Solidar Śląsko Dąbrow

Rosyjski gaz zastąpimy… rosyjskim gazem

Polska wyciągnęła wnioski z wojny na Ukrainie i wie jak niebezpieczne jest opieranie energetyki na importowanym gazie? Rządzący wiele mówią o budowaniu suwerenności energetycznej, ale na słowach niestety się kończy.

W dniu, w którym Gazprom zakręcił Polsce kurek z gazem, premier Mateusz Morawiecki zapewniał w Sejmie, że nasz kraj świetnie poradzi sobie bez importu z Rosji. – Zużywamy 20-21 mld m3 gazu. Produkcja krajowa to 4-4,5 mld m3. BalticPipe ma możliwości tłoczenia 10 mld m3 gazu, poprzez gazociąg w Świnoujściu 7-8 mld m3. Wystarczy policzyć, żeby zrozumieć, że Polska nie będzie potrzebowała rosyjskiego gazu – mówił szef rządu.

Optymizm premiera Morawieckiego był jednak nieco na wyrost, zwłaszcza jeśli chodzi o Baltic Pipe. To prawda, że nowy gazociąg będzie w stanie przepompować do Polski 10 mld m3 gazu rocznie. To jednak maksymalna przepustowość, a nie fizyczna ilość gazu, która rzeczywiście popłynie do naszego kraju. Po drugie uruchomienie Baltic Pipe ma nastąpić dopiero w październiku. Nawet zakładając, że od pierwszej minuty funkcjonowania gazociąg będzie pracował pełną parą, do końca roku będzie w stanie dostarczyć maksymalnie ok 2,5 mld m3 gazu. To oznacza, że przynajmniej w tym roku lukę po rosyjskim gazie zapełnimy głównie… rosyjskim gazem. Różnica będzie polegać na tym, że zamiast sprowadzać błękitne paliwo bezpośrednio z Rosji Gazociągiem Jamalskim, będziemy kupować rosyjski gaz z Nord Stream 1 od Niemców.

W kolejnych latach sytuacja skomplikuje się jeszcze bardziej. Rządzący zapowiadają, że rozbudowa gazoportu w Świnoujściu i budowa drugiego, pływającego w Zatoce Gdańskiej zwiększy nasze możliwości importu skroplonego gazu LNG. To prawda, ale Polska nie będzie jedynym krajem w Europie, który będzie chciał ten gaz kupić. W marcu prezydent Joe Biden zapowiedział, że USA postarają się dostarczyć w tym roku 15 mld m3 gazu, a w ciągu najbliższej dekady może uda się zwiększyć możliwości eksportowe do 50 mld m3 . Problem w tym, że zużycie gazu w UE już w zeszłym roku wyniosło ponad 420 mld m3. Popyt jest więc wielokrotnie większy niż maksymalna możliwa podaż.

Będzie coraz trudniej
Co więcej, zapotrzebowanie na błękitne paliwo będzie stale rosło w całej Unii, a w szczególności w Polsce. Z ubiegłorocznego badania brytyjskiego think-tanku Ember wynika, że nasz kraj planuje największy wzrost produkcji energii z gazu spośród wszystkich państw Unii Europejskiej. O ile w 2019 roku z błękitnego paliwa wyprodukowano w Polsce 14 TWh energii elektrycznej, to w 2030 roku mają to być już 54 TWh. To oznacza, że nawet jeśli w najbliższych latach uda nam się dzięki Baltic Pipe i gazoportom zaspokoić krajowe zapotrzebowanie na gaz, w dłuższej perspektywie – wraz z rosnącą konsumpcją – będzie to coraz trudniejsze.

Mogłoby się wydawać, że rosyjska agresja na Ukrainę spowoduje głęboką rewizję planów „gazyfikacji” polskiej energetyki. Sygnały świadczące o tym, że taki zwrot w energetyce jest planowany, można znaleźć w opublikowanych pod koniec marca przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska „Założeniach do aktualizacji Polityki Energetycznej Polski do 2040 r.”. Mowa jest tam m.in. o ograniczeniu zależności od gazu, dostosowaniu inwestycji gazowych do dostępności paliwa, czy zmniejszeniu tempa rezygnacji z węgla na rzecz gazu w ciepłownictwie.

Powrót do starej śpiewki
Od marca minęło jednak sporo czasu, a z każdym kolejnym tygodniem „antygazowa” retoryka rządzących coraz bardziej słabła. W końcu, w pierwszej połowie maja w jednym z wywiadów minister klimatu Anna Moskwa jednoznacznie stwierdziła, że rząd nie przewiduje zmniejszenia udziału gazu w transformacji polskiej energetyki. Słowa minister Moskwy potwierdzają działania kontrolowanych przez Skarb Państwa spółek energetycznych, które nie rezygnują z planów zastępowania węgla gazem.

Inwestycje zgodnie z planem
Jak donoszą branżowe media, najprawdopodobniej jeszcze w maju nastąpi podpisanie kontraktu na budowę bloku gazowo-parowego o mocy 550 MW w Grudziądzu. Inwestorem ma być Energa należąca do Grupy PKN Orlen. W opublikowanym 12 maja raporcie kwartalnym Energa podtrzymała również plany budowy bloków zasilanych gazem w Ostrołęce oraz gazowe inwestycje w elektrociepłowniach w Elblągu i Kaliszu.

Analogicznie wygląda sytuacja w pozostałych spółkach energetycznych. Największa z nich, czyli PGE kontynuuje budowę bloków gazowych w Elektrowni Dolna Odra, nie rezygnuje z planów postawienia nowego bloku na gaz o mocy 800 MW w Rybniku, ani z inwestycji w wymianę węgla na gaz w elektrociepłowniach i ciepłowniach m.in. w Bydgoszczy, Kielcach, Rzeszowie, Zgierzu, Gdańsku, Gdyni, Krakowie i Wrocławiu.

Suwerenność czy propaganda?
Wygląda na to, że dążenie do suwerenności energetycznej, o której rządzący tak często opowiadają w ostatnich miesiącach, to jedynie pusty frazes na potrzeby bieżącej politycznej propagandy. Jeśli chcieliby naprawdę budować tą suwerenność, w centrum tej strategii powinien stać polski węgiel. Jesteśmy jedynym krajem w UE, który jest w stanie zapewnić sobie samowystarczalność energetyczną w oparciu o własny surowiec. Tymczasem przedstawiciele rządu, jeśli w ogóle wspominają o węglu, to jedynie na marginesie wypowiedzi o gazie, OZE, czy atomie.

Łukasz Karczmarzyk
źródło foto: pxhere.com