Solidar Śląsko Dąbrow

Rządowe polowanie na króliki

Są trzy rzeczy, które każdy szanujący się mieszkaniec Śląska powinien obowiązkowo posiadać: bunclok z tustym na kuchennym stole, rolada z kluskami i modrą kapustą w niedzielę i rodzina w reichu. Tustego ani rolad przyrządzać nie potrafię, ale familię za Odrą mam, więc żaden gorol mi nie podskoczy.

Jakiś czas temu dostałem od kuzyna z reichu zaproszenie na ślub i tutaj pojawił się problem. Bo po pierwsze opuszczać zieloną wyspę, żeby jechać do ogarniętych kryzysem Niemiec, to sami przyznacie średnia przyjemność. A po drugie kłuć w oczy mieszkańców mniej szczęśliwych krain sukcesem własnego narodu, to też jakoś tak nieładnie.

No, ale w końcu rodzina to rodzina. Odmówić nie wypada. Jadę. Dojechałem i własnym oczom uwierzyć nie mogłem. I nie chodzi mi tutaj o to, że w czasie szalejącego kryzysu prawie każdy mieszkaniec kraju na zachód od zielonej wyspy ma w garażu dwa samochody, a średnia pensja „zielonowyspiarza”, to w Niemczech tyle co kieszonkowe przeciętnego nastolatka. Nie zdziwiło mnie nawet to, że mój świeżo ożeniony kuzyn, gdy zapragnął wraz z przyszłą małżonką zamieszkać razem nie musiał brać kredytu hipotecznego na 40, ani nawet na 20 lat. Poszedł do urzędu miasta, złożył wniosek i dostał 4 mieszkania komunalne do wyboru.

Zdziwiły mnie króliki. Tak. To nie pomyłka, właśnie króliki. Króliki, które w stadach po kilkadziesiąt sztuk kicają dzień i noc w środku miasta po trawniku przed blokiem mojego kuzyna. Sami przyznacie drodzy czytelnicy, że dla człowieka ze Śląska, dla którego szczytem obcowania z naturą są bąble po ukąszeniach komarów, królik na trawniku to nie lada gratka. Więc zacząłem dopytywać. Okazuję się, że króliki bez względu na kurs euro i cenę greckich obligacji kicają sobie po trawnikach od zawsze i nikt z tubylców nie zwraca na nie specjalnie uwagi. Kiedy sympatycznych zwierzaków robi się zbyt dużo, przyjeżdża pan ze służb weterynaryjnych z wyszkoloną łasicą, którą wpuszcza do króliczych nor i ich populacja spada. Spada tylko na chwilę, bo jak wiadomo to wyjątkowo płodne zwierzaki.

Jedyna niedogodność koegzystencji z królikami, wynika z tego, że ich ulubionym miejscem drążenia norek są klomby mieszczące się tuż przed balkonami ludzkich sąsiadów. No i po wizycie pana z łasicą, przez wiele dni z opustoszałych nor wydobywa się niezbyt przyjemny zapach niedojedzonych przez łasicę resztek.

Po powrocie na zieloną wyspę i wejściu do swojego, a właściwie bankowego mieszkania, od razu włączyłem telewizję dwudziestoczterogodzinną, spragniony informacji o kolejnych sukcesach miłościwie nam panujących. Moim oczom ukazał się premier, który zadeklarował bezpardonową walkę z wszelkimi przejawami nepotyzmu . Analogia z królikami i łasicą nasuwa się sama. Premier na pokaz poświęci kilka pomniejszych króliczków, sam chowając przed kamerami przydługawe uszy, a setki innych nadal będą podgryzać, co bardziej soczyste kwiatki na klombie przed naszym wspólnym blokiem. Na dłuższą metę zaś po całym polowaniu na królicze nory zostanie tylko nieprzyjemny zapach.
Trzeci z czwartą:)

Dodaj komentarz