest wręcz odwrotnie. Proces budowa dróg to pasmo kompromitacji ekipy PO. 10-kilometrowe korki na nowych autostradach to tylko kolejny na to przykład.
 
W ubiegły weekend na odcinku autostrady A1 Toruń – Gdańsk utworzył się ośmiokilometrowy zator, na A4 przed wjazdem do Wrocławia sznur samochodów miał ponad 10 km długości. Od początku wakacji w każdą sobotę i niedzielę przed bramkami do poboru opłat na wszystkich płatnych odcinkach polskich autostrad tworzą się gigantyczne korki.  Na przejazd przez bramkę kierowcy czekają nawet ponad godzinę.
 
Metoda poboru myta za przejazd autostradami oparta na placach z bramkami musi generować zatory przy wzmożonym ruchu. Na niedawnej konferencji prasowej przyznała to sama minister infrastruktury i rozwoju Elżbieta Bieńkowska. – Nie mam złudzeń: wszędzie w Europie, gdzie są bramki, tam są korki. Wczoraj sprawdzałam: korki w Chorwacji sięgają 10 czy 12 km. We Włoszech, we Francji tam, gdzie są bramki, tam są korki – stwierdziła pani  minister.
 
Można prościej i taniej
Pytanie brzmi następująco: Skoro tak oczywiste jest, że bramki nie zdają egzaminu, dlaczego w Polsce zdecydowano się na wprowadzenie niewydolnego systemu? Można było przecież wzorem np. naszych południowych sąsiadów posłużyć się winietami. W Czechach i na Słowacji na autostradach nie ma  bramek,  szlabanów i związanych z nimi korków. Dowodem uiszczenia opłaty przejazdowej jest nalepka przyklejana na szybę samochodu. Na Słowacji roczna winieta kosztuje 50 euro. Za 10 euro można kupić winietę uprawniającą do nielimitowanego korzystania z całej,  liczącej kilkaset kilometrów sieci autostrad przez 10 dni. W Polsce za porównywalną kwotę możemy sobie zafundować jeden przejazd autostradą  A4 z Katowic do Krakowa i z powrotem.
 
Eksperci ostrzegali
O wadach bramek autostradowych od dawna ostrzegali eksperci. – Manualny system poboru opłat stał się już rozwiązaniem anachronicznym, nieefektywnym ekonomicznie i operacyjnie. Ten anachronizm dotyka przede wszystkim kierowców samochodów osobowych  –  pisali już wiele miesięcy temu Tomasz Styś  i Maciej Rapkiewicz w analizie Instytutu Sobieskiego.  
Jak wskazują eksperci bramki to rozwiązanie nie tylko najmniej efektywne, ale również najdroższe. – Dla przykładu, samo dostosowanie autostrady A4 na odcinku Bielany Wrocławskie – Gliwice Kleszczów do poboru opłat kosztowało około 233 mln zł. Warto podkreślić, że suma ta uwzględniała jedynie budowę miejsc poboru opłat bez innych kosztów, takich jak adaptacja pasów ruchu, dróg dojazdowych czy wydatków związanych z wykupem gruntów – czytamy w raporcie.
 
Setki milionów w błoto
Co gorsza setki milionów złotych, za które wybudowano punkty poboru opłat  przy autostradach,  to pieniądze niejako z założenia wyrzucone w błoto, bo już za kilka lat bramki mają stać się zbędne. Docelowo w naszym kraju ma powstać elektroniczny system poboru opłat za przejazd autostradami.
 
Przymiarką do tego procesu są urządzenia ViaAuto. Po instalacji czytnika pokładowego w samochodzie wystarczy, że zwolnimy przed punktem poboru opłat do 20 km/h, a system elektroniczny odliczy z naszego konta odpowiednią sumę i otworzy szlaban. Zakup czytnika ViaAuto to jednak niemały koszt, bo aż 135 zł za samo urządzenie za oraz 50 zł za doładowanie konta. Na dodatek system działa tylko na dwóch odcinkach autostrad zarządzanych przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad:  A2 na odcinku Konin – Stryków i A4 Bielany Wrocławskie – Sośnica. Nie wiadomo czy kiedykolwiek zostanie on wdrożony również na autostradach zarządzanych przez prywatnych koncesjonariuszy. To wszystko sprawia, że ViaAuto cieszy się śladowym zainteresowaniem kierowców. Do tej pory sprzedano 12 tys. urządzeń – to niecały promil liczby polskich kierowców.  
 
Jeszcze większy bałagan
W lipcu GDDKiA wprowadziła na zarządzanych przez siebie płatnych odcinkach autostrad tzw. pasy szybkiej płatności. Po zmianach jeden z pasów drogi dojazdowej do punktu poboru opłat przeznaczony jest wyłącznie dla posiadaczy urządzeń ViaAuto. W założeniu miało to zwiększyć płynność obsługi podróżnych i rozładować korki. W rzeczywistości tylko pogorszyło sytuację. Specjalnymi pasami nie ma kto jeździć, za to liczba bramek dla kierowców nieposiadających ViaAuto została ograniczona. Dodatkowo pasy szybkiej płatności są źle oznakowane, co tylko potęguje zamieszanie. Absurdalność sytuacji dostrzegają wszyscy poza GDDKiA, która nie zamierza wycofać się z chybionego rozwiązania, a winę za korki zrzuca na kierowców.  W jednym z wywiadów rzecznik tej instytucji stwierdził, że zatory powodują oni sami przez swoje nieprzemyślane działania i niepotrzebne wdawanie się w rozmowy z kasjerami obsługującymi bramki. Można wysunąć wniosek, że według GDDKiA kierowca ma grzecznie stać w dziesięciokilometrowym korku z uśmiechem na ustach jeszcze za tę przyjemność zapłacić bez zbędnych dyskusji.
 
Minister Bieńkowska, zapowiedziała, że założenia nowego, jednolitego systemu elektronicznego poboru opłat za przejazd autostradami mają zostać przedstawione jesienią. Patrząc na dotychczasowe osiągnięcia obecnego rządu na odcinku drogowym, należy podchodzić do tych słów ze dużą ostrożnością. Tym bardziej, że taki system wymagałby zgody również prywatnych zarządców autostrad, którzy nie mają żadnego interesu w tym, aby inwestować w nowe rozwiązania. Na razie szefowa resortu infrastruktury i rozwoju zapowiedziała wprowadzenie działań doraźnych, mających na celu zmniejszenie weekendowych korków na autostradach. Oprócz kasjerów obsługujących bramki w punktach poboru myta, zatrudnieni zostaną dodatkowi pracownicy. Z kolei kilka dni później premier Donald Tusk obiecał, że do końca wakacji przejazd autostradą A1 w weekendy będzie darmowy. Dlaczego szef rządu nie wspomniał o równie zakorkowanej autostradzie A4, nie wiadomo. To, ile będzie kosztować realizacja  zapowiedzi Tuska i Bieńkowskiej również pozostaje tajemnicą. Jednak w kraju, w którym autostrady buduje się najdrożej w Europie, kolejne kilkanaście czy kilkadziesiąt milionów wyrzuconych w błoto nie powinno stanowić problemu. 
 
Łukasz Karczmarzyk
źródło foto: wikimedia.org/Hannes Grobe
 

Dodaj komentarz