Solidar Śląsko Dąbrow

Serduszka, pszczółki i Mucha

Ledwie człowiek zdążył nacieszyć oko Mikołajami, choinkami i innymi tandetnymi dekoracjami bożonarodzeniowymi w centrach handlowych, a tu już mu je zdjęli i zastąpili równie tandetnymi walentynkowymi serduszkami i amorkami. I znowu trzeba się spieszyć, bo już za tydzień, góra dwa na ich miejscu zawisną wielkanocne pisanki i króliki. Potem parę tygodni posuchy, ale już w okolicach połowy września możemy liczyć na triumfalny powrót mikołajów tuż po haloweenowych dyniach rzecz jasna. Podobnie jak przyroda centra handlowe nie znoszą próżni i zawsze znajdą sposób, żeby wcisnąć nam do niczego niepotrzebne świąteczne gadżety. Tylko tych świętych trochę szkoda, bo im w ochronie wizerunku i copyright nawet ACTA nie pomoże. Bo tak jak święty Mikołaj, biskup Miry nie ma nic wspólnego z grubawym dziadem w czerwonej pidżamie od coca-coli, tak św. Walentego, biskupa Terni, raczej trudno połączyć z tym całym plastikowym chłamem, który wciskają nam macherzy od marketingu.

Do świętego Walentego od najdawniejszych czasów ludność chrześcijańska uciekała się w przypadkach epilepsji, chorób nerwowych lub opętań. Św. Walenty jest także patronem pszczelarzy oraz pięknej miłości. Najprawdopodobniej jednak walentynkowy zwyczaj wyrósł nie tyle z kultu wyżej wymienionego świętego, ile z antycznego italskiego święta Luperkalia. Dlaczego więc 14 lutego ze wszystkich stron otaczają nas serduszka, a nie np. pszczółki? Nie wiadomo.

Tak to już dzisiaj jest, że właściwego człowieka na właściwym miejscu ze świecą szukać i to nie tylko wśród świętych. Świętą cierpliwość mają w naszym kraju miłośnicy piłki nożnej. Otwarcie Stadionu Narodowego w Warszawie najpierw przekładano kilka razy, a po hucznej inauguracji okazało się, że nie da się na nim grać w piłkę. Prezes Narodowego Centrum Sportu odpowiedzialny za tę fuszerkę honorowo podał się do dymisji, inkasując po rycersku 570 tys. zł premii.

Minister sportu Joanna Mucha protesty kibiców Wisły i Legii, drużyn, które miały na nowym stadionie rozegrać mecz o Superpuchar Polski skwitowała ponoć pełnym oburzenia pytaniem „kto wybrał drużyny do tego meczu?”. Jako męski szowinista rozumiem, że kobiety mają czasem problemy ze zrozumieniem tajników piłki kopanej. Sam wielokrotnie próbowałem tłumaczyć, przedstawicielkom płci pięknej, jaka jest różnica miedzy spalonym, a rzutem wolnym pośrednim – zazwyczaj bezskutecznie. Pani minister jest nowa i dopiero się uczy – powtarzają jak mantrę politycy partii jedynie słusznej, komentując kolejne wpadki pani minister. A jak nie od dziś wiadomo najlepszym miejscem do nabrania praktyki zawodowej w dziedzinie, w której jest się kompletnym ignorantem, jest Rada Ministrów RP, zwłaszcza kierowanie resortem sportu na kilka miesięcy przed największą imprezą sportową w dziejach naszego kraju.

Nie wiem, jak wy, ale ja wyślę pani minister walentynkę. Że psioczyłem, że straszna tandeta te walentynki? No cóż jaka minister, takie święto.

Trzeci z Czwartą:)

Dodaj komentarz