Solidar Śląsko Dąbrow

Różnić się pięknie

Jeden kolega lubił ciężki metal i pogardzał lżejszym brzmieniem, drugi snobował się na tzw. rock symfoniczny, trzeci twierdził, że najlepsza jest muzyka alternatywna i punk rock, a czwarty był miłośnikiem Depeche Mode i The Cure. Potrafiliśmy godzinami prowadzić dysputy, który gatunek muzyki i który zespół lepszy. Każdy z nas znał wykonawców wszystkich tych nurtów i odłamów, więc nie były to zwykłe pyskówki, lecz dyskusje bogato ornamentowane argumentami. Mieliśmy swoich duchowych przewodników w osobach krytyków z czasopism muzycznych czy z Polskiego Radia. Spory wpływ na nasze poglądy miało też starsze rodzeństwo i starsi koledzy, ale mieliśmy też swoje przemyślenia. Naiwne często, ale swoje.

Chodziliśmy umundurowani swoimi poglądami muzycznymi. Kolega metal miał dłuższe włosy od reszty. Kumpel od symfonicznego rocka zajumany ojcu lub dziadkowi, w każdym razie dość stary, ale przede wszystkim długi płaszcz. Koleżka od muzy alternatywnej plecak, na którym pracowicie dopisywał nazwy kolejnych zespołów występujących w Jarocinie. Miał też wysokie, sznurowane buty z Chełmka, które, jeśliby zamknąć oczy, to można pomyśleć, że to oryginalne martensy. Kumpel „depesz” miał natomiast trzewiki z trójkątnymi blaszkami na czubkach. Szczęśliwcy dysponowali jeszcze plakietkami, zwanymi dziś pinsami, z nazwami ulubionych wykonawców. W tych jakże różnych mundurach razem chodziliśmy na małą kawę z dużą wodą, wspólnie paliliśmy jedną, składkową paczkę papierosów i mimo że dyskusje bywały gorące, nikt z powodu różnicy zdań nie dostał w nos i się nie popłakał.

Różniliśmy się pięknie i piszę to całkiem poważnie. Słyszeliśmy i czytaliśmy, iż normą jest w kraju, że watahy miłośników muzy ciężkiej naparzają się z wielbicielami muzy innego nurtu, którzy programowo golą sobie głowy i że ci łysi biją się też z miłośnikami punk rocka, czyli chłopakami stawiającymi sobie włosy na cukrze i podprowadzającymi swoim mamom agrafki w celu wpięcia tych ozdób w ubrania. Szczerze mówiąc, wydawało nam się to głupie (nie agrafki, tylko to naparzanie się z powodu odmiennych gustów muzycznych), ale jakoś nie przywiązywaliśmy do tego wielkiej wagi. Dziś sobie myślę, że gdybyśmy mieszkali w większym mieście, to albo stanęlibyśmy po dwóch stronach barykady, albo musielibyśmy zrezygnować z umundurowania i innych atrybutów miłośnika konkretnego gatunki muzyki. Na szczęście to nie było duże miasto, a my swoją chłopięcą agresję mogliśmy wyładowywać na wuefie i w klubach sportowych.

Większość kolegów z klasy słuchała raczej popu i dyskotekowej młócki, ale też poza wzajemnym, słownym podszczypywaniem nie było między nami konfliktów. W sumie wszyscy mieliśmy świadomość, że niezależnie od muzycznych upodobań oraz sportowych czy pozasportowych pasji, tak naprawdę wszyscy marzymy o jednym, a obnoszenie się z gustami muzycznymi jest tylko środkiem do realizacji owego marzenia. Nie muszę pisać wprost, bo chyba jest jasne, o czym marzą tacy młodzieńcy. Powiem tylko, że nam honor nie pozwalał, aby nad łóżkiem powiesić plakat z odsłaniającą wdzięki piosenkarką muzyki pop czy inną członkinią tzw. chórku cielesnego. Niemniej podziw dla owych wdzięków znosił wszelkie różnice muzo– i światopoglądowe.

Zamiast pointy – dedykacja. Otóż powyższy tekścik polecam wszystkim, którzy z powodu różnic partyjnych i kibicowaniu wrażym obozom politycznym nie są w stanie wspólnie usiąść do stołu i przy herbatce lub innym napoju o zbliżonej barwie pogadać o wyższości solówek Jimmy Page’a nad solówkami Ritchiego Blackmore’a lub odwrotnie.

Jeden z Drugą;)
źródło foto: flickr.com/Lydia Patton/CC BY-2.0

 

Dodaj komentarz